Amanda (Magdalena)
Nie mogłam być zła na nikogo
innego, tylko na siebie. Wiem, że powinnam się podnieść, że miałam dla kogo, bo
były dzieci. Z drugiej strony jednak czułam, że nie mam nikogo, że nawet nie
mam już tych dzieci, bo one przecież są z Olkiem, a nie ze mną. Z nas dwojga to
ja bardziej zawaliłam. Aleks nie był idealny, bo nie ma ideałów, ale mimo
wszystko to zawsze on mi wychodził naprzeciw, a ja odpieprzałam parodie. Chyba
jestem w tym dobra, cholernie dobra, jak nikt inny. To chyba nadszedł ten
moment, refleksji, zmiany. Wiem, że powinnam była wstać z tej podłogi, na
której się znalazłam i ruszyć dupę do posprzątania. Może potem zadzwonić do
Aleksa, spróbować to jeszcze ratować, ale… Na stole w kuchni wciąż stała butelka
i kieliszek. Pomyślałam, że jeden na odwagę nie zaszkodzi. Potem udałam się po
papierosy do sklepu. W drodze powrotnej pomyślałam, że przydałoby się coś
zjeść. Ostatecznie w domu miałam jeszcze jakiś kisiel ekspresowy. I wtedy coś
mi się przypomniało, moje i Aleksa początki. Ja żyłam tak jak teraz, tyle, że
nie paliłam i mniej piłam, ale zdarzało mi się zabalować, a on… on chyba zawsze
był poukładany, stateczny, wręcz pedantyczny. Porządek nie panował tylko w jego
pokoju czy w samochodzie, ani na nim, a w ogóle był w nim. Aleks umiał ustawić
sobie cel, zmierzać do niego nawet po trupach, ale nie odpuszczał przy tym
sobie. Nie robił do końca dobrze, ale przynajmniej nie krzywdził sam siebie, a
ja to właśnie siebie sprowadziłam na równie pochyłą. Idę droga prostą, łatwą,
tyle tylko, że w dół zamiast piąć się w górę. Świadomość tego co się ze mną
dzieje, co sama sobie robię zmusiła mnie do wybrania numeru telefonu mojego
męża. Odebrała moja matka.
– Amanda? Aleks się kąpię.
– On się kąpie, a ty tam do
cholery co robisz? – zapytałam ze złością, bo przecież to nienormalne by zięć
kąpał się przy teściowej.
– Amanda, o czym ty pomyślałaś?
Naprawdę ogarnij się. Zajmuje się twoimi dziećmi, waszymi dziećmi, by miał choć
chwilę dla siebie. Jemu też jest to potrzebne, ale co ty możesz o tym wiedzieć,
skoro ty masz wiecznie chwilę tylko dla siebie.
Moja mata zawsze była osobą w
nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Krytykowała mnie? Mnie? Sama
postąpiła o wiele gorzej. Ja przynajmniej moje dzieci zostawiłam z ojcem.
Prawda, że wtedy nie wiedziałam, ze Aleksander jest ich biologicznym tatą, ale
tak czy inaczej zostały z jedyny ojcem jakiego znali, z jedynym odpowiednim.
Mogłam wyrzucić mojej matce, że ona gdy chlała to zostawiała nas samych sobie,
często w zimnie i głodzie, ale nie było sensu. Stanęła na nogi, a ja nie
chciałam podcinać jej skrzydeł. Oby tylko się nie spaliła jak ten Ikar jak
poleci na nich za wysoko.
– Pomożesz mi? – zapytałam się
jej. To była ostatnia deska ratunku, albo raczej brzytwa.
– W czym?
– Zostań dziś na noc u nas, z
dziećmi, a go wyślij do mnie. Powiedz, że zadzwoniłam, zaprosiłam go na kolacje
i przekonaj by przyszedł.
– Nabrałaś oleju do głowy? –
zapytała moja matka z drwiną. – Lepiej późno nisz wcale, może rzeczywiście cię
ten policzek otrzeźwił. Zrobię co w mojej mocy.
– Sądzisz, że przyjedzie?
– Sądzę, że tak.
Miała racje, już po dwudziestu
minutach przysłała mi smsa, że Aleks się zgodził. To było najgorsze dwadzieścia
minut w moim życiu. Niemiłosiernie się mi dłużyło. W końcu wybrałam się na
zakupy po coś innego niż chleb tostowy, ser, kiśle ekspresowe, wóda, piwa i
papierosy. Zastanawiałam się co Aleks lubi. Pizzę, uwielbiał pizzę, ale ja nie
byłam dobra w jej przygotowywaniu. Lubił też Polską kuchnie, najbardziej chyba
gołąbki na poduszeczkach z sosu pomidorowego, ale to było bardzo czasochłonne.
W życiu zrobiłam gołąbki tylko raz i to właśnie dla Olka. Smakowały mu.
Zadzwonił mój telefon.
Odebrałam:
– Na którą mam być? – zapytał.
Miał dziwny głos. Smutny, nieco zrezygnowany, ale było w nim jeszcze odrobinę
nadziei. Mogłam tę nadzieję rozpalić, albo ugasić.
– Na którą ci pasuje? – zapytałam.
– Mam jeszcze trochę papierów.
Muszę też pojechać do zięcia pana Henia, bo ma dla nas drewno do kominka.
– Jest lato i ma dla was.
– Jesień przyjdzie szybko, a
zima szybciej niż myślisz. Tak masz racje, ma dla nas mówiłem z myślą o sobie i
chłopakach. To na mogę być tak później trochę.
– Dwudziesta? – zapytałam
szacując jednocześnie w głowie czy zdążę się naszykować i zrobić gołąbki.
– Nawet dwudziesta pierwsza. Tak
parę minut po.
Zgodziłam się, było mi to nawet
na rękę. Udałam się do domu z kapustą pekińską, kilogramem mięsa mielonego z
łopatki, opakowaniem ryżu, bulionem, czosnkiem, przyprawami i cebulą.
Wchodząc do domu nastawiłam się
na dwugodzinne gotowanie, ale najpierw wzięłam szybki i letni prysznic. W samym
szlafroku i tylko lekko osuszonych włosach zabrałam się do gotowania. Oczywiście
nie znałam przepisu na gołąbki na pamięć, więc odnalazłam jeden w internecie,
przypadł mi do gustu.
Według przepisu pierw
zagotowałam wodę, potem wrzuciłam do niej kapustę bez głąba. W drugim garnku
wstawiłam wodę do ugotowania ryżu. Liście kapusty namiękły i całkiem ładnie
odchodziły. Potem poczekałam jak na wpół ugotowany ryż przestygnie. W tym
czasie nawet zdążyłam wyprostować włosy i pomyśleć w co się ubiorę. Z kapusty
poodcinałam zgrubienie głównego nerwu – tak to się fachowo nazywało, według
przepisu. Ryż zmieszałam z mielonym i jajkiem, do tego natka pietruszki i
przyprawy. Wtedy przypomniało mi się, że zapomniałam o cebuli, ale co z tego.
Jeszcze nic nie było stracone. Pokroiłam ją w małe i wąskie kosteczki,
upłakałam się przy tym niesamowicie. Cieszyłam się, że jeszcze nie zrobiłam
makijażu. Podsmażyłam tą cebulkę na smalczyku, bo masełka nie miałam, ale to
chyba nie miało większego znaczenia. Potem cebula przestygła i dodałam ją do
tej paćki. Najgorsze było dopiero przede mną. Zwijanie. Wtedy się udało, a więc
teraz też powinno się udać. Z dumą stwierdziłam, że nie poszło tak najgorzej.
Dono garnka, w którym miałam zamiar gotować te ładnie uformowane roladki
wyłożyłam pozostałymi liśćmi kapusty. Gołąbki ułożyłam tak by do siebie
przylegały. Potem warstwowo, bo było ich sporo. Najwyżej dam mu do domu, nie
będzie musiał sam gotować, albo będę miała pretekst by wpadł do mnie z
chłopcami na obiad. Całość zalałam bulionem i włączyłam gotowanie. Przez ten
czas gdy gołąbki się gotowały ja zdążyłam się ubrać i umalować. Poprosiłam
jeszcze Dominikę by wracając do domu, po drodze kupiła mi wino.
– Jestem nieletnia –
przypomniała mi. – Ale Tyler chętnie wyskoczy. Jakie?
– Coś pasujące do Polskich dań.
Twój mąż z tego co wiem zna się na winie. Pożyczcie mi też dwa kieliszki, bo…
– Olek będzie jadł z tobą
kolacje przy winie? – zapytała przerywając mi.
– A co to ma za znaczenie?
– Że jak on to ci pomogę, a jak
nie, to… pierw się rozwiedź a potem romansu…
– On! Aleks! – niemal
wykrzyknęłam. Przewróciłam oczami i rozłączyłam się.
Tyler w ciągu pół godziny zjawił
się u mnie z Kacperkiem na rękach i torbą przez ramie.
– Ale pachnie. Sam bym wpadł na
taki obiad, ale mam swój, wcale nie gorszy – rzekł z uśmiechem.
– Jaki?
– Frytki z kurczakiem. Wino jest
w torbie weź sobie, bo mały mi usnął. Byliśmy na placu zabaw, jest taki nowy,
powinnaś wziąć chłopaków. Przystosowany do małych dzieci, fajne huśtawki.
– Dobrze, u nas w parku.
– Tak. Bierz to wino i lecę już.
– Ile ci jestem winna?
– Sporo.
– Nie krępuj się, mów. Sama
kazałam ci kupić dobre.
– Sto trzydzieści osiem.
– Uuu, ale okay. Za markę się
płaci.
Oddałam Tylerowi pieniądze, zerknęłam
jeszcze na Kacperka. Mój chrześniak zawsze był fajnie ubrany. Młodzi rodzice
starali się by dorównywał im stylem. Tego dnia Kasperek miał na sobie beżową
bluzkę z rysunkiem zielonego krawatu, beżowe, o jedną trzecią odcienia
ciemniejsze od bluzki spodnie sięgające mu do połowy łydek i zielony beret,
taki jaki noszą dziadkowie. Tyler miał podobny beret tylko, że fioletowy.
– Dlaczego on jest boso? –
zapytałam.
– Bo on lubi po piasku chodzić
boso.
– A jakby szkło było.
– Nie było. Nie martw się.
Bawcie się dobrze i podziękuj Aleksowi ode mnie.
– Za co? – zapytałam.
– On już będzie wiedział za co.
– No dobrze. – Zamknęłam za nimi
drzwi i zaczęłam przygotowywać pomidorowy sos z czosnkową nutą. Olek taki
lubił, bo nie był mdły, a ostrawy. Sam tak kiedyś powiedział.
Na koniec zajęłam się
specjalnością, takim trikiem. Gołąbki przed podaniem z sosem powinno się
podsmażyć na masełku. I wtedy sobie przypomniałam, że nie mam masła. Do sklepu
nie zdążyłabym się udać, bo Olek miał tu być lada chwila, ale tym razem
uratowała mnie Dominika. Zadzwoniłam do niej, przyszła, dała mi masło.
– I tak miałam iść Tylerowi po
papierosy, bo zapomniał, a on zajmuje się małym i gotowaniem – powiedziała.
– Papierosy… weź moje. Ja muszę
znowu rzucić. Mam nadzieję, że damskie…
– Tyler pali każde – powiedziała
z uśmiechem przejmując ode mnie paczkę LD link, różowych. – Powodzenia z
Aleksem, jest chyba nie tyle wkurzony co rozżalony.
– A ty skąd wiesz?
– Byłam u niego.
– Po co?
– Po pieniądze. Tyler stracił
pracę, MOPS żądał wywiadów z rodzicami, więc się nie zgodziliśmy, nie chcemy by
wiedzieli, że jest nam ciężko, bo by drwili, że zrobiły sobie dzieci dziecko i
teraz sobie nie radzą.
– Dlaczego poprosiłaś Aleksa o
pomoc, a nie…
– Majka z Patrykiem spłacają
kredyt, też ledwo ciągną koniec z końcem, wszystkiego sobie odmawiają.
– Dlaczego nie poprosiłaś mnie.
– Potrzebowaliśmy dużo
pieniędzy. Byliśmy zadłużeni w czynszu.
– Rozumiem, ale pomogłabym wam,
sprzedała coś. Nie musiałaś prosić o pomoc tego…
– Twojego męża. Amanda, to twój
mąż i wiem, że kiedyś go nie lubiłam, nadal mam co do niego mieszane uczucia,
ale nie jest złym człowiekiem. Chociaż właściwie to jest, bo nie ma dobrych
ludzi. Ale Aleks zna życie, dużo w nim przeżył i myślę, że przez to, że miał aż
tak przejebane dzieciństwo i trudną młodość, to chociaż na dorosłość dobra zasługuje.
– Chcesz mi dać jakieś rady? –
zapytałam z lekkim uśmiechem. Byłam zszokowana postawą mojej szesnastoletniej
koleżanki.
– Bądź dla niego żoną, a dla
chłopców taką matką jakiej jemu w dzieciństwie brakowało – odpowiedziała. – U
nas to się sprawdza i nie trzeba nic więcej. Po prostu nie wolno być egoistą i
zanim się coś zrobi to przystanąć i pomyśleć czy aby na pewno to nie zaboli tej
drugiej osoby.
– Zostałaś żoną i matką mając
piętnaście lat, ja miałam osiemnaście, ale z naszej dwójki to ty jesteś ta
dorosła.
– Ale ty zawsze byłaś ta
ambitniejsza i bliższa realiów. Ja miałam głowę w chmurach. Dlatego ty masz
męża lekarza, piękny dom i samochód, a ja męża, który jest bezrobotny i jeździ
na BMXie. – Dominika się uśmiechnęła.
– Ale jesteś z nim szczęśliwa. –
To było stwierdzenie, bo to było widać.
– Tak, ale ty z Olkiem też byś
była szczęśliwa, gdybyś tylko spróbowała inaczej, gdybyś tylko chciała. Amanda
postaraj się, przecież potrafisz. Nie bój się lat, nie bój się dojrzeć.
– Nie boje się lat.
– Ale straty młodości już tak.
On ma ponad trzy dychy i tej młodości nie stracił, tak?
– No niby nie.
– Tobie też to nie grozi.
Jeszcze nie teraz. Spróbuj.
– Dobrze.
Domi wyszła. Dałam jej jeszcze
jedną paczkę, bo przypomniało mi się, że kupiłam dwie. Zostawiłam sobie tylko
jednego papierosa, tak na w razie czego, jakbym już naprawdę nie mogła
wytrzymać. Przygotowałam obiad, położyłam go na stole. Spryskałam się
perfumami. Kieliszki od Dominiki położyłam na stole, na wymyślnie złożonych
serwetkach, wino postawiłam. Odnalazłam nawet świece, nie takie podgrzewacze, a
świecznik na pięć świec, tych długich. Zapaliłam je i wtedy zadzwonił dzwonek
do drzwi. Otworzyłam, a w moim progu stał nikt inny, jak mój mąż. Wysoki,
postawny, po prostu przystojny. Elegancko ubrany, choć inaczej niż wcześniej.
Tym razem miał na sobie koszule w odcieniu średniego dżinsu. Nigdy wcześniej
jej u niego nie widziałam, czyli była nowa. Czy to dobry znak, że założył nową
koszule? Sama nie wiem. Nie miał krawata, ale do tej koszuli krawat by nawet nie
pasował. Cieszyłam się, że był tak „na luzie”, ale nie jak typowy luzak.
Popielate spodnie, ale nie garniturowe, a takie codzienne. Buty do garnituru.
Pamiętam, że gdy go poznałam, to właśnie na buty zwróciłam uwagę. Nigdy nie
podobali mi się mężczyźni w adidasach i uchodzili w moich oczach za chłopców.
– Wyglądasz lepiej niż rano –
rzucił niewyszukanym, ale musiałam przyznać, że oryginalnym komplementem.
– Proszę, wejdź. – Wykonałam
gest zapraszający. – Rano i ogólnie dziś. Przepraszam cię…
– Nieważne. Nie przepraszaj.
Okaż przeprosiny.
– Mam się rozebrać? – zapytałam
z figlarnym uśmiechem. Olek także się uśmiechnął i spuścił głowę, przymrużył
oczy.
– Lubię cię nago i lubię cię w
łóżku, nie przeczę, ale chodzi o coś więcej niż seks.
– Dajesz mi szansę?
– Póki co godzę się z tobą
rozmawiać, zjeść z tobą kolacje i napić się wina. Ja będę je pił – oznajmił
patrząc mi przez ramię. – Ty sobie zrób herbaty, albo pij mineralną – wskazał
dłonią na plastikową butelkę leżącą na stole.
– Jak wypijesz to nie będziesz
mógł prowadzić – uprzedziłam siadając przy stole. Szedł za mną, czułam jego
obecność za sobą. Potem usiadł naprzeciw mnie.
– Przewidziałem to. Jeśli wypije
jeden kieliszek, to za dwie, może trzy godziny mogę ruszać. Wino nie jest
mocnym alkoholem. Jeśli jednak wypiję więcej, to mam gdzie zostać na noc.
– Tutaj – odpowiedziałam z
uśmiechem, ale pokiwał przecząco głową.
– To małe miasto, beznadziejnie
małe, bez atrakcji, ale jednak hotel posiada i to niejeden. Ale jedzmy. Sama
gotowałaś?
– Tak.
– Nie wierzę, że spędziłaś ponad
godzinę przy garach, przecież tego nie lubisz.
– Dla ciebie wszystko.
– Amanda, nie poznaje cię i
proszę nie graj, nie odgrywaj żadnej roli, bo potem…
– To nie rola, ja naprawdę chcę
się zmienić – powiedziałam głośniej niż zamierzałam, a on zabrał się do
nakładania na talerz. Najpierw na mój. To w nim pokochałam pierwsze, że zawsze
myślał pierw o innych, o bliskich, a dopiero potem o sobie.
– Wiesz, który raz już to
słyszę? – zapytał ponownie siadając.
– Wiem, ale tym razem…
– Nie obiecuj, a pokaż.
Wstrzymam się z rozwodem, masz mi udowodnić, bo ja potrzebuje dowodów.
– A ja wsparcia.
– To się zapisz do grupy AA, ja
cię nie będę dołował, ale wspierać też cię nie zamierzam. Chcesz się podnieść z
kolan to zrób to sama, bo ja nie jestem od tego by cię stawiać do pionu.
– Jako mąż…
– Jako mąż może i tak, ale
przypominam, że jesteśmy w tak zwanej separacji. Każdy dba o siebie, Amando,
taka jest brutalna rzeczywistość i położenie w jakim się oboje znaleźliśmy, bo
ty nas w nim sama ułożyłaś.
– Będziesz taki ostry cały
wieczór.
– Nie przybyłem tutaj by prawić
ci komplementy. Myślę, że znałaś mniej więcej przebieg tego spotkania i moje
nastawienie zanim jeszcze wybrałaś mój numer.
– Nie wiedziałam, że będziesz aż
taki.
– Nie zasłużyłaś jeszcze na to
bym był inny. Musisz się z tym pogodzić.
– Wiem i wiem, że masz racje…
– Nie miałem. Dziś nie miałem.
Nie powinienem był cię bić, nie miałem prawa. Przepraszam. Boli?
– Nie. Zrobiłeś to symbolicznie
– odpowiedziałam i rozpoczęłam jedzenie.
– O ile istnieje taki termin jak
symboliczny policzek. Cieszę się jednak, że nie wyrządziłem ci znacznej krzywdy
fizycznej, bo psychiczną zapewne niejedną.
– Nie masz za co przepraszać.
Krzywdziliśmy się po równo, a nawet ja bardziej, ale chcę byś coś wiedział –
zaczęłam i poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Powstrzymałam je.
– Co takiego? – dopytywał i jadł
jednocześnie. Liczyłam chociaż na to że pochwali moją kuchnie, ale na nic
takiego się nie szykowało.
– Wyszłam za ciebie, bo to
miłość wygrała. Do dziś jak o tobie myślę to nienawiść kłóci się z miłością i
zawsze to drugie jest silniejsze.
– Coś w tym jest. Ja też po
równo cię nienawidzę, i to jest racjonalne, bo mam ku temu powody. Jednak też
cię kocham i wbrew rozumowi. – Olek mówił sztywno, jak wojskowy, a nie lekarz.
Jakby to co mówił nie miało żadnego znaczenia. Tak bez uczuciowego go jeszcze
nie widziałam.
– Chcę byś wiedział coś jeszcze.
– Zamieniam się w słuch.
– To prawda, że pierw się tobą
bawiłam. Gdy cię poznałam byłeś dla mnie nikim, tylko odskocznią.
– Dziękuję za komplement. Ja
byłem nikim, ty teraz nikim się stajesz. Zawsze lepszy jest czas przeszły w
takich wypadkach.
Przymknęłam oczy bo jego słowa
bolały i to cholernie bolały. Wiedziałam, ze muszę to znieść. Powtarzałam
sobie, że on jest tylko rozżalony, zły, zawiedziony i ma prawo do takiej
reakcji. W końcu to ja się nie popisałam. On też nie, ale ja jednak bardziej.
On z pobudek innych niż „kaprysy”. Chociaż kto wie, może ja byłam tylko jego „kaprysem”.
– Potem jedliśmy razem kolacje…
– Obiad – przerwał mi. –
Jedliśmy razem obiad. Wspominałaś, że lubisz Włochy. Odpowiedziałaś, że nie
wspominałaś. Wtedy powiedziałem, że mogłaś napomnieć o ruskich pierogach, czy
francuskich frytkach, ale ty wspomniałaś o włoskim spaghetti.
– Miłe wspomnienie – przyznałam z
uśmiechem. – Takie początki.
– Tak. Nie pamiętałem twojego
imienia, szukałem cię na NK. Jaki ja byłem głupi, sam się w kolejce na
szubienice pchać.
– Aleks, daj spokój, mieliśmy
chyba też dobre momenty, prawda?
– A inni?
– Co inni? – zapytałam bo
kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi. On nalał sobie wina, zrobił kilka
łyków, odłożył kieliszek, przetarł usta serwetką, a ja wyczekiwałam odpowiedzi.
– Czy inni w kolejce na
szubienice zwaną Amanda też mieli dobre momenty?
– Pewnie tak. Chcesz mnie
upokorzyć? To jest twój plan na dziś?
– Miałem taki twórczy pomysł,
gdy tu jechałem, ale jednak nie. Nie chcę cię upokarzać, dziewczyno. Chcę
prawdy.
– To jej posłuchaj.
– No to jem i słucham. Mów, nie
krępuj się. Zniosłem tyle, zniosę i więcej.
– Nie masz czego znosić, czeka
cię happy end.
– Siedzimy tutaj, będąc małżeństwem,
a rozmawiamy jak obcy. Ja siedzę z chłopcami w domu i pracuje, są dni, że ze
zmęczenia chodzę przy ścianach, tak jak wtedy gdy były pierwsze ich miesiące
życia. Matka moich dzieci zamiast nam pomagać pije, pali, bawi się w najlepsze
po najmodniejszych klubach. Nie na taki happy end liczyłem.
– Uświadamiasz mi moje błędy. To
dobrze. Może dzięki temu ich nie popełnię, nie aż tylu.
– Mam wrażenia, że Amandy, czyli
osoby jak ty się nie zmieniają. Wiesz co znaczy twoje imię?
– Wiem, znaczy tyle co ukochana.
– Godna miłości. Tylko to chore,
bo ty czujesz się godna miłości, chcesz by każdy ci tą miłość dawał, by wokół
ciebie skakano, a sama nie dajesz z siebie nic. No nie! Przepraszam cię bardzo.
Czasami coś od siebie dajesz, tak by o tobie nie zapomniano, ale zawsze jest w
tym jakiś zysk. Przyznaj się jak to było z nami, jak to widziałaś od początku
do końca?
– Olek, wiesz, że twoje słowa
bolą? – zapytałam się go po to by sobie to uświadomił i przestał. Nie chciałam
by mnie ranił przez cały wieczór. Miało być miło, mieliśmy zjeść, wszystko
sobie wyjaśnić, napić się wina i iść do łóżka. Dobry seks na pewno poprawiłby
relacje między nami na lepsze, ale wystarczyło, że na niego zerknęłam, a już
wiedziałam, że nie mam co na to liczyć. Wiedziałam, że tej nocy nie będzie orgazmów.
– Jak wtedy, przy tej kolacji…
– Objedzie! – poprawił mnie.
– Mnie się wydaje, że to była kolacja,
no ale mogę się mylić. Wtedy przy tym objedzie powiedziałeś, że jesteś lekarzem
i że pochodzisz z domu dziecka.
– Być może, co to ma za
znaczenie.
– Przez pierwszy fakt widziałam
w tobie całkiem dobrą partie, ale raczej na przyszłość. Jeździłeś średnim,
wręcz niskiej klasy samochodem.
– Skodą Fabią.
– Właśnie. Mieszkałeś ze
znajomymi.
– Nie byłem kimś godnym twojej
uwagi – dokończył.
– No tak, nie byłeś. Hubert mógł
mi dać znacznie więcej. Byli też inni, na nich dorabiałam.
– Po co mi to mówisz? – zapytał.
– Bo chciałeś znać prawdę i było
coś jeszcze. To coś sprawiało, że nie mogłam przestać o tobie myśleć. Widziałam
w tobie siebie. Nie że byłeś jak ja, ale dawałeś mi nadzieję na spełnienie
marzeń.
– Czym?
– Tym, że swoje spełniłeś. Byłeś
z domu dziecka i zostałeś neurologiem. Opowiadałeś, że kiedyś otworzysz
klinikę, że zrobisz chirurga, wybudujesz stadninę. Widziałam w tobie kogoś
godnego uwagi, bo byłeś ambitny i sięgałeś swoich ambicji, bez użalania się nad
sobą.
– Dziękuje za komplementy, przez
całe nasze małżeństwo ich tyle nie usłyszałem – rzekł z drwiną i wypił wino
niemal do samego dna kielicha.
– To nie koniec. Byłeś też
równym w rozmowie. Byłeś godnym towarzyszem rozmów. Nie nudziłeś mnie, ale też nie
pozowałeś na inteligentnego, zresztą bardzo rzadko to robisz.
– Chcesz mi powiedzieć, że
rzadko korzystam z inteligencji?
– Nie. Po prostu nie wywyższasz
się. Jesteś równy. Potrafisz być jak zwykły człowiek, a nie pan z doktoratem.
– Do czego zmierzasz?
– Do tego, że naprawdę bardzo
mało widziałam w tobie sponsora, więcej przyjaciela. Nie lecę na twoje
pieniądze Aleks, choć przyznam, że zapewniłeś mi lepsze życie, dałeś możliwość
lepszego startu. Nie tylko mi, ale i dzieciom. Mnie skreśliłeś, ale ich nie
nawet gdy wiedziałeś, że mogą nie być twoje.
– Wychowałem ich. Kocham jak
synów.
– Nie czytałeś koperty? –
zapytałem zdziwiona.
– Nie można czytać koperty, była
biała. Czytałem kartkę z jej wnętrza. Nie zamierzam się cieszyć. Nie ma to dla
mnie żadnego znaczenia, ale sprawdzę czy znów nie kłamiesz, czy to nie jest
twoje kolejne zagranie.
– Aż tak mi nie ufasz? –
zapytałam.
– Nie zrobiłaś nic by było
inaczej.
– Ja też mam powód nie ufać
tobie.
– Ja jestem tylko skurwielem i
draniem, czasami damskim bokserem, a ty świetną aktorką.
– Kiedyś mi powiedziałeś, że Hollywoodu
nie podbije – wytknęłam mu.
– Widocznie się myliłem.
– Olek, naprawdę przepraszam.
Wyrządziłam ci wiele krzywd, na kilka z nich sam zasłużyłeś, ale na większość…
– Też ci wyrządziłem nie jedną
krzywdę i nie mówię tu o laniu, zamiarze gwałtu czy policzkowaniu. Nawet nie o
mojej przeszłości.
– A o czym?
– Rozpuściłem cię. Tym cię
skrzywdziłem najbardziej. Przez to sobie sama nie możesz poradzić, bo ja zawsze
byłem, ja cię broniłem przed konsekwencjami, choćby prawnymi, ale nie tylko. Ty
za nic nie ponosiłaś konsekwencji, dlatego o nich nie myślisz i czynisz co,
kiedy i jak ci się żywnie podoba.
– Masz racje. Masz cholerną
racje, ale chce je ponosić, już dość żyłam pod kloszem.
– Żyłaś też w brudzie i skrajnym
ubóstwie.
– To nas łączy. Zawsze wszystko
albo nic.
– Tak, tylko ja wszystko
doceniam, a ty nie. Chciałabyś lepszego świata. Jesteś przeciwniczką przemocy,
ale zapominasz o jednym; zmień siebie nim zmienisz ten świat.
– Zamierzam zacząć zmiany od
nas. Wysłuchasz, czy nadal będziesz mi przerywał.
– Rozum krzyczy bym uciekał, ale
serce chce znać prawdę. Zawsze wpędza mnie na miny, ale jedna mina więcej,
jedna mniej… mów, Amando.
– Pokochałam cię, Aleks, choć
długo się od tego broniłam i to na wszelkie możliwe sposoby. Potem uświadamiałam
sama siebie, że to nie miłość, to czyniłam seksem z innymi. Mówiłam sobie, że
przecież nie są inni niż ty, że czasami nawet są lepsi…
– No to już nie był komplement.
– Jestem szczera. Miewałeś też
słabsze dni. Zresztą wiesz o tym, bo ja się nie bawię w udawanie orgazmów.
– Czyli, że nie było ci ze mną
przyjemnie.
– Przyjemnie było prawie zawsze,
nie zawsze jednak sięgałam spełnienia, to chce powiedzieć. Czasami było z tobą
tak zajebiście, że mogłabym zgodzić się umrzeć następnego dnia, byleby tylko
przeżyć to jeszcze raz – mówiłam szybko, szybciej niż zamierzałam. Wręcz z
prędkością odrzutowca. – Ale bywały też chwile gdy było po prostu normalnie,
zwyczajnie, nie źle, ale tez nie dobrze. Byłeś więc jak inni faceci, niczym się
od nich nie różniłeś. Nawet nie byłeś w moim typie, no przynajmniej nie tak do
końca. – Aleks się uśmiechnął, lekko, i szybko zmył z siebie ten uśmiech, ale
ja go dostrzegłam. To znaczyło, że topniał ten lud na jego sercu i burzyła się
skała-Aleks, by być moim normalnym Aleksem. – Lubiłam twój styl ubierania, choć
czasami fatalnie dobierałeś kolory. Nie podobał mi się odcień twoich włosów i
to, że jesteś taż tak umięśniony, aż za bardzo, nie podobało mi się jak unosisz
brwi, ani jak obgryzasz paznokcie gdy się denerwujesz.
– Czyli wiele rzeczy – skwitował
Olek.
– Inni faceci byli mniej
umięśnieni, równie eleganccy co ty, byli brunetami, nie marszczyli tak czoła,
nie unosili brwi, byli bliżsi mojemu ideałowi, ale to nie na sms od któregoś z
nich czekałam co rano, a od ciebie.
– Na moje „dzień dobry”? –
zdziwił się.
– Tak, i na twoje „dobranoc” co
wieczór. Gdy chwilę byliśmy pokłóceni, to tych dwóch smsów każdego dnia
brakowało mi tak jakby to było powietrzem, jakby od tego zależało moje życie.
Olek ja wiem, że dla ciebie to puste słowa, że…
– Ciii, nic już nie mów. –
Wstał, chwycił moja brodę w dwa palce i pocałował. Delikatnie dotknął moich
warg swoimi.
– Masz wiele wad, ale takiego
cię pokochałam. Nie innego, nie idealnego, takiego cię kocham i nie chcę innego
– dokończyłam kiedy jego wargi odstąpiły od moich.
– Wiem, Amanda. Nie stawiam na
twojej miłości znaku zapytania, ale sama miłość to za mało. Ja chcę więcej,
potrzebuje więcej od żony i matki moich dzieci. – Patrzył mi intensywnie w
oczy, gdy to mówił. – Będę już leciał. Całkiem nieźle ci wyszły te gołąbki. Do
jutra.
– Ale jak to…
– Nie zostanę tu na noc, mówiłem
od samego początku. Chyba czas bym sam zaczął być konsekwentny.
– Jak to do jutra?
– O szesnastej muszę być w
klinice. Przyjedź do chłopców.
– Mogłabym się na nowo…
– Nie – powiedział stanowczo.
– Spałabym na kanapie w twoim
gabinecie, albo w salonie.
– Nie. Na to jest o wiele za
wcześnie, ale może kiedyś pozwolę ci wrócić. Póki co nie. Nie możesz mieć
wszystkiego na kiwnięcie paluszków, kaprawe oczęta i chwilkę dobroci. Musisz
się bardziej postarać, bo mnie już nie złapiesz na swoje tanie chwyty. I nie
rób takiej miny. – Musnął mnie w policzek, uśmiechnął się i puścił oczko. – Nie
było przecież tak strasznie, prawda.
– Najlepiej też nie.
– Wiem, ale nie będzie najlepiej
po tym wszystkim. Na pewno nie od razu, bo życie to nie jest bajka, a smutny
film.
– Do jutra.
– Do jutra – odpowiedział
znikając za drzwiami.
Wow.. Jaka zmiana w Amandzie. Jestem zaszokowana. A Aleks mnie wkurzył. Mógł mimo wszystko być względem niej cieplejszy, nie taki zasadniczy. Naprawdę się otworzyła i widać gołym okiem, że chce się zmienić a on jej troszeczkę podcina skrzydełka. Wiem, wiem... Sparzył się wielokrotnie na jej obietnicach, ale mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńA nie uważasz, że nadszedł czas właśnie na taką jego postawę? Że ma racje, że dobrocią nic nie wskóra i musi być jak facet, niby z sercem ale jednak twardziel? Nie sądzisz, że już czas by nie łapał się na jej łzy, przeprosiny i obietnice? O konsekwencji już nawet nie wspomnę, bo chyba tu nawalił na całej lini.
Usuń"Facet z sercem, ale jednak twardziel" - może i tak, ale myślałam, że okaże trochę więcej tego serca. A poza tym obietnica obietnicy nierówna. Amanda już od dawna nie zachowała się tak dojrzale. Wyciągnęła rękę, zrozumiała swój błąd, chciała naprawić krzywdy, jednak bez niego (Aleksa) długo nie pociągnie. Z jego strony musi być więcej inicjatywy.
UsuńPrawda jest jednak taka, że nie jestem obiektywna, bo lubię Amandę i po prostu mi jej szkoda. Aleksa też rozumiem i ogólnie mu kibicuję, bo jako postać mnie intryguje, ale chwilowo "solidarność jajników" bierze górę;))
Lubisz Amandę? To chyba nietypowe... ją mało kto lubi bo ona jest specyficzna. Myślę że właśnie kobiety jej nie lubią, bo kobiety najczęściej poświęcają się dla szczęścia rodzinnego, dla dzieci i związku a Amanda myśli głównie o sobie. Fakt jest taki, że Amanda nie jest jak większość kobiet. Daleko jej do imprezowej nastolatki, ale i daleko do kury domowej, choć potrafi być i jednym i drugim w zależności od kaprysu i chwilowego widzimisie.
UsuńWiem, wiem, ale w Amandzie widzę potencjał i mimo wszystko dobre wnętrze, choć na zewnątrz widać tylko kolce. Może była i lekkoduchem, ale wiele się zmieniło od wcześniejszych zdarzeń i jej "wybryków". Owszem nie umie być dobrą matką, ale też nie miała w swoim dzieciństwie wzorców, na których mogłaby się oprzeć. I tak bardzo się zmieniła, dojrzała, więc bardzo jej kibicuję, aby się między nią a Aleksem ułożyło. Oboje zasługują na szczęście.
UsuńAle ty wiesz, że Aleks jej teraz nie będzie już odpuszczał?
UsuńZasługują na szczęście? Utrzymanka i gangster twoim zdaniem zasługują na szczęście? Bo padne haha, wybacz, ale tak jakoś mi się skojarzyło. Tylko się nie obraź.
Nie obrażam się;).
UsuńAleks nie będzie jej odpuszczał? Ok, niech tak będzie, niech trzyma ją twardą ręką, wyznaczy granice i je respektuje. Ale najważniejsze, że ona chce się zmienić i nawet jak będzie potem robiła jakieś drobne głupstwa, to jednak nie zmieni to faktu, że będą darzyć się uczuciem. A to najważniejsze! Chyba romantyczka ze mnie wyłazi. Ajjj....
Akurat uważam, że każdy zasługuje na szczęście, zwłaszcza że Aleks i Amanda się zmienili. Przecież on już nie jest gangsterem a ona utrzymanką, więc dlaczego przeszłość ma się za nimi ciągnąć niczym cień i blokować pomyślne fluidy?
Tylko czy Amanda będzie szczęsliwa z kimś kto trzyma ją twardą łapą i potrafi tej łapy użyć nie tylko do trzymania? Przecież on ją nie raz uderzył i to też w twarz...
UsuńWiem, ale mimo wszystko jej na nim zależy. Wcześniej godziła się na jego "zasady" oraz "konsekwencje" wynikające z ich łamania. Kocha go a on ją. Wątpię natomiast czy byłaby szczęśliwa bez niego. Jak widać z ostatnich rozdziałów nie. Staczała się i robiła wszystko, aby zdusić w sobie ból.
UsuńOni się po prostu pogubili nieco, ale myślę, że mimo wszystko powinni być razem.
PS Wysłałam Ci coś na pocztę;)
Ja mam taki internet, że nawet poczta mi wolno działa, a blogger i GG chodzą mi super na tablecie. Nie wiem od czego to zależy. Jednak przez to nie mogę dodać kolejnej części i się wkurzam.
UsuńGodziła, ale źle się z tym czuła że mąż ją bije i zawsze próbowała go zmanipulować. Często jej się te manipulacje udawały.
No to jest jakies swiatełko w tunelu:-) ciekawe tylko jak długo Amands będzid trzymala sie swoich racji ,myślę,że Olek mógłby jej troszkę odpuścić
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej potrafili w miarę normalnie porozmawiać.Dobrze,że Aleks daje jej szansę,widać,że Amanda żałuję tylko czy wykorzysta tą szansę i da radę się podnieść.Mam nadzieję,że jej się uda i dobrze,że ją przeprosił za ten policzek.
OdpowiedzUsuńChyba jednak ciężko wymagać od Aleksa by był cieplejszy. Na pewno.zawiódł się całokształtem zachowania Amandy, zwłaszcza w stosunku do chłopców i nie łatwo było.mu się z nią spotkać. Myślę, że Amandzie wyjdzie na dobre to, że Aleks tym razem nie chce jej tak łatwo odpuścić. Będzie musiała mu udowodnić, że szczerze chce się zmienić a nie tylko zamydlić mu oczy. Mam nadzieję, że jej się uda :-)
OdpowiedzUsuńTylko że Amanda nigdy nie była najcieplejsza w stosunku do synów, a nawet do braci... to Dominika miała więcej serca do jej rodzeństwa niż ona sama (któraś z pierwszych części). Amanda ma skomplikowaną dusze - tak bym to określił. Myślę że kop daje jej motywacje, tak jak wcześniej gdy jej się coś nie udawało to się podnosiła i taranowała mur, ale gdy już się udawało to odpuszczała. Brakuje jej z pewnością konsekwencji bo nikt nigdy nie był w stosunku do niej konsekwentny, a i ona sama nie musiała być konsekwentna w swoich obietnicach i postanowieniach bo każdy się nabierał na jej triki i szybko jej wybaczał :)
UsuńCzyli twoim zdaniem Olek jest w sam raz, tak? Nie jest draniowaty i za zimny?
Tak, moim zdaniem w zaistniałej sytuacji jest w sam raz. Nie mówię, że nie jest zimny ale jakoś tak czuję, że obecnie musi taki być.
OdpowiedzUsuńI myślisz że Amanda wytrwa przy takim Olku? Czy znów użyje swoich sztuczek i go zmanipuluje i przekabaci na swoją stronę?
UsuńMyślę, że wytrwa chociaż nie będzie jej łatwo ale wytrwa. Swoich sztuczek pewnie w jakimś stopniu użyje i ciekawa jestem czy Aleks nie da się przekabacic. Wydaje mi sie, że nie ale... różnie może być ;-)
UsuńPrzepraszam, że mnie tak długo nie było. Znaczy byłam tylko nie komentowałam, bo jestem "zawalona" nauką nie mam czasu na komentarz ale jestem cały czas ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Amanda postanowiła się zmienić. Ciekawe czy jutro Alek będzie trochę bardziej "uczuciowy" :D
Chyba do Amandy coś wreszcie dotarło. Znów zaczyna walczyć o rodzinę.Jednak jedną kolacją od razu nie naprawi swoich błędów, Aleks jest konsekwentny i tego powinien się trzymać. Amanda musi się bardziej postarać i wytrwać w swoim postanowieniu odzyskania rodziny . Aleks nie może jej tego ułatwiać, ale ja lubię jak są razem bo przecież przeciwieństwa się przyciągają. Maggie
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie czy zachowanie Amandy to kolejny chwilowy przebłysk dobroci i miłości, czy coś pękło. Pewne więzy, granice popuściły. Z pewnością zachowała się dojrzalej, niż kiedykolwiek do tej pory.
OdpowiedzUsuńCzy same chęci wystarczą do zmiany? Będzie ciężko i (realnie patrząc) bez wsparcia Aleksa by sie jej nie udało. No ale widząc jak ona próbuje powinien wyciągnąć pomocną dłoń w chwilach mniejszych słabości.
Aleksander nie jest idealny. Z tej dwójki zawsze bardziej współczuc, albo inaczej, prędzej znajdę wytłumaczenie dla Amandy.
No ale....
Ważne by się pogodzili w końcu ; )
Cieszę się, że Amanda próbuje się ogarnąć, że chce ratować siebie i swoją rodzinę. Nie będzie jej łatwo bo zawiodła na całej linii, a Olek jest tak zniechęcony i zawiedziony, że będzie biernie czekał na dalsze jej posunięcia. Dobrze, że ją przeprosił za ten policzek i przyznał, że największą krzywdę zrobił jej tym , ze ją rozpuścił, na wszystko pozwolił.
OdpowiedzUsuńZadziwiła mnie postawa Dominiki, niby młodsza wiekiem, od Amandy a jednak dojrzalsza.