wtorek, 28 stycznia 2014

Część 258 - Różnice w metodach wychowawczych




Dominika (Magdalena)

Nie wiem która była godzina, być może dopiero nastawał ranek, a może było już po objedzie. Miałam gdzieś czas na zegarze, dla mnie był środek nocy. Pragnęłam spać, w ciszy, a nie hałasie, ale Tyler niemiłosiernie czymś trzaskał i ciągle zadawał jakieś pytania bez większego znaczenia.
– Widziałaś rękawiczki?
– Jakie rękawiczki do cholery? – odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie, nawet nie podniosłam wzroku, chociaż stał nade mną. Czułam jego obecność.
– Si ce! – krzyknął Kacper. Potem coś upadło na ziemie i Tyler przeklął. To znaczyło, że biegł do małego czym prędzej i coś po drodze potrącił. Kacper co prawda nie nosił już pampersów, ale nie potrafił sam zdjąć spodni i usiąść na toalecie, a nocnika nie polubił.
– To gdzie są te rękawiczki? – Znowu mnie brutalnie przebudzono.
– Jakie rękawiczki!? Człowieku jest lato, po co ci rękawiczki!? – warknęłam, ale niewyraźnie bo twarz miałam przy poduszce.
– Domi! – krzyknął, potem huknęło. Zapiekł mnie jeden pośladek, ale nieznacznie.
– Możesz mnie przykryć – poleciłam.
– Nie ma problemu, ale te rękawiczki. Boże, jednak to prawda, że trzeźwy z pijanym to się nie dogada – marudził.
– Nie jestem pijana, mam tylko kaca – broniłam swojej racji.
– A ja jestem święty Aleksy.
– Boże, tylko nie to. Jest tyle świętych, musiałeś akurat jego… pff. – I podniosłam się do siadu. Rozglądałam za kawą. Wtedy znów pojawił się Tyler z kubkiem w dłoni. – Daj mnie! – zawołałam wesoło, z uśmiechem na twarzy i nie czekając na jego reakcje zabrałam mu kubek z dłoni.
– W Kacpra się bawisz, czy co? – zapytał.
– Mnie, mnie, am – zaczął bełkotać mój trzynastomiesięczny synek. Wepchnął się przed ojca i sięgnął do żółtego kupka, który miałam w dloni.
– Gorące – powiedziałam do malca.
– Ce – uparł się i patrzył tymi swoimi piwnymi ślipkami tak miłosiernie, że nie umiałam mu odmówić. Gdyby kawa była zimna, to dałabym mu się jej napić, ale była wrząca, jeszcze parowała.
Wtedy Tyler wziął Kacperka za rączkę i skierował ją nad kubkiem.
– Parzy? – zapytał.
– Nie ce – zdecydował Kacper i schował swoje dłonie pod własnymi paszkami.
– Mądry chłopiec – pochwalił Tyl i poczochrał małego po główce odzianej w brązowy beret.
– Czemu on chodzi w czapce? – zapytałam.
– Bo chce, poza tym zaraz idzie z mamusią na spacer. Nie pamiętasz, obiecałaś mu. Poza tym jesteś już umówiona z Amandą, ona tu będzie za jakieś dwie godziny, a ty… zresztą gdzieś mam to czy jesteś umalowana, powiedz mi lepiej gdzie są moje rękawiczki?
Boże co on sobie tak ujebał te rękawiczki? – pomyślałam.
– Icki, iczki – powtarzał Kacper i był przy tym bardzo rozanielony.
– Nie mów tak synek, bo brzmi jakbyś mówił piczki i pomyślą, że cię źle uczymy – zwrócił mu uwagę mój mąż.
– Picki, picki – podłamał Kacperek i wiele mnie kosztowało by powstrzymać śmiech.
– Nie mów tak.
– Picki – powtórzył jeszcze raz Kacper, potem kopnął w dmuchaną piłkę plażową, przebiegł po miśku i już go nie było.
– Gdzie on…
– Do samochodu, jeździ po całym korytarzu. Chodzi mi o rękawiczki na rower, za pół godziny muszę być w pracy na piechotę nie zdążę, a na paliwo nie mamy.
– Trzeba było wcześniej wstać – skwitowałam.
– Trzeba było dać mi szybciej usnąć – odciął się.
– Tylko nie mów, że ci się nie podobało! Rękawiczki są w mojej bluzie, ostatnio byłam tym twoim wynalazkiem w sklepie.
– To musiało zabawnie wyglądać.
– Nie wyglądało, chyba brali mnie za chłopca. Ale nie ważne, śpieszyłam się wtedy, bo Kacper został z Tośką z piętra.
– Zostawiłaś naszego syna z ośmiolatką? – zdziwił się.
– Nie miałam z kim, a to ty nawaliłeś, bo nie kupiłeś kaszki, a ona jest tylko w rossmanie, ktoś musiał po nią pojechać. Rowerem było szybciej. Bierz te rękawiczki i szoruj do te roboty zanim cię z niej wywalą. Musimy Olkowi oddać kasę, nie chcę mieć żadnych długów, a już na pewno nie u tego człowieka.
– Dobra. To trzymajcie się. Wstałem wcześniej i wstawiłem pranie, a rzeczy wyprane wczoraj wyprasowałem, włóż je do szafek – powiedział na odchodne. Słyszałam jeszcze jak żegna się z synem i zamyka drzwi.
– Poset – stwierdził Kacper stając w drzwiach. Porozglądał się, a kiedy stwierdził, że nadal leżę w łóżku, to do mnie podbiegł i usiłował się na nie wdrapać.
– Uważaj kawa! – krzyknęłam, ale by go nie wystraszyć. Nie zareagował i wchodził dalej. – Parzy! – spróbowałam tego.
– Nie ce – stwierdził szybko i przestał się wspinać.
Odłożyłam kawę na półkę z książkami, wysoko by nie mógł jej dosięgnąć i wyciągnęłam po niego rączki. Pomogłam u wgramolić się na rozebraną wersalkę. Wydawał się jakby opadł z sił gdy tak leżał z głową na moim brzuchu. Beret mu się tak śmiesznie przekręcił, a zielona polówka, która powinna być wciągnięta w spodnie, była w nie wciągnięta tylko do połowy. Klepnęłam małego po pupie kilka razy, ale tak lekko, zaśmiał się i wytknął język.
– A zdrzemniesz się jeszcze godzinkę z mamusią? – zapytałam z nadzieją na tak.
– Ehe – odpowiedział. W ostateczności „ehe” też mogło być.
– Tylko nie mów tacie.
Przetoczyłam małego, by położył się obok mnie na pleckach. Chciałam mu zdjąć czapkę, ale nie pozwolił na to. Teraz opadała mu na oczy. Rozpięłam guzik jego brązowych spodni, szelki zsunąłem z jego ramionek i pozostawiłam w samych majtkach i polówce… i tym berecie oczywiście, takim ja to dziadkowie nosili. Nakryłam Kacperkowi nóżki letnim kocykiem i dałam buziaka w policzek.
– Mamusia cię kocha najbardziej na świecie. Jesteś dla mamusi najważniejszy, wiesz o tym prawda?
Patrzyłam na niego z miłością i doszukiwałam się odpowiedzi. Nie padły żadne słowa, ale na swój sposób odpowiedział, bo dotknął swoimi małymi dłońmi moich policzków, pociągnął moją twarz do siebie i dał całusa.
– Dawno, dawno temu był sobie maleńki kotek, którzy szukał swojej mamusi. Chodził, chodził, aż spotkał małego pieska…
– Chał – przerwał mi Kacper.
– Tak „miau” spotkał „chał”.
– Pśa! – wykrzyknął Kacper.
– Tak, psa, mogę dalej czy będziesz przerywał?
– Pśa! – wykrzyknął, podniósł się z łóżka, potem po mnie przeszedł i pobiegł po psa. Taką maskotkę, jedną z największych jakie posiadał. Dociągnął ją za uszy i usiadł na niej.
– Czyli nie uśniesz? – zapytałam z nadzieją na „śpać”, ale zamiast tego usłyszałam:
– Bawi! Awi! Awi! – krzyczał coraz głośniej i zaczynał się denerwować, że ja nadal leżę w łóżku. W końcu wstał z tego psa i zaczął uderzać na przemian nogami o podłogę i krzyczeć: – Aaaaaaaaaaaaaaaaa aaaa aaaaaa.
– Już! Kacper już wstaje! – przekrzyczałam go, ale dopiero kiedy moje obie nogi dotknęły podłogi to przestał.
Pochwycił mnie za rękę i zaczął gdzieś ciągnąć.
– Kacperku, synku, a może mama się chociaż ubrać? – zapytałam.
– Bawi! – stawiał na swoim i tak zabawnie zmarszczył nos. Tyler też tak marszczył, ale u niego to nie wyglądało tak uroczo.
– Złośniku, spodnie chociaż jakieś założę, bo mi tyłek widać. Pięć minut cię nie zbawi.
Sięgnęłam do komody po jakieś majtki i spodenki, pospiesznie je ubrałam i usiadłam na dywanie. Zajęłam się budowaniem wierzy z drewnianych klocków.
– Ja położę czerwonego – powiedziałam i postawiłam na niebieskiej bryle, bryłę czerwoną. – A ty jaki położysz? – zapytałam.
– Ten – oznajmił i chwycił za jeden z klocków.
– To jest żółty. Powiesz żółty, czy za trudny wyraz?
– Uty – powiedział nienaturalnie szybko i położył klocek na czerwonym.
– To ja wezmę zielony…
I bawiliśmy się tak ładną godzinę, aż przerwał nam dzwonek do drzwi. Otworzyłam, a Kacper z zaciekawieniem lukał zza mojej nogi kogo do nas niesie. W drzwiach stała Amanda z bliźniakami. Patryk dumnie stał trzymany za rękę, a Kamila miała na rękach.
– Mogłaś zadzwonić. Pomogłabym ci ich wnieś.
– Nie było takiej potrzeby – odparła, weszła do środka. – Macie, bawcie się – stwierdziła do całej trójki, Kamila sadzając na ziemi.
– Może nie na takiej gołej ziemi. W przedpokoju jest tylko beton jakbyś nie zauważyła – zwróciłam jej uwagę.
– Nic mu nie będzie. Zrobisz mi kawę, czy mam sobie sama…
– Możesz zrobić i sobie i mnie, a ja się ubiorę, bo wyglądam okropnie.
– Ja dzisiaj nie wyglądam lepiej. Aleks uraczył mnie taką rewelacją, że dziwne, że jeszcze stoję, bo powinno zwalić mnie z nóg – poskarżyła się. Słyszałam jak coś tworzy w kuchni.
– Co znów dokonało uosobienie męskości i chodzące milion dolarów? – zadrwiłam, żałowałam, że z pokoju nie widzę jej miny.
– Haha, bardzo zabawne. Olek ma córkę.
– Co!? – wykrzyknęłam zapinając dżinsy. W samym staniku wparowałam do kuchni. – Z kim cię zdradził? Z tą opiekunką bliźniaków? Czy z jakąś pielęgniarką? – dopytywałam.
– Z nikim. Jego córka ma prawie szesnaście lat.
Zaśmiałam się. Amanda skończyła wsypywać kawę do kubków.
– Zataił to przed tobą? – Już nie widziałam jej reakcji, bo poszłam po bluzkę do innego pomieszczenia.
– Sam nie wiedział – odparła z rezygnacją.
– O mój Boże, u nas to tylko brak pieniędzy, a u was to się zawsze coś dzieje.
– Chcesz się zamienić?
– Nie wytrzymałabyś na moim miejscu – odpowiedziałam i w końcu zajęłam miejsce na narożniku w kuchni.
– Ani ty na moim.
– Z Olkiem? Tak, nie wytrzymałabym. Zatłukłabym go tłuczkiem do mięsa, albo wymyśliła mu jakąś bardziej fantazyjną i bolesną śmierć.
– Strasznie za nim przepadasz.
– Jak i on za mną.
– Mam – stwierdził Patryk i zaczął sięgać do niezalanych jeszcze wrzątkiem kaw.
– Nie, nie masz! – warknęła Amanda i posunęła kubki dalej blatu.
– Mam! – Malec stawał na paluszkach, byle tylko móc dosięgnąć.
– Patryk, bo ci przyleje za moment!
– Oszalałaś. On nawet roku nie ma. Nie wrzeszcz na niego.
– Nie mów mi jak mam wychowywać własne dziecko.
– Już nic nie mówię, ja bym tego po prostu wychowywaniem nie nazwała.
Czajnik dał głos, więc Amanda wstała z krzesła i zabrała się do zalewania kaw. Położyła je na stole, następnie podała cukier, jakby była u siebie, ale nie miałam jej tego za złe, gdy mieszkała z matką to ja nawet u niej gotowałam.
Zerknęłam na Kamila i Kacpra, kopali dmuchaną piłkę, czasami jakimś miśkiem w siebie rzucili, czyli ładnie i grzecznie się bawili. Patryk natomiast nadal obserwował kubki. Znów wyciągnął rączką po upragnioną rzecz.
– Patryk – zwróciła mu uwagę moja przyjaciółka. Mały spojrzał na nią z taką fajną nadętą minką.
– Może przelej do innego, co? Też wzięłaś taki oczojebny, było pewne, że go zainteresuje, skoro lubi żywe kolory.
Amanda wzięła kawę bliżej siebie, zamieszała, a chłopiec w granatowej bluzce na krótki rękaw i nico ciemniejszych spodenkach bacznie jej się przyglądał. W końcu uderzył do ataku i próbował się podejść po kubek z drugiej strony.
– Jak nie pijesz jeszcze, to może połóż gdzieś wyżej – zaproponowałam. – On w tym czacie by zapomniał pewnie  – dodałam.
– Nie będę nic przekładać – warknęła. Chwyciła Patryka za ramie i brutalnie przestawiła. Mały zakwilił. – Nie wyj, bo jeszcze nie masz powodu do ryku. Jak chcesz to za moment ci dam!
– Jeśli ty się denerwujesz, to jemu się to…
– Nie dawaj mi rad. Tak wiem, moje nerwy mu się udzielają. Ciekawe czemu, kurwa, tylko jemu. Kamilowi jakoś nie.
– Może jest wrażliwy.
– Uparty jak osioł po ojcu i nic nie da sobie wytłumaczyć, zresztą to też ma po ojcu.
– To akurat twoje cechy, a nie Aleksa – stwierdziłam i zrobiłam łyk upragnionej kawy, bo tamtą wcześniejszą ledwie tknęłam, a już musiałam odstawić i zająć się synkiem.
Patryk na chwilę dał nam spokój  i poszedł pojeździć Kacpra samochodem. Najbardziej spodobał mu się klakson.
– Łeb mi pęknie – skwitowała Amanda.
– A co ty, piłaś?
– Nie, ale chętnie bym się napiła, gdybym miała co.
– No to ci wleje, ale nie jesteś samochodem? – upewniłam się wstając i wyjmując wódkę z lodówki.
– Nie, autobusem jestem. Nie uwierzysz, ale Aleksowi ktoś zafundował taki tiuning, że lakiernik oznajmił twardo „ponad tydzień mi na tym zejdzie, jeżeli ma nie być śladu”. – Amanda nie wydawała się przejęta, ale i tak wolałam śmiać się z tego w duchu. W sumie na biednego nie trafiło, więc co mu za różnica parę stówek w tę, czy w tę za tą drobną naprawę.
– To dlaczego on wziął twój samochód, a nie tłukł się autobusem?
– Bo on musi się przemieszczać po mieście, a ja mogłam zostać z bliźniakami w domu, ale zatęskniłam do ciebie. Ogólnie jesteśmy bez wózka, więc jak spacer, to tylko gdzieś blisko, bo oni nie potrafią chodzić przy nodze.
– Może dlatego, że to nie psy.
– Za rękę też nie potrafią chodzić.
– Zawsze stawiałam twoje macierzyństwo pod wielkim znakiem zapytania. Nie chciałaś tych dzieci i wiesz, że one mogą to czuć?
– Domi, oni mają ciepło, są najedzeni i czysto ubrani. Kocham ich, bo to moi synowie, ale nie będę się nad nimi rozczulać. To mali faceci, a nie nietykalni, na których nie można krzyknąć. A za rękę nie chodzą, bo u nas same pola i lasy, to można ich puścić tak samopas i tylko obserwować.
Podczas tej naszej krótkiej rozmowy Patryk już zdążył się znudzić klaksonem, samochodem i wszystkimi innymi zabawkami. Zauważył jak szukałam długiej łyżeczki do pomieszania drinków. Nie znalazłam jej, więc pomieszałam nożem, ale Patiemu nie łyżeczki się podobały, a szuflady. Postanowił jedną otworzyć.
– Patryczku, bo sobie paluszek przytrzaśniesz, albo na nóżki zrzucisz – wyjaśniłam maluchowi kucając przed nim.
– Więcej zdrobnień w tym zdaniu już użyć nie mogłaś – zadrwiła Amanda. Podałam jej drinka, nawet słomkę do niego włożyłam, do swojego zresztą również.
Usiadłam naprzeciw koleżanki. Pochwaliła, że dobry drink. Już przeszliśmy do tematu sobotniej imprezy jaka miała mieć miejsce u mnie i Tylera na zakończenie wakacji i wtedy rozległ się dźwięk jakby coś ciężkiego upadło na ziemie, następnie brzdęk metalowych elementów. Patryk stanął przestraszony gdzieś w rogu kuchni pomiędzy tym całym bałaganem, a Kacper przybiegł zobaczyć co się stało, a Kamil zapłakał z pokoju.
– Cholera jasna! Ja dzisiaj nie wytrzymam! – wysyczała Amanda przez zęby. Doskoczyła do Patryka, chwyciła go za ramie i wymierzyła dwa porządne klapsy. Mały zapłakał i usiadł na podłodze.
– To jest karalne wiesz o tym? – zapytałam się jej i przykucnęłam by pomóc jej zbierać sztućce. – Wrzuć to jak leci, Tyler potem poukłada. Może zobacz czemu Kamil zapłakał.
– Przecież już nie płacze. On się boi huków, po prostu – wyjaśniła.
– To co zrobiłaś jest karalne, wiesz o tym?
– Tak wiem, bo w naszym państwie to karalne jest wychowywanie i karcenie dzieci, a beztroskie rozpuszczanie i chowanie na pępki świata jest wręcz propagowane.
– Mogłabym na ciebie donieść, nawet teraz mam ochotę – powiedziałam, włożyłam szufladę na jej miejsce, a sama zasiadłam na moim poprzednim. – Może go przytul chociaż by nie płakał.
– Po co? Przecież krzywda mu się nie dzieje.
– Ale ja nie mogę patrzeć jak on tak siedzi na tej ziemi i mu tak te łezki lecą…
– Masz za miękkie serce.
– Ty za to z kamienia.
– Na temat wychowywania dzieci, to my się nigdy nie dogadamy, więc może lepiej nie zaczynajmy tego tematu, co?
– Bo ty go uderzyłaś, przecież to twój kochany synek.
– To diabeł wcielony, poza tym dostał tylko w dupę, nawet nie poczuł, bo pampersa nosi. Więc bez przesady. Naprawdę nie popadajmy w paranoje.
– Okay, już nic nie mówię.
– Ale drink naprawdę super. Masz talent. Może na barmankę się kształć.
– Nie, to nic takiego, po prostu wódka i dwa rodzaje soku.
Amandy telefon dał o sobie znać. Wyjęła go z kieszeni dżinsów, poklikała kilka razy i powiedziała:
– Aleks po osiemnastej mnie stąd odbierze. Wytrzymasz ze mną tyle?
– Pewnie. Kacper zaraz będzie drzemał. Wcześniej ogląda bajkę, może bliźniaki się skuszą też, a my wypijemy po jeszcze jednym.
– Bylebym się nie upiła, ani nie wyglądała na wypitą.
– Dlaczego? Znaczy zataczać to się nie możesz, bo któraś musi być trzeźwa ze względu na dzieci, ale taka podpita… dobrze by ci to zrobiło, wyluzowałabyś się.
– Ta, na pewno. Ze świadomością, że mój mąż, ma córkę, która jest cztery lata młodsza ode mnie nigdy nie będzie mi luźniej.
– Nie marudź, może się zaprzyjaźnicie? Albo chociaż polubicie?
– Ja ją toleruje, a ona mnie mam wrażenie, że nie będzie tolerowała. Nie miała ojca, ponoć wydaje się nie respektować żadnych zasad, a ja jednak jakieś zasady…
– Może jednak niech Olek wyznacza jej zasady i granice, w końcu to jego córka – zaproponowałam takie rozwiązanie.
– Tak, tak, Olek i zasady. Już to widzę. Po tak długiej nieobecności w jej życiu, to on się jej będzie chciał podlizać i jej nieba przychylić. A ja sobie nie wyobrażam by mój mąż tańczył wokół jakiegoś zbuntowanego bachora…
– Spanuj trochę, będziesz macochą, ale nie wczuwaj się od razu w rolę rodem z kopciuszka, co?
– Nie wczuwam Domi, ale znam Olka. On był już u jej babci, tą chwycił zawał jak jej oznajmił, że jest tatusiem.
– Co? I dopiero teraz to mówisz?
– Bo dopiero teraz się o tym dowiedziałam. Napisał mi w smsie, że tej babci nic nie będzie, ale matka tej młodej jest za granicą, więc…
– Co wy zrobicie?
– Nie wiem. Póki co on się szlaja po jakiś skate parkach i jej szuka, by oznajmić jej dwie wieści i sama nie wiem, która dla niej będzie gorsza, czy to, że ma ojca, czy to, że babcia jest w szpitalu.
– No w sumie. On ją powinien teraz wziąć do siebie… znaczy do was.
– Nie zapędzajmy się tak w to rodzicielstwo po latach. Może ta nastolatka ma jakąś rodzinę w mieście, albo poza miastem. Może ją gdzieś zawiezie. Może jakiś internat opłaci, bo wybacz, ale jak zauważyłaś ja nie pałam macierzyńskimi odruchami nawet w stosunku do własnych dzieci, a co dopiero do cudzych. Znaczy chciałam by Olek wziął odpowiedzialność za tę małą, łożył alimenty, by u nas bywała na obiady i na święta, by bliźniaki ją znały, ale to nie znaczy, że od razu chciałam mieć kolejne dziecko w domu i to jeszcze takie butne.
– Nie martw się na zapas. – Tylko tyle mogłam powiedzieć po tym całym jej monologu, bo lepsze słowa nie przychodziły mi na myśl. – Boże, Kacper. Chodź, bo ja o tobie zapomniałam. Spodnie ci trzeba założyć – zawołałam do mojego roczniaka.
Spojrzałam na synka i dzieci przyjaciółki, między nimi nie było widać żadnej różnicy, nawet to mój Kacper był niższy, ale to może po Tylerze, poza tym był wcześniakiem. Założyłam mu spodnie i zaciągnęłam na ramionka szelki. Nie wydawał się senny, bliźniaki też nie. Wyrzuciłam więc im zabawki z dwóch wielkich pudełek i liczyłam na to, że chwilę się zajmą sami sobą. Kacperek lubił się dzielić, nie gniewał się o to, ze ktoś zabiera mu zabawki, czy burzy wierze, która zbudował. Nie był jak typowy jedynak, bo od małego miał kontakt z innymi dziećmi. Dbaliśmy o to by ten kontakt miał. Nagle mój wzrok padł na płyty DVD. Amanda przyszła do pokoju, tyle zabawek na podłodze ją pewnie zszokowało.
– Zrobiłam tym razem ja nam po drinku, ale po takim mocniejszym, bo na trzeźwo to mi ciężko cokolwiek przetrawić.
– Mam lepszy pomysł na poprawienie ci humoru. Białe czy zielone? – zapytałam i wyjęłam z opakowania po Jamesie Bondzie dwie samarki, jedną z ziołem, a drugą z amfą.
– Oszalałaś?
– Pamiętasz kiedy ostatni raz paliłyśmy trawę? Przecież to nic nie daje, to akurat słaby towar jest, tylko będziemy miały lepszy humor.
– Dzieci – wzbraniała się Amanda, ale po oczach widziałam, że ma ochotę.
– No co dzieci? Grzecznie się bawią. Zamkniemy się w łazience, tam jest małe okienko. Nawet opary do nich nie dojdą.
– Domi, chętnie, ale jak kiedyś zrobimy sobie piżama party, czy coś takiego, bo za trzy godziny będzie po mnie Olek.
– No i co z tego, że Olek, co on taki anty narkotykowy, czy jak?
– Nie chce umierać tak młodo, takie wyjaśnienie cię satysfakcjonuje.
– Od tego nie umrzesz, sprawdzone – zachęcałam ją. – Mam fajną fifkę, wygląda jak papieros, jak black devil.
– Dominika, ale Aleks mnie rozkurwi jak…
– Przecież się nie dowie.
– Nie. Nie mogę – powiedziała tak twardo, że postanowiłam odpuścić. Schowałam samarkę z zielonym do opakowania po DVD, a tą z białym zostawiłam w swojej dłoni.
– Ale ja mogę chyba, no nie?
– Jak chcesz to pal.
– Myślałam o tym – oznajmiłam i pokazałam je amfę niemal przed oczy.
– Mnie nie przeszkadza. Chociaż ja tylko sporadycznie, kilka razy w życiu się zdarzyło, z dwa, może cztery – wspominała.
Ja w tym czacie położyłam porcelanową podkładkę pod szklankę, a na nią wysypałam odrobinę białego proszku. Już miałam poszukiwać banknotu kiedy Amanda podała mi pięćdziesięciozłotowy.
– Nada się? – zapytała.
– Pewnie, że tak. Dziękuje.
Zwinęłam w rulonik, następnie dowodem osobistym Tylera ułożyłam tak zwanego szczurka i wciągnęłam ten gwiezdny pył do nosa. Dzięki niemu miałam mniejsze łaknienie i szybko wróciłam do formy po ciąży i po karmieniu, bo do ósmego miesiąca karmiłam małego z cycka, dopóki sam nie postanowił inaczej, a wszystko przez Tylera, bo dał mu czekoladowe mleko do niekapka, gdyby nie to nadal miałabym z Kacperkiem te kilka chwil dziennie takich bliskich i tylko naszych.
– Dobre to? – zapytała Amanda.
– Mocne, ale ja nie borę codziennie, tylko na imprezie, albo jak jestem zmęczona i mnie tak najdzie ochota.
– Rozumiem, tylko się w to nie wkręć. Ciężko potem z tego gówna wyjść – wyjaśniła i popatrzyła na mnie z taką jakby dezaprobatą.
– Spoko, ćpunką nie zostanę, bez obaw. Nie stocze się, bo mam Kacpra.
– Widzę, że on to taka wasza siła napędowa.
Spojrzałam na mojego synka, który właśnie zakładał Kamilowi swój beret.
– Nawet mu pasuje – stwierdziła Amanda. Patryk podłapał  co chodzi z tym zakładaniem na głowę i znalazł jakiś Tylera fulcap, aż nie mogłam się opanować by nie zrobić mu zdjęcia. Oddalam Amandzie banknot, ta wsunęła go do kieszeni, a ja pognałam po aparat.
– Wiesz co? To może ja sobie jednak zapale tak z jedną fifkę, tak odrobinkę! – krzyknęła do mnie Amanda kiedy ja poszukiwałam cyfrówki.
– Pewnie, weź sobie – zachęciłam.
Zaczęłam pstrykać maluchom foty. Nawet ich ustawiałam i przebierałam. Byli naprawdę cudowną inspiracją. Amanda w tym czasie paliła trawkę w łazience, gdy wróciła miała od razu lepszy humor i przyłączyła się do zabawy. Wreszcie była matką dla tych dzieci, a nie jak klawisz we wojsku. Właściwie to pierwszy raz widziałam by się z jakimikolwiek dziećmi tak beztrosko bawiła. Nawet Kacper zdawał się nagle pałać do niej jakąś większą sympatią, bo zazwyczaj podchodził do niej tak ostrożnie, jakby się trochę obawiał.
Wybiła godzina osiemnasta i ktoś zapukał do drzwi:
– Punktualny jak zwykle – skwitowała Amanda i miała racje, bo za drzwiami stał Olek. – Znalazłeś zgubę, mężu drogi? – zapytała się Amanda Aleksa nie odrywając się ani na moment od układania piankowych puzzli, a on tylko spojrzał na nią z góry, z dezaprobatą.
– Piłaś – skwitował i usiadł w fotelu. Patryk do niego podszedł więc usadził małego na kolanach. – Jak synku spędziłeś dzień?
– Ja też o coś pytałam – nacisnęła moja przyjaciółka na tego swojego.
– A ja z pijanymi nie rozmawiam.
– Jezus, o dwa drinki się będziesz sapał – wypowiedziała ze złością, wstała z kolan i dokończyła swojego drinka. Normalnie byłam z niej dumna, że się jemu postawiła.
– Znalazłem. Dogadałem się z nią, że będzie na razie u siebie, sama, zapewniała, że sobie poradzi i nie jestem jej potrzebny. Jutro do niej zajrzę z jakimiś zakupami. Jak nie będzie robiła libacji, to może autentyczne takie rozwiązanie jest najdogodniejsze dla nas wszystkich – wyjaśnił. Przetarł oczy palcami, czyli był zmęczony. Sięgnął po kartonik soku, który stał na stole i po szklankę Amandy, w której już nic nie było. Nalał sobie, wypił jednym duszkiem
– Mnie też się takie rozwiązanie podoba. Tym bardziej, że formalnie nie jesteś jej ojcem, bo nikt cię nie wpisał, tak?
– Tego, to ja nie wiem. Dowiem się jak jej matka przyjedzie. Pojutrze będzie, ale tylko na dzień, bo musi wracać do pracy. Chyba jest niemiecką prostytutką.
– Z porządniejszą sobie tego dziecka zrobić nie mogłeś – zadrwiła Amanda.
– No patrz, nie uczę się na błędach – odciął się Aleks. Byłam w szoku, że tak do niej powiedział… znaczy nie wątpiłam, że jest w stosunku do własnej żony chamowaty, ale nigdy nie okazywał tego publicznie, cóż tym razem zmęczenie zrobiło swoje.
Amanda po trawie widocznie nabrała odwagi. Podeszła do Olka i trzasnęła mu w twarz z taką siłą, że aż go wbiło w fotel. Nie zwróciła uwagi nawet na to, że trzymał Patryka na rękach. Mały nie płakał, obserwował sytuacje z zaciekawieniem.
– Przesadziłeś – stwierdziłam, kiedy Amanda udała się do łazienki.
– Amanda, przepraszam! – krzyknął za nią Olek. – Ty pierwsza mi pojechałaś. Potrzymaj go chwilę – to ostatnie zdanie skierował już do mnie. Wzięłam więc Patryczka na ręce i położyłam blisko zabawek.
Olek nie miał problemu z otworzeniem drzwi łazienkowych, bo nie mieliśmy w nich zamka.
– Wiem, że przegiąłem, jak chcesz to mi trzaśnij jeszcze… – tylko tyle usłyszałam, bo potem zamknął drzwi.
Po piętnastu minutach wyszli jak gdyby nigdy nic. Nawet w dobrych humorach. Wolałam nie wnikać w to co tam robili. Czy Amanda była z Olkiem szczęśliwa? Ja bym to stawiała pod dużym znakiem zapytania, na pewno bywała z nim szczęśliwa, ale nigdy nie chciała takiego życia, więc to co dawało jej szczęście jednocześnie ją dołowało albo wkurwiało.
Aleks chwile usiadł na dywanie, pobawił się z dzieciakami. Nie wiadomo czemu, ale mój syn zdawał się za nim szaleć. Chodził po nim, dawał się wyrzucać w powietrze i nawet całował. To mnie tylko przekonało, że powiedzenie, że dzieci znają się na ludziach jest bardzo zakłamane, bo w przypadku mojego syna i Olka nie zdawało rezultatów, ale możliwe, że tych dwoje było takim wyjątkiem od tej reguły.
– Komu w drogę, temu czas – stwierdził Aleksander stając za żoną. Wsunął swoją dłoń do tylnej kieszeni jej dżinsów, następnie do drugiej tylnej.
– Co ty robisz? – zapytała.
– Szukam na paliwo, nie chcę tykać karty – wyjaśnił.
– W przedniej, po prawo – oznajmiła.
Aleks bez trudności znalazł zwinięty w rurkę banknot pięćdziesięciozłotowy. Pomyntolił go w trzech palcach przed oczami swojej żony.
– A co to takiego? – zapytał spokojnie. Wydawał się zmieszany i dokładnie lustrował otoczenie. – Pokaż no mi się – powiedział wręcz serdecznie i odwrócił moją przyjaciółkę, a swoją żonę za ramiona, tak by twarzą była zwrócona do niego. Pochwycił jej brodę w dwa palce…
– To moje – powiedziałam szybko. – Użyczyła mi.
– Właśnie – poparła mnie szybko przyjaciółka.
– Ale ty też brałaś – stwierdził Olek prosto w jej twarz.
– Nieprawda. – Puścił ją i zaczął chłopcom ubierać buty.
– Jak, nie przecież widzę – skierował do niej te słowa.
– Nie brałam, tylko paliłam. Dobrze już?
– Co paliłaś? Bo z pewnością nie papierosy. Pożegnaj się z koleżanką i idziemy do domu. Na razie Domi. – I już go nie było. Wyszedł z oboma bliźniakami, prowadząc ich za ręce.
– Będzie się awanturował w domu? – zapytałam z troską.
– Nie, raczej nie. Powie co myśli. Nie przejmuj się tym.
– Ale poważnie, nie będzie…
– Nie, Domi, przecież to trawa nie amfa, więc się nie wścieknie. Wyjaśnię mu, że tylko trochę, że z powodu tej sytuacji z jego córką, że potrzebowałam na chwilę mieć przyjemne myśli. Zrozumie, przecież to też człowiek.
– Czasami mam wrażenie, że nie ma w nim ni krzty z człowieczeństwa. Przepraszam, wiem, że to mój mąż, ale nie zmusisz mnie do lubienia go, prawda?
– Pewnie, że nie. Gdzie ja położyłam torbę, tą dużą przez ramie, z pampersami.
– Na łóżku, bo przewijałaś Kamila.
– Aha. – Wyminęła mnie, założyła torbę na ramie i wyszła za mężem. Wyjrzałam za nimi w oknie. Bliźniaki były już zapięte w fotelikach, a Aleks kulturalnie otworzył przed żoną drzwi. Czyli podczas tej drogi po schodach sobie wszystko przemyślał  i było już u nich dobrze. Cieszyło mnie to.
– Kacper, sprzątamy, bo tata wróci na kolacje, a trzeba ją jeszcze zrobić i mieliśmy ubrania pochować do komód i szafy – powiedziałam do małego klaszcząc w dłonie by go trochę popędzić.
Zaczęłam wrzucać jego zabawki do wielkich, plastikowych pudełek, więc on zaczął robić to samo. Kiedy Kacperek tak sam ładnie sprzątał, nieco się przy tym bawiąc i czasami zerkając na telewizor bo włączyłam kanał muzyczny, ja zajęłam się prasowaniem i chowaniem ubrań. Potem pudła z zabawkami odtransportowałam do pokoju mojego małego mężczyzny i zajęłam się robieniem kanapek.
– Kacperek, a ty zjesz z szyneczką, czy z marmoladą?
– Doladą – odpowiedział wesoło wpadając do kuchni.
– Witam was. – Tyler sam sobie otworzył drzwi. Postawił rower pod ścianą, pochwycił małego pod paszkami i zaniósł do łazienki. – Myjemy ręce i jemy, jemy, bo tata jest głodny. Jak ci minął dzień? – to ostatnie już było do mnie.
– Całkiem, całkiem. Amanda wpadła, wypiłyśmy pół butelki zero siódemki we dwie, ale tak sączyłyśmy powoli, że nawet mi w głowę nie weszło, ale przynajmniej kac mnie puścił.
– To dobrze. Gdzie kolacja? – zapytał i usiadł na narożniku, z Kacprem na kolanach.
– Będziesz go karmił, czy mu pokroić?
– Będę go karmił. Wolę jak gryzie, przecież ma zęby, poza tym on się zdąży jeszcze w życiu narobić. Póki jest mały mogę go powyręczać.

I zaczęło się owe wyręczanie. Czyli Tyler biegał za małym z chlebem, przytrzymywał by ten ugryzł choć kawałek, potem biegał za nim z niekapkiem by popił, ale właściwie nie mogłam narzekać, bo ja miałam chwilę dla siebie. Siedziałam więc sobie wygodnie, z kubkiem herbaty i kanapką w dłoni.

19 komentarzy:

  1. Zastanawiam sie czyj sposób wychowania lepszy. Amandy czy Dominiki. Amandan jest zbyt surowa a Domi za bardzo popuszcza. Dzieci Amandy mogę kiedyś uznac, że matka ich nie kochała, tymczasem dzieciak Domi i Taylera, może byc rozpuszczony,
    Tak czy siak żaden z tych sposobów wychowania nie jest zbyt dobry.. Ale chyba bardziej pochwalam sposób Amandy, dzieci przynajmniej znają granice.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amanda zawsze miała problemy z okazywaniem uczyć i to nie tylko swoim dzieciom, ale także matce, braciom, nawet mężowi, czy poprzednim chłopakom. Nie można tego diametralnie zmienić, taka już jest, na pozór twarda, surowa, pewna siebie i wiedząca czego oczekuje od siebie i innych. Domi natomiast chce by Kacperek miał szczęśliwe i pełne dobrych wspomnień dzieciństwo. Amanda posuwa się do rękoczynów, szarpania i bicia, a Dominika uważa, że sposoby wychowawcze koleżanki powinny być karane nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Myślę, że z Domi zgodziłaby się większość psychologów, o ile nie wszyscy, a może nawet większość społeczeństwa, czy większość rodziców.

      Amanda kocha dzieci i było to widać w jednym fragmencie, kiedy chciała odejść od Aleksa, ale nie zrobiła tego ze względu na bliźniaków, na to by mieli lepszy start w życiu, by miały szanse na godne i stabilne życie. Amanda wtedy sama sobie powiedziała, że da się nawet lać, byle by Olek był dobrym ojcem. Jak myślisz, czy Olek jest dobrym ojcem?

      Usuń
    2. Cz jest dobrym ojcem... No cóż..
      Teraz można to rozpatrywać, jako ojciec Angeli i jako ojciec bliźniaków.
      Ale co do bliźniaków, to nie jest zły. Była tam jedna scena kiedy chyba szarpnął, albo dał po łapkach jednemu, ale każdy może mieć gorszy dzień, a krzywdy im nie zrobił.
      Co jak co, ale do Aleksa jako ojca nie mogę sie przyczepić, bo wydaje mi się, że dba o chłopaków i ich kocha. No chyba, że cos mi umknęło. :)

      Usuń
    3. Kamilowi dał po łapach, bo o kilka razy odstawił od ławy, a ten dalej w nią walił nawet samochodem, nie chciał by po prostu zbił tą ławę. Ale jestem pod wrażeniem, że na tyle złych cech mojego bohatera znalazłaś w nim wreszcie coś dobrego :)

      Usuń
    4. Oj, no dobra jest w nim jeszcze wola walki (o dobry byt, lepsze jutro) silny charakter (który jednak facet powinien posiadać.)
      Po prostu nie podobają mi się sposoby w jakie walczy o to lepsze jutro, czy okazuje swoją siłe. Nie zawsze, ale ostatnimi czasy.. ; )

      Usuń
    5. Silny charakter, w stosunku do innych,bo w stosunku do żony... chyba każdy widzi jak ona mu na głowę weszła i że gdy tylko lekko popuścił to znów Amandy pomysły wyszły na prowadzenie.

      Usuń
    6. Tak to bywa, jak każde z nich ma stosunkowo dominujący charakter. Poza tym siła rzeczy trudno im ze sobą rozmawiać, to cięgła przepychanka, a jeżeli już rozmawiają poważnie i "dało się" to albo Aleks był spokojny puki jego było na wierzchu, a Amanda była wystraszona, albo Aleks cos narobił i Amanda się darła i wyrzucała swoje pretensje. Jak dla mnie to tak to wyladało.... :)

      Usuń
    7. Najlepiej to było jak Aleks był spokojny i konsekwentny, bo tym wzbudzał respekt w jej oczach i w miarę wtedy funkcjonowali. Tylko popełnił błąd i znów dał jej swoją dyrygować i znów Amanda mówiła co kiedy i jak i taki oto mamy tego skutek. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Moim zdaniem Amanda potrzebuje po prostu by ją wiecznie trzymano w ryzach i kogoś kto by ją trzymał mocną ręką, a nie we wszystkim pobłażał.

      Usuń
    8. No cóż, Amanda jest trudna... Bardzo, bardzo trudna...
      No, właściwie, to Aleks płaci teraz za swoje grzeszki mają taką nieznośną, kłótliwa żonę.

      A poza tym, to pojawiła sie tu inf od Aleksa, że rozmawiał z Angelą o tym, że jest jej ojcem, będzie to jakoś dokładniej opisane? Ich pierwsza rozmowa?

      Usuń
    9. Ich pierwsza rozmowa to już była, gdy była u niego w gabinecie, ale wiem o co ci chodzi. Powinno to być opisane, ale nie mamy nadal Angeli. Tak więc może we wspomnieniach Aleksa pod czas jazdy z chłopcami i Amandą do domu. Tak by chyba było najrosądniej i byłaby znów taka długa część.

      Usuń
    10. No tak, czytałam o tym problemie z autorami i bohaterami. Mam nadzieję, że szybko kogoś znajdziecie.
      Co do rozmowy o tym w samochodzie to fajnie by było dowiedzieć się o reakcji Angeli ;)

      Usuń
  2. Trudno powiedzieć kto lepiej, a kto gorzej wychowuje. Amanda to zachowuje się jakby była dowódcą w wojsku,a nie zabrała dzieci na spacer i w odwiedziny. Za to Dominika pozwala Kacprowi na wszystko i ciągle lata wkoło niego. Myślę, że żadna z tych obu postaw nie jest dobra, najlepsze byłoby wypośrodkowanie tego. Mimo wszystko uwielbiam Dominikę i Tylera i to jak sobie radzą. Jeszcze teraz na szybko przeczytałam końcówkę, oni chyba rozpuszczą tego Kacpra jak przysłowiowy dziadowski bicz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Amandy to też zależne od humoru i samopoczucia było i chyba nie ma w tym nic dziwnego. W końcu większość z nas jak ma gorszy dzień to łatwiej się denerwuje. Aż za dowódce wojskowego ją nie brałem, ale ciekawe porównanie. Ja szczerze to się nawet nie dziwie, że ona kazała Patrykowi dotykać kawy i otwierać szuflad, ale że akurat taką metodą... wielu rodziców ma podobną. Domi mam wrażenie że by mu najchętniej tą szafkę wyjęła i dała się nawet nożami bawić, byleby pod jej okiem. Cieszę się, że lubisz Dominikę i Tylera.

      Usuń
  3. Nie wiem która z nich lepiej wychowuję wydaję mi się,że Domiza bardzo skaczę wokół tego Kacpra.Amanda może jest trochę zbyt surowa i mało uczuciowa ale nigdy nie była zbyt wylewna.Mam nadzieję,że Aleks nie będzie się za bardzo czepiał o tą trawkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dlaczego twoim zdaniem nie będzie się czepiał?

      Usuń
  4. Jeśli miałabym wybierać, to bardziej pasuje mi sposób wychowania Amandy. Klapsy itp. są karalne, no ale nie przesadzajmy, nasze prawo jest trochę zepsute, dziecku od klapsa lub dwóch nic się nie stanie.
    Ciekawi mnie co Olek powie i trawce Amandzie. U Dominiki nie był zły! Ani zdenerwowany.
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma lepszego czy gorszego wychowania. Każdy robi to po swojemu. Mi chyba jednak bliżej do Dominiki. Chodzi mi o to, że zawsze staram się przez zabawę tłumaczyć maluchom co mogą, co nie. Poza tym na wiele im pozwalam, ale w granicach rozsądku. Krzyczę baardzo rzadko i nie zdarzyło mi się ich uderzyć, ale w sumie sporo zależy też od dziecka;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt natomiast, że przy dzieciach obie panie zdecydowały się na palenie jest dla mnie niedopuszczalny. Ciekawe co Aleks wymyśli za karę;)

      Usuń
  6. Nie jestem przekonana, tak do końca, ani do jednej metody, ani do drugiej. Wydaje mi się, że Amanda mogłaby czasem nie być taka surowa, nieraz jest wręcz zimna. A Dominika moim zdaniem za dużo Kacperkowi pozwala, oni oboje z Tylerem strasznie go rozpuszczają, w imię maksymy" dzieciństwo ma tylko jedno."
    A Aleks wydaje mi się, że jest dobrym ojcem, takim co przytuli, pocieszy, ale kiedy trzeba to też skarci.

    OdpowiedzUsuń