Narracja (Bartosz)
Dwudziesta godzina, czas kolacji
w domach większości. Tego oto dnia Robert układał na stole podkładki pod gorące
naczynia, Tobiasz sztućce, a mały Mikołaj chodził w koło stołu nie wiedząc co
ma robić, bo nic mu nie nakazano, ale postanowił solidarnie znajdować się tam
gdzie większość.
– Magda, może ja ci w czymś
pomogę – zapytał się swojej bratowej Nikodem. Wyłączył nawet telewizor na znak,
że nic nie przykuło jego uwagi.
– No jeśli możesz to zapiekankę
wyjmij z piekarnika. Tylko rękawicy użyj, a nie tak jak twój brat, łapy
poparzył.
Jak to zwykle w życiu bywa,
gdzie o wilku mowa, tam wilk tuż, tuż. No i wilk się pojawił. Wkroczył do domu
pewnym krokiem, zmierzwił Robertowi włosy i położył wino na stół.
– No toś się brat szarpnął.
Włoskie?
– Hiszpańskie szczylu –
odpowiedział Jakub.
– Że ja niby jestem szczylem, że
ja? Ty ze mną na rękę nawet w snach nie wygrasz.
– Bo nie będę podejmował głupich
wyzwań.
– Bo mierzysz siły na zamiary –
pocisnął Kubie Nikodem i uśmiechnął się złowieszczo.
– Że niby ja cię nie pokonam, ty
chcesz to zasugerować? Magda ty słyszałaś gówniarza?
– Szczerze to wiesz, ty żadnych
sportów nie uprawiasz, lata też Kuba lecą, ja bym jednak zasiadła do kolacji. –
Zaśmiała się delikatnie.
– To ty tak w męża wierzysz? –
zapytał z udawaną pretensją, bo wiedział, że żona żartuje. – Siadaj
naprzeciwko. Robert, weź te talerze z powrotem.
– No kurde, a tyle się
naukładałem – zamarudził mały, ale kiedy Tobiasz rzucił hasło „zakłady, zakłady”
podłapał bakcyla, uśmiechnął się i wykrzyknął: – Stawiam na Nikiego!
– Ja na tatę.
– To piątak? – zapytał Robert.
– Piątak, to tak w chrzestnego
wierzysz? – rzucił pretensjonalnym tonem Nikodem i zaczął podciągać rękawy
bluzy. Jakub swoją koszule zdjął i został w samym t-shircie.
– Dycha – podpuszczał brata
Tobiasz.
– Dobra – przystał Robi,
wyciągnął zmięte dziesięć złotych ze swoich dżinsowych ogrodniczek i położył na
stół. Tobiasz obok tej dychy położył dwie monety o nominale pięciozłotowym.
– Słuchajcie, to wstyd po
prostu. Dzieci pastora, dom pastora i jaskinia hazardu. Wy dorośnijcie w końcu
– rzekła Magda i położyła sałatkę na stole.
– Ja nie mogę dorosnąć, sama
mówiłaś bym za wceśnie nie dorastał – przypomniał matce Robert.
Panowie w tym czasie
przymierzyli się do walki jakby byli na jakieś ważnej olimpiadzie. Cały pojedynek
trwał pięć sekund. Ręka Nikiego uderzyła o blat stołu.
– Nie tak mocno, Kuba! –
zwróciła mu uwagę żona.
– Sam się prosił – wybronił się
Jakub, a Nikodem zaczął pocierać obolałą pięść.
– Wygrałem! – zatriumfował
Tobiasz i zgarnął pieniądze ze stołu.
– No ale mamo, on zabrał moje
pieniądze.
– Oddaj mu to, przecież to
dziecko jest – odpowiedział Kuba.
– Ale sam się założył – bronił
swojego zdania Tobi.
– Starszy jesteś czy nie.
– A to moja wina, że jestem
starszy? Było trzeba mnie ostatniego do życia powołać.
– No tato, on mi nie chce oddać!
– niemal płakał Robert.
– Kuba zrób coś, bo…
– Bo co? – zapytał się żony
zakładając koszule. Nikodem też opuścił rękawy bluzy.
– Bo to wszystko przez was.
– Ja mam rozwiązanie –
zaoferował się Niko. – Dajcie mi na moment te dwie dychy.
– No i co zrobisz? – dopytywał
Tobiasz. – Oddasz mu?
– Nie, nie oddam. Daj a się
przekonasz co zrobię.
Wszyscy patrzyli na osiemnastolatka.
Nawet Tobiasz zaufał wujkowi i położył na jego dłonie przyczynę sporu.
– Miki, Mikuś, chodź do wujka. Dostaniesz
prezent. – Nikodem wsunął chłopcu do spodni dresowych banknot i monety, potem
zapiął zamek kieszonki i odprawił małego. – No co się patrzycie, jedyny mądry,
bo się nie zakładał, jakaś nagroda mu się za to należy.
– Ale to nie sprawiedliwe! –
krzyknął Robert.
– To szczylu przez ciebie, pierw
się zakładasz, a potem „mamo, mamo”. Kapuś i mięczak…
– Ej, ej, trochę cię w słowach
chłopie ponosi. Siadajmy już do tego stołu i jedzmy.
– To było niesprawiedliwe –
naburmuszył się Robi.
– A moim zdaniem to było bardzo
sprawiedliwe – wtrąciła się Magda. – Może dzięki takiej nauczce na hazardzistów
nie wyrośniecie, debetów i długów nie narobicie, rodziny założycie i domu w
ruletkę nie puścicie.
– W dupie mam taką
sprawiedliwość – wypowiedział swoje zdanie Tobiasz.
– Ej, bo zaraz z tej kuchni
wylecisz – zwrócił synowi uwagę Jakub.
Dziesięciolatek nic nie
odpowiedział tylko usiadł na miejscu bez słowa, ostentacyjnie szurnął krzesłem i
przy obu tych czynnościach perfidnie utrzymywał z ojcem kontakt wzrokowy.
– Wybrałeś synku milczeć? –
zdziwił się Kuba.
– Straciłem już śniadanie i
obiad, nie chce stracić kolacji, muszę czasami coś jeść, ojcze.
Nikodem się nie powstrzymał i
zaśmiał. Spojrzał na Jakuba.
– Co ty bracie, dzieci głodzisz?
– Jakoś reagować muszę, a lać
ich nie chcę. Żadnego jeszcze ni razu nie uderzyłem i niech tak zostanie
lepiej.
– Czy teraz już możemy jeść? –
zapytała Magda wsadzając Mikiego do fotelika.
– Możemy, a gdzie Gabryśka?
– U koleżanki na noc –
odpowiedziała mężowi Magdalena.
– To ja podam kieliszki –
zaoferował się Kuba.
– Tylko o mnie nie zapomni –
przypomniał o swojej obecności Niko.
– Czyś ty z byka zszedł? –
zapytał się Jakub stojąc już przy szafce z dwoma kieliszkami w dłoni. Podszedł
do stołu, otworzył wino.
– Spadł się mówi – wtrąciła się
z opóźnieniem Magda. – Z byka spadł – wyjaśniła wszystkim obecnym.
– Osiemnaście lat mam – dalej głosił
swoje Nikodem.
– Ojciec ci pozwala pić do
kolacji? – zapytał się starszy Norman tego młodszego.
– Osiemnaście autentycznie ma –
przyznała racje szwagrowi bratowa.
– Dobrze, naleje ci.
Przynajmniej się czegoś porządnego napijesz, a nie tego co wy tam chlejecie na
tych waszych imprezach. – Kuba pofatygował się po trzeci kieliszek i już miał
nalewać gdy Tobiasz się wtrącił.
– A ja? No jak on może to ja
też. Jestem bliżej dorosły niż niemowlęcy! – uniósł się.
– Nie no, synku, ty to jednak
jesteś trochę za młody – odpowiedziała Magda swojemu pierworodnemu.
– No ale chyba spróbować bym
mógł, prawda? – zapytał się i patrzył wciąż na ojca. W końcu siedział
naprzeciwko niego. – No nalejcie mi też, no błagam was.
– Dobrze synku…
– Co? – zdziwiła się kobieta.
– No wolę by spróbował w domu
niż mi potem po bramach chlał.
– Na twoją odpowiedzialność –
warknęła do męża.
– Idź po kieliszek, dosyć że
nieletniemu polewam, to jeszcze może mam ci podstawić – warknął z drwiną w
głosie Kuba i w końcu uzupełnił wszystkie cztery kieliszki.
Kiedy wydawało się, ze rodzina
może wreszcie spokojnie zjeść przemówił Robert.
– Uhu, chyba o kim
zapomnieliście – stwierdził dumnie niczym pan domu.
Nikodem się zaśmiał, Magda
udała, że nie słyszy, a Kuba nie mógł wyjść ze zdziwienia.
– No ja też chce usta zamoczyć –
wyjaśnił wszystkim pięciolatek.
– Ty to mój drogi jesteś o dużo,
dużo, dużo, dużo i dużo, dużo, dużo, dużo za mały – wyjaśnił Jakub.
– Wolisz bym chlał po bramach! –
krzyknął z niedowierzaniem i oburzoną miną.
– Tak, wolę byś chlał po bramach
– odpowiedział synowi ojciec.
– Ej, no w sumie, to możemy mu
dać. Tak na łyżeczkę. – Nikodem już nabrał…
– Nie! – powstrzymała go Magda.
– No, daj spokój, Madzia, ile
tego tam jest – bronił swojego zdania Niko. – No zobacz. – Niemal podstawił jej
tą łyżeczką pod oczy.
Robert wykorzystał sytuacje,
chwycił za kieliszek matki i przechylił do dna. Wypił pośpiesznie, jednym
duszkiem.
– Robert! – warknął Jakub.
– Synku, coś ty… – Magdzie
brakło słów. Zabrała kieliszek z dłoni syna. – To jest twoje pozwalam i twoje
pomysły to są, właśnie – wypowiedziała pretensjonalnym tonem w stronę małżonka.
– O bracie, masz przechlapane.
– Bo to się od ciebie gówniarzu
zaczęło. Gdybyś ty nie zawołał, to ten by nie zawołał, a ten to by nawet nie
pomyślał.
– Pyszne było – rzekł z uśmiechem
Robert i wytarł usta ręką.
Jakub już nawet nie miał siły
krzyczeć. Uśmiechnął się do synka, a potem zaśmiał. Wtedy drzwi się otworzyły i
do domu weszła matka Kuby i Nikiego.
– A co wy przy kolacji dopiero?
– Tak. Dam mamie talerz.
– A ten co, płacze, czy się
śmieje? – zapytała się synowej wskazując na syna.
– Śmieje.
– A co go tak rozbawiło?
– Robert – wyjaśnił babci Tobiasz
i wypił wino z kieliszka.
– Powiesz babci czym tatę w taki
dobry nastrój wprowadziłeś?
– Nie, bo się nie da, ale mogę
pokazać – zaoferował swoje usługi poprawiacza humoru blondynek i spojrzał na
twarze wszystkich obecnych.
– Ani mi się waż – warknęła
Magda do syna.
– Spoko, mama i tak już wina nie
ma. – Jakub słysząc te słowa zaśmiał się jakby głośniej.
– Wina nie ma? O co mu chodzi?
– Majaczy – odpowiedział babci
Tobiasz. – Nie przejmuj się nim, babciu kochana. Nałóż sobie zapiekanki, pyszna
jest. Dziękuje mamusiu, że przygotowałaś taką pyszną kolacje dla nas tu
obecnych i…
– Kieszonkowego wcześniej nie
dostaniesz – wyjaśniła matka chłopca.
– Odebrałaś mi ostatnią nadzieje
na kino w tym tygodniu, no ale dobra, zawsze warto było spróbować.
– Już przestałeś się śmiać?
– Już mi minęło. Schowaj to wino
lepiej, wypijemy w sypialni, bo…
– Tak, racje masz bracie,
schowaj zanim Mikołaj się o swoją część dopomni – rzekł pewnie Nikodem i
nałożył najmłodszemu bratankowi na plastikowy talerzyk trochę zapiekanki z
makaronem, szynką i warzywami. – Wcinaj szczylu.
– Nie mów na niego tak nie
ładnie – zwróciła uwagę synowi matka. – To jest mój wnuczek najmłodszy.
– Może będziesz miała za kilka
miesięcy młodszego – rzucił Nikodem. – Żartowałem! – dodał pośpiesznie, gdy
zdał sobie sprawę ile par przerażonych oczu wpatruje się w jego skromną osobę.
– Boże, jakaś nadwrażliwość rodzinna czy coś?
– Chciałem być wujkiem – rzekł
smutno Robert.
– Synku, jakby Nikodem miał
dziecko, to ty nie byłbyś wujkiem, tylko kuzynem dla tego dziecka, rozumiesz?
– Czemu? – zapytał chłopiec
mamę.
– Bo Nikodem jest bratem taty, a
nie twoim. Ty byłbyś wujkiem jakby dziecko Nikodema miało dziecko.
– Ale Nikodem przecież nawet
dziecka nie ma, to kiedy ja w końcu zostanę tym wujkiem?
– Jak ja będę miał dziecko,
ciołku matołku – wyjaśnił bratu najstarszy z synów Magdy i Jakuba.
– Tobiasz, no to zrób sobie
dziecko – zaproponował Robi i nie rozumiał dlaczego wszyscy obecni zaczęli się
śmiać.
– Tobi nie może mieć dziecka, bo
jest jeszcze na to za młody – wyjaśniła synkowi Magda, bo było jej go szkoda,
że z taką niewiedzą i nieogarnięciem na wszystkich spogląda, a każdy się tylko
śmieje.
– To nie jest, matko do końca
prawda. Mnie się wydaje, że ja to jestem już płodny – wtrącił swoje trzy grosze
Tobiasz.
– Słuchajcie, możemy jeść! –
niemal krzyknął Kuba. – Takie pięć minut jedzenia w ciszy, co? W końcu wiecie,
jak pies je to nie szczeka, bo mu ta, no…
– Miska – powiedział Tobiasz.
– Właśnie, miska mu odchodzi –
dokończył Jakub.
– Chyba ucieka – zadrwił Tobi.
– Właśnie, Kuba, pierw z byka
zejść, teraz chodząca miska, z tobą coś nie tak jest ostatnio, czy jak?
Starzejesz się, czy co? – zapytała się męża.
– A mnie to się w ogóle ta
mądrości ludowa synku nie spodobała. Posiłki rodzinne scalają rodzinę, to
trzeba właśnie rozmawiać.
– No to może porozmawiajmy w
końcu o tym kiedy będę wujkiem.
– Robert, to może porozmawiajmy
o… o tym, że od września idziesz do szkoły – zaproponowała Magda.
– Chce iść do szkoły.
– Bo jeszcze tam nie byłeś –
stwierdził pewnie Tobiasz.
Robi postanowił nie ufać bratu,
który od zawsze go tylko wyśmiewał i robił mu na złość. Wbił swoje pełne
nadziei oczęta w Nikodema.
– W szkole nie jest źle, prawda?
– No teraz już nie, bo są laski
i imprezy, ale jak pierwszy rok szkoły wspominam to okropnie było, wszyscy są
więksi, nie można korytarzem przejść bo taki ścisk jest i…
– Niki, bracie, przestań –
zareagował Jakub.
– No co, przecież nie będę
dziecka kłamał. Taka prawda jest. Zaczną się przezwiska, zgubienie na spacerze…
– A co zgubie? – zapytał
chłopiec z lekkim przerażeniem.
– Siebie, znaczy pani i grupa
cię zgubi. Tak jak twojego ojca – odpowiedział wujek bratankowi.
– A ty nie możesz tego pamiętać.
Ciebie przecież na świecie jeszcze nie było – uniósł się Jakub.
– Ojciec, na spacerze się
zgubiłeś? A to ponoć ja nie jestem najbystrzejszy.
– Tobiasz, ty to już tam cicho
siedź. Nic nie zgubisz Robert i nikt ciebie nie zgubi, straszą cię tylko, bo
sami ofiarami losu byli i sobie poradzić nie potrafili – powiedział Kuba do
syna, bo chciał mu dodać otuchy, gdyż pierwszy dzień szkoły zbliżał się
nieubłaganie.
– Ale ty się zgubiłeś.
– Bo się nie słuchał i zawsze
robił po swojemu – wtrąciła się babcia do całej dyskusji.
– A mamusia to niech się lepiej
nie wtrąca. Synku uwierz tacie, w szkole będzie fajnie.
– Nie wierzę ci – powiedział pewnie
Robi.
– A dlaczego?
– Ja wiem, ja wiem – zgłosił się
Tobiasz do odpowiedzi. – Wątróbka nie jest taka zła, zastrzyk to jak ugryzienie
komara, kotek nie podrapie jeśli go nie pociągniesz za ogon i najlepsze było o
dentyście, nawet nie poczujesz a już będzie po wszystkim. Ciężko tatusiu
wierzyć kłamcy.
– Kot by cię nie podrapał,
gdybyś go nie trącał tak tym jednym paluchem. Poza tym nie możesz tego
pamiętać, trzy lata miałeś.
– Ja mu opowiadałem – przyznał
się Nikodem. – A teraz już może jedzmy, bo akurat tak przestygło, że do
jedzenia jest. Co wy na to?
– Ja jestem za – rzekł Tobiasz i
sięgnął po widelec.
– I ja – poparł go Robert i
także dopadł do sztućców.
– Ja – wtrącił się Mikołaj. Wszyscy
spojrzeli na niego zszokowani, bo wcześniej chłopiec nie wykazywał się
rozmownością. – Ja – powtórzył malec już pewniej, nieco zawstydzony.
Ten powyższy tekst napisał jeden z czytelników, który do tej pory ukrywał się w cieniu, po prostu go nagle natchnęło. Dzięki temu przedstawiliśmy choć odrobinkę Jakuba w jaśniejszym świetle i pokazaliśmy jakim jest ojcem. Pozostaje nam więc jeszcze zobrazować jakim Olek jest ojcem dla Angeliki i jakim tatą jest Hubert dla swoich chłopaków. Wtedy będziecie mieli porównanie i będziecie mogli wybrać najlepszego tatusia z pośród czterech panów, albo napisać co w kim lubicie, a czego nie lubicie. Jak wam się podoba ten pomysł? A może już macie jakiś faworytów?
Ten powyższy tekst napisał jeden z czytelników, który do tej pory ukrywał się w cieniu, po prostu go nagle natchnęło. Dzięki temu przedstawiliśmy choć odrobinkę Jakuba w jaśniejszym świetle i pokazaliśmy jakim jest ojcem. Pozostaje nam więc jeszcze zobrazować jakim Olek jest ojcem dla Angeliki i jakim tatą jest Hubert dla swoich chłopaków. Wtedy będziecie mieli porównanie i będziecie mogli wybrać najlepszego tatusia z pośród czterech panów, albo napisać co w kim lubicie, a czego nie lubicie. Jak wam się podoba ten pomysł? A może już macie jakiś faworytów?
Hahaha rozwaliła mnie ta sytuacja z Robertem :) Ogólnie ciekawa była ta ich rozmowa przy kolacji.
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się ta część, gratulacje dla anonimowego czytelnika. Takie przekomarzanie przy stole jest zabawne, ale jednocześnie urocze. Rzeczywiście udało się tutaj postawić Jakuba w jaśniejszym świetle.
OdpowiedzUsuńMnie też się podobało. Uśmiałem się szczególnie jak tego małego szkołą straszyli i jak Tobiasz przytoczył "kłamstwa ojca".
UsuńRobercik mnie rozłożył na łopatki swoim "wolisz bym chlał po bramach". I to powiedział pięciolatek. No i sobie dzieciaczek chlapnął i podsumował całą sytuację ''pyszne było''. Ja to sobie nawet wyobraziłam i nie mogłam się przestać śmiać.
OdpowiedzUsuńBardzo zabawna część !!! :)
OdpowiedzUsuńNie wiem natomiast czy przymiotnika "pretensjonalny" używacie zgodnie z jego znaczeniem. W wielu częściach pojawia się określenie "pretensjonalny ton" - czy chodzi Wam o ton pełen pretensji? O pretensję w głosie? Jeśli tak, to nie w myśl znaczenia tego słowa:
"pretensjonalny
1. «zachowujący się sztucznie, krygujący się»
2. «zbyt wyszukany, świadczący o złym guście»" (PWN)