Aleksander (Samuel)
Zszedłem na dół. Stanąłem między
salonem… właściwie to między jadalnią, a kuchnią. Patrzyłem na Amandę. Stała do
mnie tyłem, opłukiwała naczynia i wkładała je do zmywarki, wycierała blat, wcześniej
sprzątnęła z niego kartony po pizzy i butelki po piwach. Podszedłem, stanąłem
przy niej. Pochyliłem się do niej by spojrzeć w twarz, ale odwróciła głowę.
– Płaczesz? – zapytałem
najdelikatniej jak tylko potrafiłem.
– Zostaw mnie – odburknęła i
zmieniła miejsce swoje. Teraz sprzątała pozostałości imprezy z komody w
salonie.
– Nie dąsaj się – warknąłem
trochę bardziej nieprzyjemnie niż miałem w planach.
– Godzina jeszcze nie minęła,
sprzątam, przeszkadzasz mi.
Patrzyłem na jej pośladki okryte
krótkimi spodenkami, na ramiona okryte z powodu luźnej, damskiej bokserki.
Sunąłem po niej spojrzeniem, po przez uda, łydki, aż do stóp.
– Załóż chociaż coś na stopy.
Podłoga jest zimna.
– Zajmij się swoimi stopami, a
od moich się odpierdol! – lekko uniosła głos. Wycierała blat komody jakąś
ścierką.
Nagle się we mnie zagotowało na
powrót. Podszedłem do niej, stała do mnie bokiem. Chwyciłem lewą dłonią jej
rękę tuż nad łokciem, a prawą wymierzyłem jednego, ale zdecydowanego klapsa.
Oczy Amandy wbiły się we mnie,
nie z nienawiścią, ale żalem, albo z uczuciem podobnym do żalu.
– Skończ swoje fochy póki
jeszcze nie doprowadziły mnie do szewskiej pasji! – warknąłem. Potem
postanowiłem spuścić z tonu. – Załóż coś na te stopy, nie stój na bosaka.
Amanda i nie dyskutuj dziś ze mną. Powiedziałem co masz zrobić i nalegam byś to
wykonała bez ociągania i zbędnych dyskusji. Raz, raz.
Szarpnąłem ją naprawdę
delikatnie, po prostu skierowałem w stronę przedpokoju gdzie zawsze były jakieś
łapcie, jeśli nie dla nas, to dla gości. Zrobiła to o co prosiłem i poczułem się
jakby spokojniejszy. Udałem się do kuchni po worek od śmieci i zacząłem zbierać
to co się walało po podłodze.
– Co robisz? – zapytała
zdziwiona.
– Sprzątam.
– Ale nie mus…
– Ale chcę. Jestem twoim mężem,
nie zostawię cię z tym samą, poza tym się nie wyrobisz, a mamy dziś gości.
– Jakich?
– Marcin z narzeczoną i
Chantelle z Kryspinem.
– Aha, czyli ja nie mogę
urządzić imprezy, a ty możesz spraszać ludzi kiedy chcesz, tak? – zapytała
oburzona.
– Mógłbym z tobą teraz
dyskutować, ale chyba nie mam na to czasu. Powiem więc tak, dla świętego
spokoju. Ogarnij się i zachowuj przyzwoicie. Nie chcę żadnych scen. Rozumiemy
się?
– Nie lubię cię takiego – rzekła
z rezygnacją, ale i z dużą dozą pewności w głosie.
– Zdaje sobie z tego sprawę, ale
ta świadomość niczego nie zmienia. Weź prysznic, ubierz coś ładnego, zrób makijaż.
Nie masz za dużo czasu. Ja w tym czasie ogarnę salon, dania już zamówiłem. Jak
goście wyjdą to posprzątasz resztę domu i nie obchodzi mnie ile ci to zajmie.
Nawet jeśli do rana, to nie odpuszczę, dopóki ten dom nie będzie miał takiego
stanu, jaki miał gdy z niego wychodziłem te kilka dni temu.
– Dobrze – odpowiedziała i
poszła na górę. Wychyliła się przez barierkę schodów i zapytała: – A mogę cię
prosić o kawę, być mi zrobił?
– Jaką?
– Mocną, czarną, bez mleka, ale
dużo cukru. Jak jest cytryna, to możesz trochę wcisnąć.
– Nie, nie ma cytryny, bo
szukałem już do herbaty.
– To zwykłą czarną.
– Nie ma problemu.
Zrobiłem o co prosiła. Właśnie
zalewałem kawę gdy stała przy mnie, w szlafroku, wypachniona, z włosami w nieładzie,
ale już lekko suszonymi.
– Dziękuje – powiedziała dając
mi całusa w policzek. Nie gniewaj się już.
– Nie jestem rozgniewany –
zapewniłem muskając swoimi wargami jej czoło.
Odstąpiłem od Amandy na kilka
kroków, chciałem chwycić za worki i wynieś je do śmietnika za dom, a puszki
wrzucić do piwnicy i zostawić na sprzedaż, ale moja zona odskoczyła od kawy.
Dosłownie się odwróciła, podparła lodówki i złapała za usta jakby zrobiło jej
się niedobrze.
– Coś się stało? – zapytałem
podchodząc do niej.
– Nie wiem. To przez kawę. Jej
zapach mnie odrzuca – oznajmiła.
Podszedłem do kubka z kawą,
chwyciłem za niego, powąchałem.
– Pachnie normalnie –
oznajmiłem.
– Wylej ją.
– Ale…
– Wylej! – warknęła.
Uczyniłem jak chciała, skierowałem
swoje kroki do toalety, wylałem kawę do muszli klozetowej, opłukałem kubek w
umywalce i powróciłem do kuchni.
– Już lepiej? – dopytywałem.
– Odrobinkę, ale jak sobie
wspomnę ten zapach to aż mi się w głowię kręci.
– Od dawna tak masz?
– Nie wiem.
– Może to wina kaca – gdybałem.
– Może, ale raczej nie. Na kacu
mogłam się czuć okropnie, ale zawsze pochłaniałam hektolitry kawy, nigdy mnie
nie było niedobrze na jej zapach, nawet po takich mocnych imprezach. Ten zapach
mnie zawsze pobudzał – wyjaśniła i w końcu na mnie spojrzała.
– Może cię coś bierze.
Poczekamy, może minie, jak nie to pojedź jutro do lekarza dla świętego spokoju.
– Tak zrobię. Ubiorę się. Wezmę
coś na brzuch. Widzę, że salon już jakoś wygląda, potem posprzą…
– Nie. Jeśli się źle czujesz, to
się położysz. Ja posprzątam dom.
– Nie musisz.
– Chcę. Jestem twoim mężem, nie
pozwolę byś się przepracowywała gdy jesteś chora.
Wyminąłem ją i poszedłem na górę.
– Po co idziesz?
– Po No-Spę.
– Przyniesiesz mi ten czarny
kostium i zielone dodatki z tych drewnianych korali do niego? Strasznie mi się
nie chce chodzić po schodach – zawodziła.
– Nie ma problemu.
Udałem się do garderoby,
odnalazłem to o co prosiła. Następnie do łazienki, bo tam mieliśmy apteczkę.
Znalazłem No-Spę i coś jeszcze – tabletki antykoncepcyjne. Zbiegłem z nimi na
dół, zapomniałem o tym wszystkim co naszykowane na łóżku.
– Od kiedy je bierzesz? –
zapytałem bezo grudek ślizgając nimi po szklanej ławie obramowanej w drewno
wenge.
– Od jakiś dwóch, może trzech
miesięcy. Nie pamiętam. Od chwili kiedy ci powiedziałam, że możemy bez gumki.
– Rzadko kiedy zakładałem…
– Wiem, mam regularną. Unormowała
mi się po porodzie. Zresztą rzadko uprawialiśmy seks, a nie możliwe bym dzień
czy dwa po okresie mogła...
– Stój! Przestałaś liczyć dni
płodne i niepłodne, przestałem używać gumek od którego opakowania tabletek?
– Nie rozumiem.
– Pierwsze opakowanie nie chroni
– wyjaśniłem.
– Ale jak to nie… przecież są
anty…
– Tak, ale nie chroni i już,
taka jest farmaceutyka i na to nie masz wpływu!
– Ale dlaczego mi nikt tego nie
powiedział wcześniej? – zapytała, była poddenerwowana.
– A co ja, twój ginekolog, czy
co!?
– No chyba jesteś lekarzem!
– Ale nie twoim! – odkrzyknąłem,
ale po chwili się opanowałem. – Nie ma co histeryzować, poza tym nie mamy
pewności…
– Ja mam pewność.
– Tak?
– Mam pewność, że nie mogę być
teraz w ciąży. Dopiero co chłopców odchowaliśmy z najgorszego, zaczynają
chodzić, wymagają sporo uwagi. Tak na półtora roku będą już bardziej samodzielni,
mniej absorbujący. Nie możemy się władować znowu w pampersy, nocne wstawanie, w
chwili gdy dopiero będziemy mogli zacząć się wysypiać.
– To co zrobisz jeśli będziesz w
ciąży? Mam ci wyjąć to dziecko z brzucha?
– Wystarczy żebyś mi go do
brzucha nie władał.
– Masz racje. Nie ma co
panikować. Pewnie to hormony, albo jakieś przeziębienie się szykuje. Jutro
zrobisz rano test, pojadę i kupię, albo pojedziemy od razu do Krystiana i…
– Olek, ja nie chcę więcej
dzieci. Z pewnością nie teraz.
– Rozumiem. Ja też nie.
– Jedź po test! – warknęła.
– Teraz?
– Jest apteka przed miastem,
jedna. Jedź tam. Powinna być jeszcze czynna.
– Ale teraz? – dopytywałem.
– Tak, teraz! Natychmiast!
– Dobrze, ale zrobisz test rano,
dobra? Bo tak się robi.
– To kup dwa. Jeden zrobię
teraz, a drugi rano.
– Ale po kolacji zrób, co? –
wypytywałem stojąc już w korytarzu i zakładając buty.
– Dlaczego?
– Bo jak jesteś w ciąży to mnie
zabijesz, a chciałbym zjeść ostatni posiłek. Nawet więźnia przed karą śmierci
pytają na co ma ochotę.
– W Polsce nie ma kary śmierci,
gdyby była to byś wisiał za jaja.
– No ale samosądy istnieją –
powiedziałem smutno, wziąłem bluzę, bo zaczęło robić się zimno i lekko padać.
Zamknąłem za sobą drzwi i wsiadłem do samochodu.
Dalej wszystko potoczyło się już
szybko.
– Poproszę test ciążowy –
standardowe słowa jakie mówi się w takim wypadku do aptekarza. W tym przypadku
aptekarki.
– Jaki? Mamy…
– Czuły i najlepiej
strumieniowy.
Ta pani w białym kitlu się do
mnie uśmiechnęła.
– Dlaczego się pani uśmiecha? –
zapytałem unosząc kąciki swoich ust lekko ku gurze, podczas gdy ona kasowała.
– To niecodzienne by mężczyzna
się znał na testach ciążowy.
– Jestem zatem niecodzienny.
Poproszę jeszcze dwa, tak na wszelki wypadek.
Zapakowała mi wszystko w
reklamóweczkę i wyszedłem. Rzuciłem tymi zakupami na przednie siedzenie i
ruszyłem do domu.
Amanda w tym czasie przyjęła
Kryspina z żoną, którzy byli sporo przed czasem. Kryspin nawet pomógł mojej
żonie wykładać potrawy na wynos na półmiski i talerze.
– W końcu posiadam restauracje,
wiem więc co i jak – zachwalał sam siebie.
Miał ładny błyszczący garnitur,
granatowy. Chantelle miała sukienkę pod kolor jego krawatu, krwistoczerwoną.
– Zarzucę tylko marynarkę i zaraz
do was wracam – zapewniłem po przywitaniu się.
– Gustaw jest na górze! –
krzyknęła Amanda.
– Co?
– No Gustaw, kot. Chantelle nie
chciała by czuł się samotny. Śpi na naszym łóżku – wyjaśniła mi moja żona.
Chantelle, żona mojego
przyjaciela, słynęła z niecodziennych pomysłów. Kiedyś interesowałem się co ją
zainspirowało do takiego sposobu bycia, często mnie irytowała, ale ostatecznie
Kryspin przy niej zmienił się z prostaka w naprawdę inteligentnego faceta.
Kiedy wracałem z sypialni
słyszałem go cytującego:
– Nie utoniesz, nie utoniesz. Topi się kto bierze żonę.
– Niech się stopi, niech się spali, byle ładnie grajcy grali –
dokończyła Amanda.
– Czyżbyście znaleźli wspólny
język? – zapytałem schodząc po schodach.
– Podzielamy tylko wspólne
zamiłowanie do Witolda Gombrowicza i Stanisława Wyspiańskiego – wyjaśnił
Kryspin i usiadł przy stole.
– Prawda jest taka, że im dłużej
go słucham, tym lepsze mam zdanie o Przybylskim – wtrąciła Amanda, a Chantelle
się zaśmiała delikatnie.
– Widzisz skarbie, ostatnio
marudziłeś, że cię wszyscy komplementują, doczekałeś się krytyki.
– Z ust mojej żony to nic
niezwykłego, ale Darek pewnie by się ucieszył z tak niespodziewanego i
niecodziennego komplementu. – Także usiadłem do stołu.
– Amanda siedzi tutaj – wyjaśnił
mi Kryspin i wskazał miejsce.
– Usiadłem obok, więc…
– Nie chcę ci przerywać, ale nie
chcę też byś zrobił z siebie prostaka. Żonę powinieneś mieć z prawej –
wyjaśnił.
– Zaczynam cię lubić – wtrąciła
się Amanda.
– Ciekawe dlaczego? – zapytałem.
– Bo cię uczy dobrych manier.
– Też mi ważna dobra maniera, z
której twojej strony usiądę – zakpiłem, no ale zmieniłem miejsce, na to które
ich zdaniem powinienem zająć.
Poczekaliśmy kilka minut, zjawił
się Marcin z Oliwią. Zasiedliśmy, zaczęliśmy jeść i toczyć dyskusje o…
polityce.
– Za jaką partią jesteś?
–zapytał Kryspin, oczywiście nikogo innego tylko mnie.
– Ja bym był za
antyglobalistami, jakby tacy byli.
– Olek, pytałem poważnie –
droczył Kryspin.
– Nie chcę się kłócić o poglądy
polityczne.
– Nie będziemy się kłócić.
– Ja to uważam, że właściwie nie
mamy wyboru. Jedynie dalej PO. Niech ciągnie ten wózek długów jakich narobili.
– No sami to oni tych długów nie
narobili – stanąłem w obronie naszego premiera. – Poza tym ja nie jestem za
platformą.
– A dlaczego nie? – zapytała
Amanda.
– Małżonkowie a mają innych
ulubieńców partyjnych, a to ciekawe – zainteresowała się Chantelle.
– Dlaczego jesteś za PO? –
zapytałem Amandę.
– Podoba mi się ich polityka.
Doprowadzą do wojny domowej, biedni umrą i wreszcie w Polsce zapanuje lepszy
świat. Oczywiście ja bym wybrała inny sposób. Od razu bym była za tym by
bezrobotnych, więźniów na dużych wyrokach i patologie wymordować od starca, do
niemowlaka. Tylko w ten sposób w Polsce nastałby porządek, brak różnic
klasowych.
– Różnice zawsze by były –
wtrącił się Marcin.
– Tak, ale nie aż takie znaczne
jak na załączonym obrazku zza okien na głównym rynku miasta.
– Ty to byś taką politykę
Hitlera prowadziła – podsumował Marcin.
– Jedyną dobrą moim zdaniem –
poprał Kryspin.
– Co? – zdziwiłem się.
– A cóż taki zdziwiony. By
uzdrowić ciało i dusze człowieka czasami trzeba odjąć mu jeden narząd, albo i
kilka narządów, tak panie lekarzu?
– Nie jestem od amputacji.
Zawsze jeśli można jestem za leczeniem, a nie pozbywaniem się problemu.
– Patologie społeczną i biedę
próbowano już wyleczyć na różne sposoby, kilka było dobrych, ale niestety za
późno je stosowano. Ja nie widzę innego wyjścia jak pozbycie się problemu i
próbować leczyć od podstaw kiedy znów zajdzie taka potrzeba, a nie czekać aż ta
zaraza się rozmnoży na taką skalę jak dziś.
– I ty się z nim naprawdę
zgadzasz? – zapytałem się mojej żony ze złością.
– Olek, ale mieliśmy się nie
kłócić o poglądy polityczne, twoja żona ma po prostu inne – powiedziała Oliwia.
– Nie inne, a chore. Za
dzieciobójstwem jesteś?
– Czy ja to powiedziałam?
– Tak! Powiedziałaś!
– Aleks, ale się unosisz –
wtrącił się Kryspin.
– A jak mam się nie unosić kiedy
wy powiedzieliście, że wybilibyście wszystkich biednych i bezrobotnych, nawet
niewinne niemowlęta.
– To akurat powiedziała twoja
żona, nie ja.
– No przecież do niej się
unosiłem, a nie do ciebie.
– I dobrze, bo ja uważam, że
niektóre te dzieci mogłyby się przydać. Te bardziej inteligentne oczywiście,
albo mające szanse na adopcje – wyjaśnił Kryspin.
– Dobry pomysł – poparła go
Amanda.
– Może jeszcze byście tymi
dziećmi handlowali i w ten sposób załatali dziurę…
– Tak! Masz racje Olek, chyba
założę partie – zażartował Kryspin.
– Zapiszę się do niej –
wtórowała mu Amanda.
– Wy jesteście albo nienormalni,
albo się ze mnie nabijacie. Jeśli to pierwsze to mnie nie odbierajcie ostatnich
złudzeń. Wolę już myśleć, że mój przyjaciel i żona mają beznadziejne i
skretyniałe poczucie humoru niż, że są nowymi Hitlerami na tej Ziemi.
– A dlaczego Hitlerami od razu?
– zapytała Amanda.
– Hitler sam był przeciw patologii
i kazirodztwu, a co się okazało? Jego rodzice byli kuzynostwem i to za bliskim.
Poddawał eutanazji chorych psychicznie, a w jego rodzinie zanotowano dużo
takich przypadków.
– Chodziły też plotki, że jest
Żydem – wtrąciła się Oliwia.
– Tak, były przez to, że
Salomon, takie imię zostało wpisane do jego drzewa genealogicznego przez genealoga.
– To Żydowskie imię? –
dopytywała Chantelle.
– Raczej tak – wyjaśnił Marcin.
– Te pomówienia powstały nawet
nie z powodu imienia Salomon, a z powodu nazwiska Hitler – powiedziała Amanda.
– Dlaczego? – zapytałem zdziwiony.
– Dużo Żydów nosiło takie
nazwisko. Chyba zamieszkiwali Anglie, wyemigrowali. Historia Adolfa jednak
pokazuje jak duży wpływ ma dzieciństwo na człowieka.
– Jest takie zdanie nawiązujące
do Hitlera ojca szanowałem, ale to matkę kochałem.
– Adolf był maminsynkiem? –
dopytywał Marcin.
– Rzekomo tak. Jakaś ciotka
wprowadziła się do rodziny brata Hitlera… jak on miał…
– Alois – wtrąciła się Amanda w
zdanie Kryspina.
– Dziękuje. I ta ciotka mieszkając
z nimi wypytywała go o szczegóły dzieciństwa i pisała kronikę. Ta kronika ma
chyba czterysta stron i jest jedynym niesfałszowanym dokumentem o życiu
rodzinnym Adolfa. Jego ojciec był bardzo surowym człowiekiem, bił dzieci,
szczególnie Adolfa, a matka wtedy zasłaniała go własnym ciałem. Potem odeszła
od męża, zabrała dzieci.
– Brat Adolfa był zdaje się
niewiele lepszy od swojego ojca. Był bigamistą. Wiliam, syn z jego pierwszego
małżeństwa, mieszający z matą zrobił karierę w Niemczech, przez swoje nazwisko
– powiedziała Amanda.
– Adolf załatwił mu posadę w
salonie Opla, był sprzedawcą chyba – mówił Kryspin.
– Mnie się wydaje, że znajdował
się na wyższym stanowisku.
– Ale przed wojną uciekł.
– Przed armią czerwoną –
sprostowała Amanda.
– A oni go ścigali?
– Williego? Nie, nie wydaje mi
się, ale to był tchórz. Nie był nawet szczególnie biegły. Krótko mówiąc
prostak, który tak jak nasi politycy głosił to co akurat było wygodne, nie miał
sztywnego kręgosłupa. Pierw wujka – Adolfa trochę ośmieszył i osłabił jego
pozycje polityczną zdradzając sekrety rodzinne, potem go szantażował, potem
wykorzystał jego nazwisko do zrobienia kariery, a w Stanach znów był przeciwny
polityce Adolfa i życzył mu jak najgorzej.
– Umiał się ustawić. Amanda, a
to prawda, ze Adolf miał romans ze swoją siostrzenicą? – zapytał Kryspin.
– Szczerze to ona chyba była jego
siostrzenicą, czy bratanicą, czy córką kuzynki. Ta kuzynka nosiła imię
Angelika, czy Angelina. Wprowadziła się do takiego pensjonatu, tam tego
właściciela do obozu zabrali bo się sprzeciwiał, nie chciał by mu naziści po
posesji się pałętali a Adolf tam robił zebrania. Angelina, czy ta Angelika,
wszystko jedno, ale sprowadziła się do tego pensjonatu z córką. Ona Adolfa
bardzo fascynowała, do tego stopnia, że brał ją na wszystkie wystąpienia
polityczne, wszystkie te ważniejsze. Potem umieścił w mieszaniu, w kamienicy.
Zabraniał spotykać się z mężczyznami. W końcu wyznała w liście, że zmuszał ją
do takich rzeczy, o których nie chce mówić, że jest potworem i popełniła
samobójstwo. Chyba strzeliła sobie w głowę. – Podała bardzo wyczerpującą
odpowiedź i napiła się wina. Marcin poszedł w jej ślady.
– Muszę taki natłok wiedzy
historycznej przepić.
– Marcin nie lubi historii – wyjaśniła
Oliwia.
– Ja szczerze mówiąc też nie
przepadam – oznajmiła Chantelle.
– A jego przyrodnia siostra? –
zapytał Kryspin.
– Boże, idźcie sobie na jakiś
wykład z historii może co? – warknąłem na nich.
– Ale Olek, spokojnie. Tylko mi
odpowie i już kończymy, bo ja tego w szkole nie miałem.
– Albo miałeś, a nie pamiętasz,
bo ci tylko plastyka i komputery były w głowie – wytknąłem mu.
– Jeszcze gotować lubiłem –
przypomniał.
– Paula była zaręczona z
lekarzem.
– O, wreszcie coś dla nas – zauważył
Marcin.
– Zamieniamy się w słuch,
kochanie – oznajmiłem.
– To nie jest opowieść o jedynym
dobrym i prawym – uprzedziła.
– Czyli będzie ciekawie –
stwierdził Marcin.
– Paula nie była przyrodnią
siostrą Hitlera, tak jak Adolf była córką Klary i Aloisa. Adolf zachował się w
stosunku do niej bardzo szlachetnie. Otrzymywali rentę po sto koron, co było
niewystarczającą sumą na przeżycie dla dwóch osób.
– To tak jak dzisiejsze renty –
wtrąciła Oliwia. – Przepraszam, że ci przerwałam.
– Nie szkodzi. Adolf zrzekł się
swojej części na rzecz siostry już w dzieciństwie. Uznał, że on jako mężczyzna
sobie poradzi.
– Jednak nie był takim
maminsynkiem – zauważył Marcin i napełnił wszystkim kieliszki, oprócz Amandzie.
Ona pokiwała, że nie i wskazała na wodę. Napełnił więc jej kieliszek mineralną.
– Paula Hitler pracowała jako
sekretarka w kancelarii w Wiedniu. Została jednak zwolniona, prawdopodobnie z
powodu tego, że nie lubiono jej brata. Co zresztą nie było trudne. Nadal wiele
osób go nie lubi.
– Wybacz, że ci przerwę – zaczął
Kryspin.
– Tak? – zapytała Amanda.
– Paula Hitler powiedziała o
swoim bracie takie zdanie, nie pamiętam go dokładnie, ale było nawiązanie do
Napoleona.
– Tak, było. Napoleon był
najgorszy z ludzi w swoich czasach, a dziś pisze się książki pochwalne na jego część,
może i tak samo będzie z moim bratem. Jakoś tak brzmiało to zdanie. Paula nie
czuła skruchy. Niby nie działa politycznie, ale też nie oceniała postawy
swojego brata i jego czynów jako złe. Mówiła o nim dobre rzeczy, że uchronił
kraj przed komunizmem, że dał bezrobotnym pracę.
– Tak, wszyscy znamy politykę
Hitlera – zadrwiłem. – Wziąć pięćset chłopa do łopaty, zamiast trzy koparki.
– No, ale Aleks, musisz
przyznać, że Polskę zmechanizowanie i technika niszczą. To nie jest nic
dobrego, że teraz w Tesco sześciu kas samoobsługowych pilnuje jedna pani, a
druga pani siedzi na normalnej kasie, bo to znaczy, że do obsługi siedmiu kas
starczają dwie osoby. Skutkiem tego pięć osób jest bez pracy, a mogłoby ją
mieć.
– Tu się z nią całkowicie zgodzę
– przyznał Krystian.
– Żadna nowość. Was w ogóle dzisiaj
zaczarowali. Tylko sobie potakujecie od samego progu i się zgadzacie.
– Czasami trzeba trzymać wspólny
front – stwierdziła Amanda.
– Nie mów tak, bo twój mąż jest
zazdrosny – zauważył Kryspin.
– Nie jestem, ale to dziwne, że
jakoś nagle zapałaliście do siebie uwielbieniem.
– A oni się zazwyczaj nie lubią?
– dopytywał Marcin.
– Tak, zawsze mają inne zdanie i
bronią go do upadłego, potem jest foch i on idzie do wódki, ona do wina i do
końca spotkania z sobą nie gadają. – Wyjaśniłem koledze jak to wygląda
zazwyczaj.
– Ej słyszałaś? – zaczął
Kryspin.
– No słyszałam. Jak on mógł?
– No właśnie.
– O co tym razem chodzi? –
zapytałem oboje.
– Zrobiłeś z nas takich co po
konfliktach topią smutki w alkoholu.
– Powiedziałem prawdę. Nie
powiedziałem, że się upijacie, tylko tak uspokajacie. Trochę zraszacie te
konflikty.
– Zawód z ogrodnikiem pomyliłeś,
czy jak? – zapytał Marcin.
– Zejdźcie ze mnie wszyscy.
Przejdźmy do tego narzeczonego Pauli Hitler.
– Dobrze. To ja mówię. Paula
straciła prace i po długim niewidywaniu się z bratem poprosiła go o pomoc i ten
załatwił by miała inne nazwisko. Występowała więc pod nazwiskiem Wolf. Podczas wojny
była sekretarką w szpitalu. Po wojnie broniła brata w wywiadach, za wszystko obarczała
jego zastępców. Według niej jej brat wymyślił autostrady i Volkswagena, a nie
reżim. Zaręczona była jednak z psychiatrą, który reżim popierał i poddawał
eutanazji starych, chorych i psychicznych.
– Czemu go nie poślubiła? –
zapytałem.
– Nie, nie dlatego, że nie
chciała.
– Ale ja nie o to…
– Widziałam to w twoich oczach.
Myślę, że jak się kogoś kocha to nie jest ważne ile złego wyrządził innym
ludziom, nam obcym, a ile wyrządził dobrego nam samym. Paula chyba kierowała
się tymi samymi kryteriami co ja, dlatego zawsze broniła brata i narzeczonego.
– Dlaczego więc go nie
poślubiła? – droczyłem temat.
– Adolf był bardzo apodyktyczny.
Wysłał tego psychiatrę, on się nazywał doktor Erwin Jekelius.
– Masz dobrą pamięć – pochwalił
Marcin. Wtedy jakoś dziwną dumę poczułem, aż mnie rozpierała. Miałem żonę z
dobrą pamięcią, niezwykle inteligentną i biegłą z historii.
– Dziękuje. Erwin był
odpowiedzialny za program eutanazji. To były komory gazowe. Paula prosiła brata
niemal na kolanach o zgodę na zaślubimy, tylko raz. Hitler wysłał Jakeliusa na
wschodni front, gdzie ten zginął.
– Dlaczego? – zapytała Oliwia.
– Bo był zaborczy. To człowiek, który
nie zaznał miłości od ojca, stracił szybko matkę. Nie chciał zostać sam, a
Paula po samobójstwie jego siostrzenicy, była mu jedyną bliską osobą, jedyną
rodziną. Myślę, że dlatego, ale nie mamy możliwości go zapytać.
– Ona wiedziała, że jej
narzeczony zabija ludzi? – dopytywał Marcin.
– Tak. Podpis Erwina znajduje
się na ponad, czy na około czterech tysiącach wyroków śmierci. Zabił chyba ich
kuzynkę nawet – Aloisia Veit, czy jakoś tak się nazywała. Dziś wiemy, że Paula
o tym wiedziała, ale to nie przeszkadzało jej w planowaniu ślubu. Nie miała
żadnych obiekcji by za niego wyjść.
– Ciekawe dlaczego? – rzuciłem
pod nosem.
– Może go kochała, może cię go
nie bała, może dla niej był dobry, może robił to by zapewnić im bogate życie, a
była materialistką, może sama popierała, że lepiej zabić takich ludzi, którzy
już nie mogą pracować i się do niczego państwu nadać, może sama wolałaby umrzeć
niż się męczyć z chorobą psychiczną czy kalectwem. Powodów może być setki.
Adolf jednak zrobił je awanturę, że na żaden ślub się nie godzi i że tylko on
ma prawo decydować kto zbliży się do jego rodziny. Jeszcze tego samego dnia
wysłał Erwina na wschodni front. Jekelius dostał się w tysiąc dziewięćset
czterdziestym trzecim roku do radzieckiej niewoli, a jakieś dziewięć lat
później zmarł z wycieńczenia w Workucie.
– Już wszystko wiesz? –
zapytałem się Kryspina.
– Znacznie więcej niż
wiedziałem, właśnie zamierzałem podziękować twojej żonie za ciekawy wykład…
– To dziękuj i skończmy już
temat nazistów na dziś, co?
– A do jakiego tematu
przejdziemy? – dopytywał Marcin.
– Może do interesów? – zachęcałem
moim uśmiechem. Jednocześnie klepnąłem Amandę w udo, by zabrała gdzieś
Chantelle i Oliwie.
– Dziewczyny, a może nie
będziemy się zanudzać z nimi, co? Weźmiemy coś słodkiego i pójdziemy
poplotkować co? – zaproponowała.
– To może do pokoju tych twoich
bąbli, jak ja się nie mogę doczekać własnych – zawodziła Oliwia.
– Cierpliwości kochanie,
wszystko w swoim czasie. Pierw trzeba wykupić mieszkanie na własność i zamienić
na większe. Nie wyobrażam sobie wychowywać dziecka mając tylko dwa pokoje.
Gdzie byś chciała je umieścić, w naszej sypialni, czy w salonie?
Oliwia rzuciła swojemu
mężczyźnie wręcz nienawistne spojrzenie i udała się z dziewczynami do pokoju
Patryka i Kamila, pewnie zachwycać się zabawkami i ubrankami. Po chwili jednak
się wróciła po wino, jak sama powiedziała „na smutki z powodu braku
cierpliwości i wiecznego odkładania wszystkiego w czasie”. Potem pojawiła się
Chantelle, bo przechodziła przez salon by dostać się do naszej sypialni po to
swoje kocisko. Ten kot był dziwny, tylko spał i był noszony na rękach, a jaki
był gruby, cały popielaty. Wyglądał jak popielata piłka pokryta futrem. Potem
pojawiła się Amanda po paluszki.
– Chodźmy może do mojego
gabinetu, bo tutaj to nigdy w spokoju nie porozmawiamy – zaproponowałem i
wskazałem moim kolegom kierunek. Wziąłem też whisky z barku w salonie.
Czekamy na wasze opinie i dziś wrzucimy jeszcze pół części. Część "Nieczystość" jest tak długa, że postanowiliśmy ją podzielić na pół, by nie bombardować was 40 stronami A5 od razu. Chcieliśmy też poinformować, że to nad tą serią się najbardziej postaraliśmy i napracowaliśmy. Jest bardzo dopracowana, choć lekko nieprawdopodobna, ale z drugiej strony, to nie takie historie nasza kula ziemska nosiła. Pozdrawiamy.
Czekamy na wasze opinie i dziś wrzucimy jeszcze pół części. Część "Nieczystość" jest tak długa, że postanowiliśmy ją podzielić na pół, by nie bombardować was 40 stronami A5 od razu. Chcieliśmy też poinformować, że to nad tą serią się najbardziej postaraliśmy i napracowaliśmy. Jest bardzo dopracowana, choć lekko nieprawdopodobna, ale z drugiej strony, to nie takie historie nasza kula ziemska nosiła. Pozdrawiamy.
Rzeczywiście jakby Amandę dopuścić do władzy mogłoby się zrobić niebezpiecznie. Kryspina zresztą też. Bardzo ciekawy temat poruszyli, ja też lubię historię. Chociaż teraz nie mam zbytnio czasu ani weny żeby coś ciekawego poczytać, to chociaż na blogu coś się znalazło. Czy któryś z autorów szczególnie się wykazał przy tym opisie?
OdpowiedzUsuńŻyczę Amandzie, żeby jednak nie była znowu w ciąży. Co ona wtedy będzie miała z tej młodości. Pewnie w następnej części będzie już wiadomo.
Choć część napisałem ja, to słowa Amandy pisała Magdalena. Hitler to jej ulubiony temat i nie obrażając nikogo, to mam nadzieję, że jej też nigdy nikt nie dopuści do władzy.
UsuńKsiężniczko, a ty nie masz mojemu bohaterowi za złe, że taki był dla Amandzi niemiły w poprzedniej części?
UsuńRzeczywiscie swietny wykład,sama g czytałam z zainteresowaniem.:-) Ciekawe czy to nie fauszywy alarm,kolejna wpadka,by ja chyba załamała
OdpowiedzUsuńAmanda przy władzy to nie byłby chyba najlepszy pomysł.
OdpowiedzUsuńTe długie części czyta się bardzo dobrze :)
Mam nadzieję, że Amanda nie jest w ciąży. W obecnej sytuacji nie byłoby to chyba przez małżeństwo przyjęte z entuzjazmem. Fakt, że nie mają problemów finansowych i z pewnością mogliby pozwolić sobie na liczną gromadkę, ale Amanda chyba dopiero niedawno oswoiła się z myślą, że w ogóle jest matką, a tu nagle pojawiłoby się trzecie dziecko, mam nadzieję, że ta sprawa szybko się wyjaśni. E.
Też mam nadzieję,że Amanda nie jest znowu w ciąży.Ona jeszcze chyba nie do końca odnalazła się w roli matki.Mam nadzieję,że ani Amanda ani Kryspin nigdy nie zostaną dopuszczeni do władzy.
OdpowiedzUsuńNo, w tej częsci sie odnalazłam i to fajnie. Panowanie Napoleona, a potem czasy Hitlera i jego ideologia to mój ulubiony temat w szkole ;) To chore, ale tak jest.
OdpowiedzUsuńCo do spodziewanej ciąży... To jeżeli okaże się to prawdę to chyba zacznę współczuć Amandzie ;) Choć z drugiej strony, mogli by mieć teraz dziewczynkę ;)
A ja wam powiem, że mnie ta część zanudziła i całej nie przeczytałam, bo jakoś nie mogłam przebrnąć przez tę ich rozmowę.
OdpowiedzUsuńAmanda tutaj poległa całkiem, bo o ile miałam ją za inteligentną osóbkę tak z tymi tabletkami ... Aż się wierzyć nie chce.
Ale Amanda i Kryspin mają poglądy, aż strach się ich bać, tak samo jak poprzednicy mam nadzieje, że nikt i nigdy nie da im władzy, bo ten świat mógłby zatrząść się w posadach.
OdpowiedzUsuńCo do ewentualnej ciąży Amandy to uważam, że byłaby to katastrofa. Ledwo co odchowali chłopców, a tu następne dziecko, obawiam si, że Amanda mogłaby tego nie udźwignąć.
Powiem wam szcciąży. ze, że takich historycznych części mogłobybyć więcej. Łączy się wtedy przyjemne z pożytecznym.
OdpowiedzUsuńAmanda jest w ciąży. Moja intuicja tak mówi a ona nigdy się nie myli.
Ciekawie mogłobybyć, gdyby dopuścić Amandę i Kryspina do władzy...