Narracja (Samuel)
– Źle ci było? – padło pytanie.
Było takie krótkie, normalne, wręcz typowe. Wiele osób tak mówi… wiele kobiet o
to pyta.
On jednak leżał. Nie odpowiadał.
Patrzył się w sufit, na żyrandol z wiatrakiem. Kręcił się. Za sprawą tego
szybkiego okręcania powiewały delikatnie włosy, zarówno mężczyźnie jak i
kobiecie. On czuł ten chłód nienaturalnego wiatru na klatce piersiowej. Czuł,
ale nadal leżał bez ruchu.
– Czemu milczysz? – dopytywała
kobieta.
– Dobrze mi było – odpowiedział
na poprzednie z jej pytań i znów zamilknął.
Nie należał do osób, którzy
wiele mówią. On wolał milczeć, być pogrążonym we własnych myślach. Miał tak od
dziecka.
– Chyba powinienem już iść –
zaczął. Właściwie to nie wiedział co tam jeszcze robił. Nie przyszedł przecież
na pogaduszki.
– Możesz zostać. Nie mam już
klientów. Nie lubię spać sama.
Blondynka patrzyła w jego oczy w
wyczekiwaniu. Zadawała sobie w myślach pytanie „jak postąpi?”. Został. Nie na
całą noc, ale został na znaczną jej część. Kobieta wtuliła się w jego nagi
tors. Cały pokój rozjaśniony był przez światło lampy. Jakub spojrzał na nią
ostatni raz. Potem wstał i zapiął guziki swoich dżinsów. Poczęstował się
papierosem, leżały na stoliku, jakieś damskie, cienkie i miętowe. Było mu teraz
wszystko jedno. Z wewnętrznej kieszeni marynarki przewieszonej przez krzesło
wyjął przygotowaną wcześniej kopertę. Zapatrzył się na kobietę. Nie myślała o
nim, był tego pewny. Z tylnej kieszeni dżinsów wyjął portfel. Dołożył do
koperty banknot pięćdziesięciu złotowy. Pozostałe prezerwatywy zabrał z komody
i wsunął do portfela. Zaciągnął białą koszulkę, marynarkę i wyszedł.
Wrócił do domu taksówką, była
druga w nocy. Wszedł jak gdyby nigdy nic. Panowała istna ciemność.
Przytrzymując się ściany zaczął rozwiązywać sznurówki butów. Ściągał jeden
pocierając o drugi, wtedy zapaliło się światło.
– Gdzie byłeś? – padło
nieustępliwe pytanie.
– W pracy – skłamał, nawet nie
siląc się o lepszą wymówkę.
– Dzwoniłam do twojej pracy.
– Być może byłem w innej –
powiedział zbliżając się do drobnej brunetki.
– Masz jedną pracę. – Patrzyła
mu w oczy. Dodawała sobie otuchy w myślach. Wiedziała, że tym razem nie może
ustąpić. Obiecała sobie to.
– Tak? Naprawdę? – Był cyniczny.
Przybrał uśmiech mówiący „jesteś idiotką”. Wyminął ją. W skromnej kuchni nalał
do szklanki mleka, przechylił.
– Jakub, możemy porozmawiać? –
zapytała stając za nim.
– Nie, jest noc. Idę spać.
– W takim razie nie tutaj! –
warknęła. W tamtym momencie coś w niej puściło. Wszystko uległo zmianie, jakby
uczucie minęło.
– Mogę nawet na podłodze –
powiedział wzruszając ramionami. Znów chciał ją wyminąć, ale jej dłoń na jego
torsie skutecznie to uniemożliwiła.
– Spakowałam cię już.
– Co zrobiłaś? – zapytał z
uśmiechem. Niedowierzał.
– Walizki stoją w pokoju.
Pożegnaj się z Tobiaszem i wyjdź. Najlepiej więcej nie pokazuj się nam na oczy.
– Jej stanowisko było jasne. Pewne. Lecz kiedy ją objął… nie potrafiła go
odepchnąć.
– Byłem w pracy – szepnął do jej
ucha. – Potrzebujemy pieniędzy, tak? Chce nam zapewnić wszystko co najlepsze –
zgrabnie kłamał.
Ona jednak okazała się
przytomnością. Wyjęła z jego tylnej kieszeni portfel, odskoczyła od niego by
nie zdążył jej go wyrwać. Zajrzała do środka. Już nawet się z nią nie siłował,
nie miał na to siły.
– Po co ci prezerwatywy.
– Jutro wrócę po rzeczy. –
Wyminął ją, zaciągnął buty i już go nie było.
Została sama, sama z
kilkumiesięcznym dzieckiem, które na domiar złego właśnie się zbudziło i czegoś
dopominało. Kobieta miała dość. Była zmęczona, bardzo młoda. Oparła się o
ścianę, osunęła po niej i zapłakała. Obiecała sobie, że płacze już ostatni raz
przez mężczyznę.
Od tamtych wydarzeń minęło jedenaście
lat. Teraz była sobota. W ten dzień dłużej wylegiwał się w łóżku. Miał na pół
przymknięte oczy i zapragnął celebrować tę chwilę. Poczuł muśnięcie warg żony
na swoim policzku.
– Gdzie jest Tobiasz, wiesz
może? – zapytała.
– Może z Syriuszem na spacerze.
– A jak go zgubi? – panikowała.
– Kto kogo? Syriusz Tobiasza,
czy Tobiasz Syriusza?
Kobieta zauważyła jak kąciki ust
jej męża unoszą się u górze. Trzepnęła go w okolice klatki piersiowej z
otwartej dłoni.
– Bardzo zabawne wiesz?
– Wiem – odpowiedział, uśmiechnął
się jeszcze bardziej i otworzył oczy. Dopadł do niej i sprawił by leżała pod
nim. – Nie panikuj, to tylko jedenastoletni chłopiec z psem.
Złożył pocałunek na jej ustach.
– Jakub, nie czas i nie miejsce
– głosiła, usiłując się wyrwać z jego objęć.
– Nie przesadzaj. W najlepszym
wypadku nie będziemy musieli wstawać rano i wychodzić z psem jeśli to Syriusz
się zgubi, a jeśli Tobiasz… nie będę już wstydził się na wywiadówkach.
Kobieta odtrąciła go, opadł na
plecy.
– Nie złość się.
– Nie złoszczę. Po prostu masz
specyficzne poczucie humoru.
– Ale przez tyle lat to się
chyba przyzwyczaiłaś? – zawołał za nią, bo kobieta już zdążyła wstać z łóżka i
ściągać szlafrok, oraz resztę bielizny.
– Przyzwyczaiłam się – odparła
zapinając stanik.
– Mama, tata! Tata, bo on znowu…
– Rozległy się takie głosy za drzwiami. Kobieta pośpiesznie naciągnęła majtki i
założyła ponownie szlafrok. Jakub nie zmienił swojej pozycji.
– Jakby co ja śpię – powiedział
do żony.
– Tato, tato! On mi zabrał
gumkę! – krzyczała ośmioletnia Gabrysia wchodząc na łóżko.
– Nie prawda! – bronił się pięcioletni
chłopiec. – Sama jej spadła, a ja tylko podniosłem i biegłem za nią by jej
oddać.
– Biegłeś za mną, bo chciałeś mi
zabrać drugą! – zarzuciła dziewczynka bratu.
– Oddaj – powiedział Jakub i
wyciągnął rękę w stronę Roberta. Poprawił się na łóżku tak by usiąść.
– Plose – powiedział pięciolatek
i podał ojcu różową gumkę do włosów w motylka.
– Trzymaj. – Położył gumkę na
dłoni córki. – Idź do mamy, uczeszę cię. A ty łobuzie chodź do mnie!
Mężczyzna pochwycił Robiego za
drobne ramionka i podniósł do góry, w taki sposób, że mały znajdował się w
powietrzu. Malec skrzyżował nóżki w łyskach i lekko ugiął kolanka.
– Latam! – wykrzyknął.
– Jak będziesz robił siostrze na
złość, to polecisz… jeszcze nie wiem gdzie, ale gdzieś cię z matką wyślemy. Do
jakieś szkoły wojskowej najlepiej – mówił do chłopca, i położył go sobie na
klatce piersiowej. Przytulił.
– Nie robiłem jej nic złego –
zapierał się Robert.
Mężczyzna klepnął go lekko.
– Łobuzie ty, wstajemy.
– Ty ścielisz łóżko – odezwała
się kobieta wyglądając przez futrynę. W dłoni miała jeszcze grzebień.
– Dlaczego ja? – zapytał.
– Bo wstałeś ostatni.
– Ale to zajęcie kobiety.
– Ta, na pewno, na pewno. Skoro
chłopcy mogą sami, to ty też. No nic ci chyba od tego nie będzie – powiedziała,
podchodząc do niego, chciała musnąć go w policzek, ale mężczyzna zaczął się
odsuwać delikatnie.
– Nie całuj mnie teraz, mam
focha. – Zaśmiał się gdy to mówił. Poczuł jak kobieta chwyta go za jego czarne,
farbowane włosy. Odwraca jego twarz w swoim kierunku i zbliża usta do jego ust.
– Nie tak mocno – wysyczał przez
zęby i więc popuściła nieco z uścisku. Pocałowali się, zwyczajnie, po ludzku.
– Ścielisz to łóżko? – zapytała
się.
– Tak, Magda, ścielę.
Pofarbujesz mi włosy?
– Tak. Już masz takie prześwity.
Ciemny brąz może tym razem, co? Wyglądało by bardziej naturalnie.
– To już jak uważasz. Ja się na
tym nie znam. Ale ten ostatni kolor autentycznie, gdyby nie szampon barwiony to
wyglądałbym jak…
– Jak taki Ken – podpowiedziała.
Jakub wstał, zebrał się do
poprawiania pościeli i nakładania narzuty. Jego żona w tym czasie układała swoje
włosy i nakładała delikatny makijaż. W progu pokoju pojawił się mały szkrab.
Oparł się o futrynę ramionkiem, żuł smoka i kręcił nim na wszystkie strony. Nie
używał do tego celu rąk.
– Widzisz, mówiłem ci, że nie
trzeba montować łóżeczka. Śpi na normalnym łóżku i jakoś nie spadł – powiedział
mężczyzna patrząc na syna. – Jaki on jest już duży.
– Dziś mamy wizytę u lekarza.
– Po co? – zapytał zdziwiony i
nadal męczył się z narzutą.
Magda w tym czasie chwyciła
Mikołaja pod ramionkami i wzięła na ręce.
– Uznam to pytanie za retoryczne
– rzuciła niegrzecznie.
– Dlaczego? Zapytałem normalnie.
– Jakub, on ma dwa lata. Nie
mówi i nosi pampersa. Boje się, że to początki autyzmu.
– Nie ma autyzmu. W mojej
rodzinie nie było przypadków. W twojej też nie. Jest całkiem zdrowy. To, że nie
rozwija się prawidłowo jest winą tego, że jego matka chodzi do pracy, zamiast
zajmować się domem i dziećmi – powiedział bezo grudek Kuba i ze złością cisnął narzutą,
którą i tak nie mógł odpowiednio ułożyć na łóżku.
– Jakub, ustaliliśmy, że Mikołaj
pójdzie do żłobka, a ja…
– Nie my, a ty ustaliłaś. –
Mężczyzna wyprostował się i zaczął gestykulować ręką. – Widocznie twoje
ustalenie szkodzi naszemu dziecku. Inni rozwijali się prawidłowo, bo…
– Nie chcę mi się tego słuchać –
oznajmiła Magdalena. Wyszła z Mikołajem na rękach i zamknęła za sobą drzwi.
Mężczyzna po raz kolejny
usiłował ułożyć narzutę, w końcu dał sobie z tym spokój i zszedł na dół na
śniadanie. Kiedy zmierzał schodami w dół przypominał sobie najważniejsze
awantury:
O pracę, bo według niego kobieta
powinna zajmować się domem i dziećmi.
O miejsce zamieszkania, bo
według niego dzieciństwo jest jedno i nie chciał trzymać dzieci w wielkim
klocku z cegły w centrum miasta, czy na blokowisku.
O środki antykoncepcyjne, bo
przecież używanie zabezpieczeń jest grzechem, a jemu nie wypadało popadać w
hipokryzje.
– Co na śniadanie!? – krzyknął z
samego progu Tobiasz.
– Wytrzyj psu łapy! – warknęła
Magda.
– Za późno – oznajmił
jedenastolatek, o rudych włoskach.
– Będziesz mył podłogi –
skwitował Jakub pojawiając się w kuchni.
– Ale sam, tata mówił, że to
zajęcie dla kobiety, a nie dla…
– I dla tego, kto nie zdejmuje butów,
albo wychodzi przed dom w klapkach, albo wpuszcza psa bez wytarcia mu łap –
przerwał synowi Kuba i zasiadł do stołu.
– Czyli od tej zasady są jednak
wyjątki – powiedziała mało uroczym tonem Magda podając mężowi talerz z
naleśnikami.
Mężczyzna uśmiechnął się i
zbierał na jakąś ciętą ripostę, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
– Dziękuje – powiedział
przyjmując od niej talerz.
– A Bóg istnieje, czy nie, bo
teoria wielkiego wybuchu zakłada, że nie – powiedziała jednym tchem Gabrysia.
– Przecież teoria wielkiego
wybuchu, to fizyka i astronomia. Nie ma takich zajęć w drugiej klasie –
powiedziała Magda siadając przy boku męża.
– Nie jedzcie beze mnie! –
krzyczał Tobiasz, który właśnie mył ręce.
– Mamy nie jeść bez ciebie? –
dopytywał Robert.
– Nie, nie rozmawiać beze mnie!
– odkrzyknął Tobiasz wchodząc do kuchni.
– To co z tym Bogiem, istnieje
czy nie!? – dopytywała Gabi.
– Oczywiście, że istnieje –
odpowiedział Jakub i zaczął nabierać kawałek naleśnika na widelec. Przemielił.
– Smakuje ci? – zapytała Magda.
– Tak, mnie prawie wszystko
smakuje. Jestem bardzo niewymagającym klientem tej restauracji – odpowiedział.
– Tylko, że ja nie jestem twoją
kucharką, tylko żoną. Przypominam, tak na wszelki wypadek, jakbyś zapomniał.
Dzieci jak jeden mąż, przeniosły
wzrok z matki na ojca i wyczekiwały w milczeniu. Nastała nagle grobowa cisza,
nikt nie szurał talerzami, sztućce nie jeździły po talerzach. Było tak cicho,
że słychać było jak Mikołaj siedzący w foteliku do karmienia żuje swojego
smoczka.
– Chcesz się koniecznie dzisiaj
ze mną pokłócić? – zapytał Jakub.
– Nie, skąd taki pomysł.
– A jakoś tak mi przyszedł do
głowy. Skoro nie, to dobrze. Smacznego młodzieży i smacznego kochanie. – Jakub nie powiedział tego cynicznie, a
całkowicie normalnym tonem.
Gabrysia ponowiła swoje pytanie
o Bogu.
– Po co ty się go pytasz,
idiotko!? – warknął na siostrę Tobiasz. – Przecież ojciec jest pastorem,
sądzisz, że co ci powie, że Boga nie ma? To tak jakby lekarz powiedział, że
lekarstwa nie istnieją.
– Tobi, twoja siostra nie jest
idiotką – zwrócił synowi uwagę Jakub. – Poza tym dziewczynki się szanuje.
– Szanuje, to znaczy… robi się z
nich kucharki, sprzątaczki i takie do rodzenia i wychowywania dzieci? –
dopytywał bezczelnie Tobiasz.
Kuba przymknął oczy, policzył w
myślach do czterech i przez zęby powiedział:
– Odejdź od stołu w tej chwili.
– Ale ja tylko zapy…
– W tej chwili powiedziałem! –
warknął w taki sposób, że wszystkim uczestnikom śniadania momentalnie przeszły
dreszcze po plecach, jakby zrobiło się zimniej.
– A ten Bóg, to…
– Gabryśka, tam – mężczyzna
wskazał kciukiem za swoje ramie, na salon – na półce, stoi taka wielka książka,
w twardej oprawie. Nazywa się Biblia. Masz jakieś pytanie, tam znajdziesz
odpowiedź. Czy możemy już jeść w spokoju, czy jeszcze ktoś ma jakieś pytanie, albo
ważną, narodową sprawę, która nie może poczekać nawet do obiadu!? – Mężczyzna
tym razem się już uniósł.
– Robert? – zapytał.
– Ja nic nie mówiłem –
odpowiedział chłopiec i dalej siłował się z naleśnikiem by oddzielić jego
fragment za pomocą widelca.
– Użyj noża – polecił Kuba.
– Ale kiedy ja nie lubię nozem –
odpowiedział Robert i poczuł, że duma go rozpiera, bo w końcu udało mu się
osiągnąć to czego oczekiwał i mógł włożyć oderwany fragment naleśnika do buzi.
– Pysne – powiedział wciąż przemielając.
– Dziękuje synku. Cieszę się, że
ci smakuje. Chcesz więcej dżemu?
– Nie. Jes w sam raz –
odpowiedział chłopiec matce i uśmiechnął się w jej stronę.
Dalsza część śniadania minęła
bez większych ekscesów. Dzieci oddaliły się do swoich zajęć. Magda posprzątała
ze stołu. Jakub usiadł do pianina. Wygrywał bliżej nieokreśloną melodie, ale
wszystko było płynne, przyjemne dla ucha. Wkrótce przy jego nodze pojawił się
Mikołaj i popukiwał ojca w udo. Mężczyzna przerwał grę i wziął chłopca na
kolano. Malec oparł główkę o jego tors, ramionko o rękę ojca. Wcisnął smoka do
buzi. Co jakiś czas go wyjmował, ale tylko na chwilę. Nigdy się jednak z nim
nie rozstawał.
– Zagrać ci coś? – zapytał, ale
malec tylko na niego spojrzał. Nie odpowiedział. Właściwie to nic nie mówił
jeszcze nic co ma jakieś znaczenie. Rzadko też wydawał z siebie odgłosy, czy
wymawiał chociażby sylaby.
Jakub ponownie położył swoje
dłonie na pianinie. Lubił grać, muzyka od dziecka go uspokajała. Wyśpiewał
dobrze znaną większości dzieci piosenkę z bajki pod tytułem Król Lew 2.
We krwi ma zło i gniew
Tulił do snu zdrady śpiew
Niechaj gna
Niechaj trwa
Nie chcemy zapomnieć więc pieśń nasza łka
On nie jest już jednym z nas
W swoim sercu on Skazę ma
To nasz głos, to nasz sąd
Nie jest stąd
Kiedyś ktoś zdradził nas
Zniszczył wiarę w świat
Dziś to wiemy i wyrok nasz trwa
Skazy syn stać nie może się jednym z nas
Nie jest już jednym z nas
Malec wydawał się być
zasłuchany. Zaprzestał nawet bawienia się smoczkiem okręcając go bez użycia
rąk. Żuł tylko i patrzył się w górą na ojca. Kiedy Jakub przestał grać i
śpiewać, to Mikołaj uderzył w klawisze lewą rączką. Mężczyzna złożył pocałunek
na kręconych czarnych włosach synka. Ponownie ułożył palce na klawiszach.
Chłopiec wyraźnie się rozluźnił, na nowo wygodnie ułożył i dał ojcu grać dalej.
Kiedyś czułem wstyd
Głupio bałem się
Że nie zdążę już
Że miłość straci sens
Że wyśmieją nas
Dzisiaj wreszcie wiem
Z nich się mogę śmiać, nie zrażą mnie
Przy tobie dobrze czuję się
Wiem, że miłość drogę zna
Poprowadzi nas przez świat
Ty ze mną i ja z tobą
Przez mrok, ku jutrzence dnia
Świat jest lepszy gdy
Mężczyzna przerwał, bo poczuł
czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odniósł głowę do góry i odwrócił nieco w prawo.
– Wolę te piosenki z pierwszej
części – powiedziała Magda i musnęła męża w czoło.
– Tę? – zapytał i wygrał
początek.
Jak mam jej wyznać miłość?
Jak wytłumaczyć mam?
Kim jestem, co się stało?
Nie wiem.
Co robić nie wiem sam...
– Tak, tę. Usnął ci. – Wskazała
głową na Mikołaja.
– Zaniosę go zaraz do łóżka.
Stało się coś? – zapytał gdy poczuł jej dłonie na swoim torsie po przez
materiał czarnej koszulki.
– Sama nie wiem. Mam mieć
wystawę, a ty…
– Magda, to nie tak, że tego nie
chcę. Możesz mieć wystawę, ale moje zdjęcie nie może być głównym, bo…
– Bo co Jakub? Minęło wiele lat.
– Nie chcę ryzykować – oznajmił.
– Temat zakończyłem, zdania nie zmienię.
– Dobrze, rozumiem, jakoś się z
tym pogodzę. Przypomniało mi się, jak próbowałeś nauczyć mnie grać.
– Musisz mi to wybaczyć,
kochanie, ale nie dałem rady. Wątpię, czy ktokolwiek by dał.
– Już się nie nabijaj, to nie
moja wina, że jestem beztalenciem muzycznym. Wiesz, że Tobiasz, będzie głodny?
– zapytała wciąż pocierając jego klatkę piersiową swoją dłonią.
– Do obiadu mu nic nie będzie.
– On dla zasady zdenerwuje cię
jeszcze przy objedzie.
– To w takim razie poczeka do
kolacji.
– Jakub, przestań. Nie musisz taki
być.
– Jaki? – zapytał patrząc na
swoje dłonie.
– Dobra, to bez sensu, nie było
tematu – odburknęła i zabrała swoją dłoń z jego ciała.
– Żałujesz? – zapytał nie
patrząc na nią.
– Tego, że za ciebie wyszłam? Chwilami.
Tylko chwilami, ale te momenty chwil kiedyś mijają – odpowiedziała nie siląc
się nawet na uprzejmy ton i opuściła salon.
Jakub wziął syna na ręce, w tai
sposób by główkę miał na jego ramieniu. Trzymał go pod pośladkami, a prawą dłoń
położył na jego pleckach.
– Magda, zaczekaj – zawołał za żoną,
która zamierzała zająć się prasowaniem. – Wiedziałaś za kogo wychodzisz,
prawda?
– Tak. Wiedziałam. I o ile
podobało mi się to, że jesteś męski i zdecydowany, to nie znaczy, że czasami
nie chciałabym byś odpuścił.
– Zrób mu kanapkę, skoro tak się
o niego martwisz. Udam, że o tym nie wiem. Położę małego. Pojadę z wami do
lekarza.
– A dzieci?
– Roberta weźmiemy. Gabi i Tobi
są duzi, mogą zostać sami w domu na dwie, czy trzy godzinki.
– Na czternastą jest wizyta –
poinformowała go.
– No to mały się wyśpi, nie
będzie marudny. Kupimy coś na wynos, może pizzę.
– Jakub Norman rezygnuje z
domowego obiadu i zamierza żywić się po fast foodach, mamy święto?
– Magda, nie… nie zachowuj się
tak, to bez sensu. Nie zmuszałem cię do ślubu.
– Poniekąd.
– Jak poniekąd? Zmusiłem cię? –
zapytał lekko poddenerwowany.
– Braknie mi palcy u dłoni by
wyliczyć rzeczy do jakich mnie zmusi…
– Palców.
– Możesz mnie nie poprawiać!?
– Mogę. Uspokój się po prostu.
Tak będzie najlepiej.
– Zawsze wiesz co jest dla
wszystkich najlepsze?
– W tym wypadku wiem. Dzieciom
byłoby lepiej gdybyś siedziała z nimi w domu.
– Nie rzucę pracy.
– Rzucisz. Może nie od razu, ale
rzucisz.
– Bo co? Bo dalej nie będziesz
pomagał w domu, tylko dlatego bym ze zmęczenia postanowiła odejść z pracy?
– Nie wiem, może, a może wymyślę
coś innego.
– Nie będę jak twoja matka. Nie
zostawię wszystkiego; ambicji, aspiracji, pracy tylko po to by zamknąć się w
domu z dziećmi i usługiwać mężowi.
– Według naszej wiary…
– Tak, tak, wiem. Jakiś starzec
na chmurce siedzący, przed milionami lat uznał, że kobieta będzie poddana
mężowi i będzie rodziła dzieci w bólu, bo dopuściła się zjedzenia jabłka. Znam
to na pamięć.
– To nie było jabłko – poprawił
z uśmiechem Jakub. – W biblii jest moja o zakazanym owocu. Nigdzie nie jest
napisane, że to było akurat jabłko. Pomoże małego. Nie kłóćmy się.
Kuba skierował się w stronę
schodów, zaniósł Mikołaja do pokoju, który ten dzielił razem z Robertem.
Przykrył chłopca cienkim kocykiem we wzór misi z balonikami, pogładził po
czole, zasłonił zasłonki by dawały mniej światła i wyszedł z pokoju. Oczywiście
dla bezpieczeństwa zamknął też barierkę, która mieściła się przed schodami, by
Miki czasami nie spadł ze schodów, gdyby przyszło mu do głowy samemu z nich
schodzić.
Przeczytałam.to i jeszcze bardziej sie w tym wszystkim pogubiłam. W pewnej chwili pomyślałam,że ten Jakub to ojciec Olka. Ta częśc jest jak by zupełnie wyrwana z kontekstu
OdpowiedzUsuńMi się wydaje ze Magda to jego matka.. i że tak wygląda jak życie, po tym jak zostawiła Aleksa...Ale sama juz nie wiem...
UsuńA.
Teraz to ja już nic nie wiem. :)
OdpowiedzUsuńCzasami fajnie jest się domyślać czegoś, ale teraz to już wyższa szkoła jazdy. Na pewno ta część musi być jakoś powiązana z Olkiem, teoria oli wydaje się być prawdopodobna.
Ja już też nic nie rozumiem. Albo jestem niedomyślna albo już nie wiem ;p
OdpowiedzUsuńCzekam już chyba na kolejną serię, bo z tej nic nie wiem. E.
Temu własnie nie lubię kryminałów. Tajemnice, jakieś scenki nie wiadomo co mające znaczyć.. Wszystko do wszystkiego i nic do niczego...
OdpowiedzUsuńAle cóż.. czekam na ciąg dalszy.
W następnej części się wiele wyjaśnia.
UsuńTo dobrze. :) Mam nadzieję, że się połapiemy co, kto i od kogo. A kiedy można się spodziewać następnej części?
UsuńDzisiaj. Właśnie ją pisze :) Tak więc za godzinkę, góra 2 będzie :) Potem będzie część pisana przez Magdę i też dziś więc już dziś się sporo wyjaśni :)
UsuńNie pogubisz się bo rozwiązanie jest banalne, proste i nieskomplikowane :)
Serio? To mnie zaskoczyłeś, już nie mogę się doczekać. :)
UsuńWrzucę dopiero później, bo jednak muszę do pracy wyskoczyć, ale wrzuciłem pauzę wyjaśniającą kim jest Jakub :)
UsuńTeraz to ja też nic nie wiem.Kim są dla Aleksa ta Magda i Kuba?Skąd się wzięli i kim dla niego są? To mógł być ojciec Olka ale czy tam gdzieś wcześniej nie było,że jego ojciec zgwałcił matkę?Może kolejne części wszystko wyjaśnią.
OdpowiedzUsuńJakub to brat Olka - ze zdjęcia wnioskuje.
OdpowiedzUsuń