niedziela, 12 stycznia 2014

Część 240 - Nieczystość (część druga)




Narracja (Samuel)

– Źle ci było? – padło pytanie. Było takie krótkie, normalne, wręcz typowe. Wiele osób tak mówi… wiele kobiet o to pyta.
On jednak leżał. Nie odpowiadał. Patrzył się w sufit, na żyrandol z wiatrakiem. Kręcił się. Za sprawą tego szybkiego okręcania powiewały delikatnie włosy, zarówno mężczyźnie jak i kobiecie. On czuł ten chłód nienaturalnego wiatru na klatce piersiowej. Czuł, ale nadal leżał bez ruchu.
– Czemu milczysz? – dopytywała kobieta.
– Dobrze mi było – odpowiedział na poprzednie z jej pytań i znów zamilknął.
Nie należał do osób, którzy wiele mówią. On wolał milczeć, być pogrążonym we własnych myślach. Miał tak od dziecka.
– Chyba powinienem już iść – zaczął. Właściwie to nie wiedział co tam jeszcze robił. Nie przyszedł przecież na pogaduszki.
– Możesz zostać. Nie mam już klientów. Nie lubię spać sama.
Blondynka patrzyła w jego oczy w wyczekiwaniu. Zadawała sobie w myślach pytanie „jak postąpi?”. Został. Nie na całą noc, ale został na znaczną jej część. Kobieta wtuliła się w jego nagi tors. Cały pokój rozjaśniony był przez światło lampy. Jakub spojrzał na nią ostatni raz. Potem wstał i zapiął guziki swoich dżinsów. Poczęstował się papierosem, leżały na stoliku, jakieś damskie, cienkie i miętowe. Było mu teraz wszystko jedno. Z wewnętrznej kieszeni marynarki przewieszonej przez krzesło wyjął przygotowaną wcześniej kopertę. Zapatrzył się na kobietę. Nie myślała o nim, był tego pewny. Z tylnej kieszeni dżinsów wyjął portfel. Dołożył do koperty banknot pięćdziesięciu złotowy. Pozostałe prezerwatywy zabrał z komody i wsunął do portfela. Zaciągnął białą koszulkę, marynarkę i wyszedł.
Wrócił do domu taksówką, była druga w nocy. Wszedł jak gdyby nigdy nic. Panowała istna ciemność. Przytrzymując się ściany zaczął rozwiązywać sznurówki butów. Ściągał jeden pocierając o drugi, wtedy zapaliło się światło.
– Gdzie byłeś? – padło nieustępliwe pytanie.
– W pracy – skłamał, nawet nie siląc się o lepszą wymówkę.
– Dzwoniłam do twojej pracy.
– Być może byłem w innej – powiedział zbliżając się do drobnej brunetki.
– Masz jedną pracę. – Patrzyła mu w oczy. Dodawała sobie otuchy w myślach. Wiedziała, że tym razem nie może ustąpić. Obiecała sobie to.
– Tak? Naprawdę? – Był cyniczny. Przybrał uśmiech mówiący „jesteś idiotką”. Wyminął ją. W skromnej kuchni nalał do szklanki mleka, przechylił.
– Jakub, możemy porozmawiać? – zapytała stając za nim.
– Nie, jest noc. Idę spać.
– W takim razie nie tutaj! – warknęła. W tamtym momencie coś w niej puściło. Wszystko uległo zmianie, jakby uczucie minęło.
– Mogę nawet na podłodze – powiedział wzruszając ramionami. Znów chciał ją wyminąć, ale jej dłoń na jego torsie skutecznie to uniemożliwiła.
– Spakowałam cię już.
– Co zrobiłaś? – zapytał z uśmiechem. Niedowierzał.
– Walizki stoją w pokoju. Pożegnaj się z Tobiaszem i wyjdź. Najlepiej więcej nie pokazuj się nam na oczy. – Jej stanowisko było jasne. Pewne. Lecz kiedy ją objął… nie potrafiła go odepchnąć.
– Byłem w pracy – szepnął do jej ucha. – Potrzebujemy pieniędzy, tak? Chce nam zapewnić wszystko co najlepsze – zgrabnie kłamał.
Ona jednak okazała się przytomnością. Wyjęła z jego tylnej kieszeni portfel, odskoczyła od niego by nie zdążył jej go wyrwać. Zajrzała do środka. Już nawet się z nią nie siłował, nie miał na to siły.
– Po co ci prezerwatywy.
– Jutro wrócę po rzeczy. – Wyminął ją, zaciągnął buty i już go nie było.
Została sama, sama z kilkumiesięcznym dzieckiem, które na domiar złego właśnie się zbudziło i czegoś dopominało. Kobieta miała dość. Była zmęczona, bardzo młoda. Oparła się o ścianę, osunęła po niej i zapłakała. Obiecała sobie, że płacze już ostatni raz przez mężczyznę.
Od tamtych wydarzeń minęło jedenaście lat. Teraz była sobota. W ten dzień dłużej wylegiwał się w łóżku. Miał na pół przymknięte oczy i zapragnął celebrować tę chwilę. Poczuł muśnięcie warg żony na swoim policzku.
– Gdzie jest Tobiasz, wiesz może? – zapytała.
– Może z Syriuszem na spacerze.
– A jak go zgubi? – panikowała.
– Kto kogo? Syriusz Tobiasza, czy Tobiasz Syriusza?
Kobieta zauważyła jak kąciki ust jej męża unoszą się u górze. Trzepnęła go w okolice klatki piersiowej z otwartej dłoni.
– Bardzo zabawne wiesz?
– Wiem – odpowiedział, uśmiechnął się jeszcze bardziej i otworzył oczy. Dopadł do niej i sprawił by leżała pod nim. – Nie panikuj, to tylko jedenastoletni chłopiec z psem.
Złożył pocałunek na jej ustach.
– Jakub, nie czas i nie miejsce – głosiła, usiłując się wyrwać z jego objęć.
– Nie przesadzaj. W najlepszym wypadku nie będziemy musieli wstawać rano i wychodzić z psem jeśli to Syriusz się zgubi, a jeśli Tobiasz… nie będę już wstydził się na wywiadówkach.
Kobieta odtrąciła go, opadł na plecy.
– Nie złość się.
– Nie złoszczę. Po prostu masz specyficzne poczucie humoru.
– Ale przez tyle lat to się chyba przyzwyczaiłaś? – zawołał za nią, bo kobieta już zdążyła wstać z łóżka i ściągać szlafrok, oraz resztę bielizny.
– Przyzwyczaiłam się – odparła zapinając stanik.
– Mama, tata! Tata, bo on znowu… – Rozległy się takie głosy za drzwiami. Kobieta pośpiesznie naciągnęła majtki i założyła ponownie szlafrok. Jakub nie zmienił swojej pozycji.
– Jakby co ja śpię – powiedział do żony.
– Tato, tato! On mi zabrał gumkę! – krzyczała ośmioletnia Gabrysia wchodząc na łóżko.
– Nie prawda! – bronił się pięcioletni chłopiec. – Sama jej spadła, a ja tylko podniosłem i biegłem za nią by jej oddać.
– Biegłeś za mną, bo chciałeś mi zabrać drugą! – zarzuciła dziewczynka bratu.
– Oddaj – powiedział Jakub i wyciągnął rękę w stronę Roberta. Poprawił się na łóżku tak by usiąść.
– Plose – powiedział pięciolatek i podał ojcu różową gumkę do włosów w motylka.
– Trzymaj. – Położył gumkę na dłoni córki. – Idź do mamy, uczeszę cię. A ty łobuzie chodź do mnie!
Mężczyzna pochwycił Robiego za drobne ramionka i podniósł do góry, w taki sposób, że mały znajdował się w powietrzu. Malec skrzyżował nóżki w łyskach i lekko ugiął kolanka.
– Latam! – wykrzyknął.
– Jak będziesz robił siostrze na złość, to polecisz… jeszcze nie wiem gdzie, ale gdzieś cię z matką wyślemy. Do jakieś szkoły wojskowej najlepiej – mówił do chłopca, i położył go sobie na klatce piersiowej. Przytulił.
– Nie robiłem jej nic złego – zapierał się Robert.
Mężczyzna klepnął go lekko.
– Łobuzie ty, wstajemy.
– Ty ścielisz łóżko – odezwała się kobieta wyglądając przez futrynę. W dłoni miała jeszcze grzebień.
– Dlaczego ja? – zapytał.
– Bo wstałeś ostatni.
– Ale to zajęcie kobiety.
– Ta, na pewno, na pewno. Skoro chłopcy mogą sami, to ty też. No nic ci chyba od tego nie będzie – powiedziała, podchodząc do niego, chciała musnąć go w policzek, ale mężczyzna zaczął się odsuwać delikatnie.
– Nie całuj mnie teraz, mam focha. – Zaśmiał się gdy to mówił. Poczuł jak kobieta chwyta go za jego czarne, farbowane włosy. Odwraca jego twarz w swoim kierunku i zbliża usta do jego ust.
– Nie tak mocno – wysyczał przez zęby i więc popuściła nieco z uścisku. Pocałowali się, zwyczajnie, po ludzku.
– Ścielisz to łóżko? – zapytała się.
– Tak, Magda, ścielę. Pofarbujesz mi włosy?
– Tak. Już masz takie prześwity. Ciemny brąz może tym razem, co? Wyglądało by bardziej naturalnie.
– To już jak uważasz. Ja się na tym nie znam. Ale ten ostatni kolor autentycznie, gdyby nie szampon barwiony to wyglądałbym jak…
– Jak taki Ken – podpowiedziała.
Jakub wstał, zebrał się do poprawiania pościeli i nakładania narzuty. Jego żona w tym czasie układała swoje włosy i nakładała delikatny makijaż. W progu pokoju pojawił się mały szkrab. Oparł się o futrynę ramionkiem, żuł smoka i kręcił nim na wszystkie strony. Nie używał do tego celu rąk.
– Widzisz, mówiłem ci, że nie trzeba montować łóżeczka. Śpi na normalnym łóżku i jakoś nie spadł – powiedział mężczyzna patrząc na syna. – Jaki on jest już duży.
– Dziś mamy wizytę u lekarza.
– Po co? – zapytał zdziwiony i nadal męczył się z narzutą.
Magda w tym czasie chwyciła Mikołaja pod ramionkami i wzięła na ręce.
– Uznam to pytanie za retoryczne – rzuciła niegrzecznie.
– Dlaczego? Zapytałem normalnie.
– Jakub, on ma dwa lata. Nie mówi i nosi pampersa. Boje się, że to początki autyzmu.
– Nie ma autyzmu. W mojej rodzinie nie było przypadków. W twojej też nie. Jest całkiem zdrowy. To, że nie rozwija się prawidłowo jest winą tego, że jego matka chodzi do pracy, zamiast zajmować się domem i dziećmi – powiedział bezo grudek Kuba i ze złością cisnął narzutą, którą i tak nie mógł odpowiednio ułożyć na łóżku.
– Jakub, ustaliliśmy, że Mikołaj pójdzie do żłobka, a ja…
– Nie my, a ty ustaliłaś. – Mężczyzna wyprostował się i zaczął gestykulować ręką. – Widocznie twoje ustalenie szkodzi naszemu dziecku. Inni rozwijali się prawidłowo, bo…
– Nie chcę mi się tego słuchać – oznajmiła Magdalena. Wyszła z Mikołajem na rękach i zamknęła za sobą drzwi.
Mężczyzna po raz kolejny usiłował ułożyć narzutę, w końcu dał sobie z tym spokój i zszedł na dół na śniadanie. Kiedy zmierzał schodami w dół przypominał sobie najważniejsze awantury:
O pracę, bo według niego kobieta powinna zajmować się domem i dziećmi.
O miejsce zamieszkania, bo według niego dzieciństwo jest jedno i nie chciał trzymać dzieci w wielkim klocku z cegły w centrum miasta, czy na blokowisku.
O środki antykoncepcyjne, bo przecież używanie zabezpieczeń jest grzechem, a jemu nie wypadało popadać w hipokryzje.
– Co na śniadanie!? – krzyknął z samego progu Tobiasz.
– Wytrzyj psu łapy! – warknęła Magda.
– Za późno – oznajmił jedenastolatek, o rudych włoskach.
– Będziesz mył podłogi – skwitował Jakub pojawiając się w kuchni.
– Ale sam, tata mówił, że to zajęcie dla kobiety, a nie dla…
– I dla tego, kto nie zdejmuje butów, albo wychodzi przed dom w klapkach, albo wpuszcza psa bez wytarcia mu łap – przerwał synowi Kuba i zasiadł do stołu.
– Czyli od tej zasady są jednak wyjątki – powiedziała mało uroczym tonem Magda podając mężowi talerz z naleśnikami.
Mężczyzna uśmiechnął się i zbierał na jakąś ciętą ripostę, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
– Dziękuje – powiedział przyjmując od niej talerz.
– A Bóg istnieje, czy nie, bo teoria wielkiego wybuchu zakłada, że nie – powiedziała jednym tchem Gabrysia.
– Przecież teoria wielkiego wybuchu, to fizyka i astronomia. Nie ma takich zajęć w drugiej klasie – powiedziała Magda siadając przy boku męża.
– Nie jedzcie beze mnie! – krzyczał Tobiasz, który właśnie mył ręce.
– Mamy nie jeść bez ciebie? – dopytywał Robert.
– Nie, nie rozmawiać beze mnie! – odkrzyknął Tobiasz wchodząc do kuchni.
– To co z tym Bogiem, istnieje czy nie!? – dopytywała Gabi.
– Oczywiście, że istnieje – odpowiedział Jakub i zaczął nabierać kawałek naleśnika na widelec. Przemielił.
– Smakuje ci? – zapytała Magda.
– Tak, mnie prawie wszystko smakuje. Jestem bardzo niewymagającym klientem tej restauracji – odpowiedział.
– Tylko, że ja nie jestem twoją kucharką, tylko żoną. Przypominam, tak na wszelki wypadek, jakbyś zapomniał.
Dzieci jak jeden mąż, przeniosły wzrok z matki na ojca i wyczekiwały w milczeniu. Nastała nagle grobowa cisza, nikt nie szurał talerzami, sztućce nie jeździły po talerzach. Było tak cicho, że słychać było jak Mikołaj siedzący w foteliku do karmienia żuje swojego smoczka.
– Chcesz się koniecznie dzisiaj ze mną pokłócić? – zapytał Jakub.
– Nie, skąd taki pomysł.
– A jakoś tak mi przyszedł do głowy. Skoro nie, to dobrze. Smacznego młodzieży i smacznego kochanie.  – Jakub nie powiedział tego cynicznie, a całkowicie normalnym tonem.
Gabrysia ponowiła swoje pytanie o Bogu.
– Po co ty się go pytasz, idiotko!? – warknął na siostrę Tobiasz. – Przecież ojciec jest pastorem, sądzisz, że co ci powie, że Boga nie ma? To tak jakby lekarz powiedział, że lekarstwa nie istnieją.
– Tobi, twoja siostra nie jest idiotką – zwrócił synowi uwagę Jakub. – Poza tym dziewczynki się szanuje.
– Szanuje, to znaczy… robi się z nich kucharki, sprzątaczki i takie do rodzenia i wychowywania dzieci? – dopytywał bezczelnie Tobiasz.
Kuba przymknął oczy, policzył w myślach do czterech i przez zęby powiedział:
– Odejdź od stołu w tej chwili.
– Ale ja tylko zapy…
– W tej chwili powiedziałem! – warknął w taki sposób, że wszystkim uczestnikom śniadania momentalnie przeszły dreszcze po plecach, jakby zrobiło się zimniej.
– A ten Bóg, to…
– Gabryśka, tam – mężczyzna wskazał kciukiem za swoje ramie, na salon – na półce, stoi taka wielka książka, w twardej oprawie. Nazywa się Biblia. Masz jakieś pytanie, tam znajdziesz odpowiedź. Czy możemy już jeść w spokoju, czy jeszcze ktoś ma jakieś pytanie, albo ważną, narodową sprawę, która nie może poczekać nawet do obiadu!? – Mężczyzna tym razem się już uniósł.
– Robert? – zapytał.
– Ja nic nie mówiłem – odpowiedział chłopiec i dalej siłował się z naleśnikiem by oddzielić jego fragment za pomocą widelca.
– Użyj noża – polecił Kuba.
– Ale kiedy ja nie lubię nozem – odpowiedział Robert i poczuł, że duma go rozpiera, bo w końcu udało mu się osiągnąć to czego oczekiwał i mógł włożyć oderwany fragment naleśnika do buzi. – Pysne – powiedział wciąż przemielając.
– Dziękuje synku. Cieszę się, że ci smakuje. Chcesz więcej dżemu?
– Nie. Jes w sam raz – odpowiedział chłopiec matce i uśmiechnął się w jej stronę.
Dalsza część śniadania minęła bez większych ekscesów. Dzieci oddaliły się do swoich zajęć. Magda posprzątała ze stołu. Jakub usiadł do pianina. Wygrywał bliżej nieokreśloną melodie, ale wszystko było płynne, przyjemne dla ucha. Wkrótce przy jego nodze pojawił się Mikołaj i popukiwał ojca w udo. Mężczyzna przerwał grę i wziął chłopca na kolano. Malec oparł główkę o jego tors, ramionko o rękę ojca. Wcisnął smoka do buzi. Co jakiś czas go wyjmował, ale tylko na chwilę. Nigdy się jednak z nim nie rozstawał.
– Zagrać ci coś? – zapytał, ale malec tylko na niego spojrzał. Nie odpowiedział. Właściwie to nic nie mówił jeszcze nic co ma jakieś znaczenie. Rzadko też wydawał z siebie odgłosy, czy wymawiał chociażby sylaby.
Jakub ponownie położył swoje dłonie na pianinie. Lubił grać, muzyka od dziecka go uspokajała. Wyśpiewał dobrze znaną większości dzieci piosenkę z bajki pod tytułem Król Lew 2.
We krwi ma zło i gniew
Tulił do snu zdrady śpiew
Niechaj gna
Niechaj trwa
Nie chcemy zapomnieć więc pieśń nasza łka

On nie jest już jednym z nas
W swoim sercu on Skazę ma
To nasz głos, to nasz sąd
Nie jest stąd

Kiedyś ktoś zdradził nas
Zniszczył wiarę w świat
Dziś to wiemy i wyrok nasz trwa
Skazy syn stać nie może się jednym z nas
Nie jest już jednym z nas

Malec wydawał się być zasłuchany. Zaprzestał nawet bawienia się smoczkiem okręcając go bez użycia rąk. Żuł tylko i patrzył się w górą na ojca. Kiedy Jakub przestał grać i śpiewać, to Mikołaj uderzył w klawisze lewą rączką. Mężczyzna złożył pocałunek na kręconych czarnych włosach synka. Ponownie ułożył palce na klawiszach. Chłopiec wyraźnie się rozluźnił, na nowo wygodnie ułożył i dał ojcu grać dalej.
Kiedyś czułem wstyd
Głupio bałem się
Że nie zdążę już
Że miłość straci sens
Że wyśmieją nas
Dzisiaj wreszcie wiem
Z nich się mogę śmiać, nie zrażą mnie
Przy tobie dobrze czuję się

Wiem, że miłość drogę zna
Poprowadzi nas przez świat
Ty ze mną i ja z tobą
Przez mrok, ku jutrzence dnia
Świat jest lepszy gdy

Mężczyzna przerwał, bo poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odniósł głowę do góry i odwrócił nieco w prawo.
– Wolę te piosenki z pierwszej części – powiedziała Magda i musnęła męża w czoło.
– Tę? – zapytał i wygrał początek.
Jak mam jej wyznać miłość?
Jak wytłumaczyć mam?
Kim jestem, co się stało?
Nie wiem.
Co robić nie wiem sam...

– Tak, tę. Usnął ci. – Wskazała głową na Mikołaja.
– Zaniosę go zaraz do łóżka. Stało się coś? – zapytał gdy poczuł jej dłonie na swoim torsie po przez materiał czarnej koszulki.
– Sama nie wiem. Mam mieć wystawę, a ty…
– Magda, to nie tak, że tego nie chcę. Możesz mieć wystawę, ale moje zdjęcie nie może być głównym, bo…
– Bo co Jakub? Minęło wiele lat.
– Nie chcę ryzykować – oznajmił. – Temat zakończyłem, zdania nie zmienię.
– Dobrze, rozumiem, jakoś się z tym pogodzę. Przypomniało mi się, jak próbowałeś nauczyć mnie grać.
– Musisz mi to wybaczyć, kochanie, ale nie dałem rady. Wątpię, czy ktokolwiek by dał.
– Już się nie nabijaj, to nie moja wina, że jestem beztalenciem muzycznym. Wiesz, że Tobiasz, będzie głodny? – zapytała wciąż pocierając jego klatkę piersiową swoją dłonią.
– Do obiadu mu nic nie będzie.
– On dla zasady zdenerwuje cię jeszcze przy objedzie.
– To w takim razie poczeka do kolacji.
– Jakub, przestań. Nie musisz taki być.
– Jaki? – zapytał patrząc na swoje dłonie.
– Dobra, to bez sensu, nie było tematu – odburknęła i zabrała swoją dłoń z jego ciała.
– Żałujesz? – zapytał nie patrząc na nią.
– Tego, że za ciebie wyszłam? Chwilami. Tylko chwilami, ale te momenty chwil kiedyś mijają – odpowiedziała nie siląc się nawet na uprzejmy ton i opuściła salon.
Jakub wziął syna na ręce, w tai sposób by główkę miał na jego ramieniu. Trzymał go pod pośladkami, a prawą dłoń położył na jego pleckach.
– Magda, zaczekaj – zawołał za żoną, która zamierzała zająć się prasowaniem. – Wiedziałaś za kogo wychodzisz, prawda?
– Tak. Wiedziałam. I o ile podobało mi się to, że jesteś męski i zdecydowany, to nie znaczy, że czasami nie chciałabym byś odpuścił.
– Zrób mu kanapkę, skoro tak się o niego martwisz. Udam, że o tym nie wiem. Położę małego. Pojadę z wami do lekarza.
– A dzieci?
– Roberta weźmiemy. Gabi i Tobi są duzi, mogą zostać sami w domu na dwie, czy trzy godzinki.
– Na czternastą jest wizyta – poinformowała go.
– No to mały się wyśpi, nie będzie marudny. Kupimy coś na wynos, może pizzę.
– Jakub Norman rezygnuje z domowego obiadu i zamierza żywić się po fast foodach, mamy święto?
– Magda, nie… nie zachowuj się tak, to bez sensu. Nie zmuszałem cię do ślubu.
– Poniekąd.
– Jak poniekąd? Zmusiłem cię? – zapytał lekko poddenerwowany.
– Braknie mi palcy u dłoni by wyliczyć rzeczy do jakich mnie zmusi…
– Palców.
– Możesz mnie nie poprawiać!?
– Mogę. Uspokój się po prostu. Tak będzie najlepiej.
– Zawsze wiesz co jest dla wszystkich najlepsze?
– W tym wypadku wiem. Dzieciom byłoby lepiej gdybyś siedziała z nimi w domu.
– Nie rzucę pracy.
– Rzucisz. Może nie od razu, ale rzucisz.
– Bo co? Bo dalej nie będziesz pomagał w domu, tylko dlatego bym ze zmęczenia postanowiła odejść z pracy?
– Nie wiem, może, a może wymyślę coś innego.
– Nie będę jak twoja matka. Nie zostawię wszystkiego; ambicji, aspiracji, pracy tylko po to by zamknąć się w domu z dziećmi i usługiwać mężowi.
– Według naszej wiary…
– Tak, tak, wiem. Jakiś starzec na chmurce siedzący, przed milionami lat uznał, że kobieta będzie poddana mężowi i będzie rodziła dzieci w bólu, bo dopuściła się zjedzenia jabłka. Znam to na pamięć.
– To nie było jabłko – poprawił z uśmiechem Jakub. – W biblii jest moja o zakazanym owocu. Nigdzie nie jest napisane, że to było akurat jabłko. Pomoże małego. Nie kłóćmy się.

Kuba skierował się w stronę schodów, zaniósł Mikołaja do pokoju, który ten dzielił razem z Robertem. Przykrył chłopca cienkim kocykiem we wzór misi z balonikami, pogładził po czole, zasłonił zasłonki by dawały mniej światła i wyszedł z pokoju. Oczywiście dla bezpieczeństwa zamknął też barierkę, która mieściła się przed schodami, by Miki czasami nie spadł ze schodów, gdyby przyszło mu do głowy samemu z nich schodzić.

12 komentarzy:

  1. Przeczytałam.to i jeszcze bardziej sie w tym wszystkim pogubiłam. W pewnej chwili pomyślałam,że ten Jakub to ojciec Olka. Ta częśc jest jak by zupełnie wyrwana z kontekstu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się wydaje ze Magda to jego matka.. i że tak wygląda jak życie, po tym jak zostawiła Aleksa...Ale sama juz nie wiem...

      A.

      Usuń
  2. Teraz to ja już nic nie wiem. :)
    Czasami fajnie jest się domyślać czegoś, ale teraz to już wyższa szkoła jazdy. Na pewno ta część musi być jakoś powiązana z Olkiem, teoria oli wydaje się być prawdopodobna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja już też nic nie rozumiem. Albo jestem niedomyślna albo już nie wiem ;p
    Czekam już chyba na kolejną serię, bo z tej nic nie wiem. E.

    OdpowiedzUsuń
  4. Temu własnie nie lubię kryminałów. Tajemnice, jakieś scenki nie wiadomo co mające znaczyć.. Wszystko do wszystkiego i nic do niczego...
    Ale cóż.. czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnej części się wiele wyjaśnia.

      Usuń
    2. To dobrze. :) Mam nadzieję, że się połapiemy co, kto i od kogo. A kiedy można się spodziewać następnej części?

      Usuń
    3. Dzisiaj. Właśnie ją pisze :) Tak więc za godzinkę, góra 2 będzie :) Potem będzie część pisana przez Magdę i też dziś więc już dziś się sporo wyjaśni :)

      Nie pogubisz się bo rozwiązanie jest banalne, proste i nieskomplikowane :)

      Usuń
    4. Serio? To mnie zaskoczyłeś, już nie mogę się doczekać. :)

      Usuń
    5. Wrzucę dopiero później, bo jednak muszę do pracy wyskoczyć, ale wrzuciłem pauzę wyjaśniającą kim jest Jakub :)

      Usuń
  5. Teraz to ja też nic nie wiem.Kim są dla Aleksa ta Magda i Kuba?Skąd się wzięli i kim dla niego są? To mógł być ojciec Olka ale czy tam gdzieś wcześniej nie było,że jego ojciec zgwałcił matkę?Może kolejne części wszystko wyjaśnią.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakub to brat Olka - ze zdjęcia wnioskuje.

    OdpowiedzUsuń