czwartek, 2 stycznia 2014

Część 223 - Granatowy Land Rover




Majka (Hathor)

Rozłączyłam się próbując zebrać myśli. Ułożyć sobie w głowie ten mętlik, który stworzył jeden głupi telefon. Od dawna domyślałam się ,że to się wszystko tak skończy. Cholera. „Spokojnie, tylko spokojnie” – powtarzałam sobie, próbując zebrać myśli. W głowie ciągle huczały mi słowa Tylera. Mój przyrodni brat nigdy nie prosił mnie o pomoc, a kiedy już poprosił, musiało to być coś takiego. Poczułam się jak w filmie gangsterskim. Tylko szkoda, że tutaj, tak naprawdę ja sama pisałam scenariusz. Musiałam ułożyć jakiś plan działania. Dostałam od Tylera adres, na który miałam pojechać. „Dalej będę cię informował na bieżąco” – usłyszałam tylko i do moich uszu dobiegł przerywany sygnał. Pojechać. Tylko ciekawe czym, skoro Patryk swoim samochodem pojechał do pracy, a mój od tygodnia czekał na swoją kolej u wulkanizatora. Ale musiałam jakoś pomóc własnemu bratu. Przecież nie zostawię go samego. Przeglądałam nerwowo książkę telefoniczną, szukając kogokolwiek kto mógłby mi pomóc.  To imię niemal od razu wpadło mi w oczy. Amanda. Tylko czy będzie mogła.. nie zastanawiając się długo zadzwoniłam, modląc się w duchu żeby się udało.
– no hej Ruda – Amanda odebrała po pierwszym sygnale. Nie zwróciłam nawet uwagi na irytujący pseudonim, jaki mi nadała i jakoś nie chciała od niego odstąpić.
– Amanda, mogłabyś do mnie przyjechać? Samochodem? – starałam się mówić zwięźle i na temat.
– Teraz nie bardzo. Chłopaki usnęli, a nie bardzo mam ich z kim zostawić. Stało się coś?
– Jeszcze nie.. ale może się stać – chcąc nie chcąc musiałam powiedzieć jej prawdę.  – proszę, wymyśl coś i przyjedź.
– Ok. postaram się. Ale nic nie obiecuje. Czekaj na mnie. – rozłączyła się, a ja usiadłam przy stole. Szybko jednak wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju. Nasłuchiwałam dźwięków telefonu. W końcu doczekałam się. Amanda miała dobre wiadomości. Kamil zgodził się przypilnować maluchów, a ona już jechała do naszego mieszkania. Minuty dłużyły mi się nieznośnie. Wydawało mi się, że czas stanął w miejscu. Chodziłam od okna do drzwi zastanawiając się czy uda mi się pomóc Tylerowi i czy przy okazji sama nie wpakuje się w jakieś kłopoty. Siebie i Amandy.
– No mów, co sie dzieje? Przez telefon miałaś tak roztrzęsiony głos, że naprawdę zaczęłam się bać – w drzwiach stanęła Amanda. Przez głowę przemknęło mi, że znowu nie zamknęłam drzwi. Ale tym razem nie czas był na rozmyślania na temat. Na ten, ani w sumie na żaden inny. Ważniejsze było zadanie, które musiałam wykonać. „Jak to wszystko się skończy to rozszarpię Tylera na strzępy” – zarzekałam się w duchu. Krótko streściłam Amandzie o co mi chodzi. Nie zwracałam uwagi na jej oczy, które w połowie mojej opowieści przypominały już pięciozłotówki, a pod jej koniec talerze obiadowe niemałych rozmiarów.
– No powiedz coś. – ponagliłam ją gdy skończyłam, a ona nadal nie wyartykułowała żadnego dźwięku.
– jedziemy. – rzuciła i wstała z miejsca. – No, czemu mi się tak przyglądasz? – niecierpliwiła się.
Tym razem nie trzeba mi było powtarzać dwa razy. Jechałyśmy w milczeniu. Nie wiem o czym myślała Amanda i tak szczerze powiedziawszy niewiele mnie to interesowało. Z mojej głowy jak na złość nie chciał zniknąć obraz Patryka. Przecież obiecałam mu że będę grzeczna, że nie dam mu powodu do złości, nawet tej najmniejszej. I co? „Pięknie” – powiedziałam w duchu sama do siebie. Starałam się odrzucić myśli na inny tor. Inny niż Patryk, Tyler, to co robię i konsekwencje jakie tym razem raczej mnie nie ominą. Patryk miał wręcz uczulenie na mojego braciszka. A on..
– Twój telefon dzwoni – głos Amandy wyrwał mnie w zamyślenia tak gwałtownie, jakby oblała mnie lodowatą wodą.
– Tyler?! – krzyknęłam do słuchawki z trudem opanowując drżenie rąk .
– nie krzycz tylko posłuchaj. Mam mało czasu – głos dochodził jakby zza ściany, Tyler mówił bardzo cicho. – Zrobisz dokładnie to co ci teraz powiem.
Spojrzałam na Amandę i skupiłam całą uwagę na słowach Tylera.
Zadanie jakie postawił przede mną mój przyrodni nie wydawało się szczególnie skomplikowane, ale w rzeczywistości było cholernie trudne. Udawałam że nie widzę, że Amandzie także drżą dłonie gdy zaciskała je na kierownicy jadąc po asfaltowej drodze. Po obu stronach miałyśmy jakieś pola, teraz pokryte jedynie brudną, najprawdopodobniej zamarzniętą gliną. Ranne i wieczorne przymrozki musiały już zrobić swoje.
– Może jednak użyjemy nawigacji? – zapytała po raz drugi, nie bardzo wierząc że się zgodzę.
– Nie. Słyszałaś, ma nie być żadnego znaku że mamy z tym cokolwiek wspólnego. – byłam nieustępliwa, jak rzadko gdy dochodziło do konfrontacji z Amandą.  Zaczynałam się wręcz zastanawiać czy dobrze zrobiłam prosząc ją o pomoc. Mogłam zadzwonić do Kamila. Do kogokolwiek.
– To chyba już niedaleko. – odezwała się po jakimś czasie moja towarzyszka przystając przed jakimś lasem. – Pamiętasz? Mówił żebyśmy zostawiły samochód przy wyjeździe z lasu i dalej poszły już pieszo.
– Słyszałam i doskonale pamiętam co mówił. – warknęłam ale szybko się zreflektowałam .Nie był to czas na kłótnie. Gdybyśmy zaczęły walczyć ze sobą teraz, na bank skończyło by się to jedną wielką katastrofą. Dojechałyśmy do niewielkiej polanki zaraz obok drogi którą tu dojechałyśmy. Miejsce idealne żeby zostawić samochód. Pozostawało pytanie, czy nie wpadnie na to ktoś inny, kto będzie grał do przeciwnej bramki. Poczułam wibracje telefonu.
– Patryk – szepnęłam patrząc na wyświetlacz.
– Nie odbieraj – w głosie Amandy dało się dostrzec nutkę rozdrażnienia. A może była to po prostu panika.
– Jak nie odbiorę teraz to będzie dzwonił co 5 minut. – odparłam przystawiając telefon do ucha. – Cześć skarbie, nie mogę rozmawiać, jestem u klientki.– wymyśliłam na poczekaniu.
– U klientki? – zdziwił się – nie mówiłaś nic.
– Bo sama nie wiedziałam. Przepraszam, ale naprawdę muszę kończyć. Zadzwonię jak to ogarnę. Buziaki. – nie czekając na odpowiedź ukochanego rozłączyłam się.
– No no, zgrabnie to wymyśliłaś – pochwaliłam mnie moja niegdyś blond przyjaciółka i wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Jej zęby wydawały się bielsze niż śnieg w kontraście z czernią jej włosów. Czyli jednak ta zmiana nie była takim złym pomysłem.
– W innej sytuacji bym podziękowała, ale teraz szkoda czasu. – otworzyłam drzwi samochodu i zamknęłam je najciszej jak się dało. – nie zamykaj – rzuciłam do Amandy widząc jak zbliża się do zamka z zamiarem włączenia blokady. – Swoją drogą szkoda że ten peugeot jest taki intensywnie biały. Mógłby być brązowy, no zielony też by uszedł. – skwitowałam. Pomyślałam, że w tym roku zima mogłaby potrwać trochę dłużej .Na polanie pokrytej białym puchem autko odznaczało by się dużo mniej niż na tle brudno brązowych pni i ciemnozielonych sosen.
– W najbliższym czasie przemaluję go w moro, pasuje? – odgryzła się. – Idziesz czy stoimy? I czego my tak właściwie będziemy tam szukać?
– Granatowego land rovera. Mamy go wypatrzeć i dać znać Tylerowi kiedy odjedzie z posesji. Nic trudnego. Banał. On potem coś temu samochodowi zrobi, strażnicy pobiegną za samochodem, a domu pilnować będzie mniej ludzi. Dziecinnie łatwe.
– No pewnie. Może dla MacGyvera, który nawet ze spinki do włosów umiał zrobić śmigłowiec. Uważaj! – krzyknęła cicho kiedy potknęłam się o jakąś gałązkę. – Cicho – złapała mnie za rękę. – Słyszysz?
Niestety słyszałam. Po kilku minutach marszu zbliżałyśmy się do posesji otoczonej, jak się okazało, ogrodzeniem z jakiejś metalowej siatki czy innego materiału, po której kręcili się ludzie. Podkradłyśmy się najbliżej jak się dało i położyłyśmy za dwiema niskimi sosnami.  Przed murowanymi budynkami kręcili się sami mężczyźni. Byłyśmy tak blisko, że mogłyśmy usłyszeć rozmowę jednego z nich z kolesiem pilnującym bramy wjazdowej, która znajdowała się na wprost nas. Chłopak miał na oko jakieś siedemnaście lat, może trochę mniej .
– W porządku? – mężczyzna stał plecami do nas, ale musiał być sporo starszy od nastolatka. Był wysoki, szeroki w barach i miał niższy głos, niż ten, który mu odpowiedział.
– Na razie czysto szefie. Wszystko gra.
– Pamiętaj, jak coś to strzelaj nie patrz na nic. Nieproszeni goście mają trafiać do nas, obojętnie żywi czy martwi.
Poklepał go po ramieniu i odszedł. Młodzik czujnym wzrokiem obserwował otoczenie co jakiś czas prześlizgując wzrokiem także po krzakach w których leżałyśmy z Amandą. Słyszałam bicie naszych serc, ale starałam się na nią nie patrzeć. Udawałam sama przed sobą, że nie chcę robić niepotrzebnego hałasu, ale tak naprawdę nie chciałam zobaczyć w oczach koleżanki tego, co najpewniej malowało się w moich. Przerażenia.
Wróciłam do obserwowania terenu. Zaczynało mi być niewygodnie, ale nie miałam zamiaru się poruszyć. Wtedy usłyszałam warkot silnika. Jakieś pięć metrów od nas, drogą, którą przyjechałyśmy podążał błękitny ford focus. Zatrzymał się przed bramą i wysiadł z niego wysoki mężczyzna w granatowych jeansach, białej kurtce i białej czapce z daszkiem na głowie. Do paska miał przyczepioną kaburę zawierającą zapewne jakiś pistolet, albo rewolwer. Nie było to w tamtej chwili najważniejsze. Podszedł do strażnika i pokazał mu coś, co z daleka wyglądało na kartkę papieru. Zanim odwrócił się powrotem, na twarz zaciągnął blado fioletową  bandamkę. Uważnie zlustrował otoczenie i wsiadł do samochodu. Nie wiedziałam czy to wyobraźnia płata mi figle, czy naprawdę chaszcze w  których tkwiłyśmy, zatrzymały jego wzrok na ułamek sekundy dłużej niż pozostała część lasu. Nie zastanawiałam się jednak dłużej, bo naszym oczom ukazało się to, czego miałyśmy szukać –  ford wjechawszy do garażu, zaparkował tuż obok granatowego land rovera. Kierowca focusa wyszedł i stanął przed nadal otwartą bramą garażową.  W tej samej minucie coś powaliło go na ziemię i nasze uszy dobiegł radosny pisk.
– Haha, Demon już nie mógł się Ciebie doczekać Ali. – znowu pojawił się facet, którego wcześniej widziałyśmy przed bramą. – Wył od rana, już się zastanawiałem czy go nie uciszyć. – w słowach mężczyzny brzmiała jednak pieszczotliwa nuta. Zastanowiłam się przez chwilę, czy tacy ludzie jak ci, których nieprzyjemność miałam obserwować, mogą mieć uczucia. Jakiekolwiek. Czy kiedykolwiek zadrżała im ręka na spuście, czy kiedykolwiek coś drgnęło w sercu. O ile je mieli. Człowiek w bandamce nadal zaciągniętej na twarz pogłaskał psa i zrobił coś, czego żadna z nas nie mogła się spodziewać. Wziął wilczura za obrożę i podprowadził do bramy po czym najzwyczajniej w świecie puścił. Nie musiałam spoglądać na Amandę, żeby wiedzieć że widzi to samo.
– O Boże.. – szepnęła kiedy pies wyprężył się i nie czekając na nic zaczął biec z nosem przy ziemi prosto na nas. Gonitwa myśli zagłuszała mi zdrowy rozsądek i zdolność logicznego myślenia, ale widocznie Amanda nie miała takich problemów.
– Uciekaj! – krzyknęła i zerwała się na równe nogi. Nie musiała mi powtarzać tego dwa razy. Już nic nie miałyśmy do stracenia. Nie zawracałyśmy sobie głowy dobiegnięciem do ścieżki, bo wtedy podstawiłybyśmy się jak na talerzu tym, którzy teraz krzyczeli coś niezrozumiałego. Przedzierałyśmy się przez krzaki mając za sobą ujadającego owczarka. Kiedy zdawało mi się, że widzę już peugeota Amandy, który wydawał się teraz tylko białą plamką, dostałam gałęzią w twarz. Zamroczyło mnie na tyle mocno że musiałam stanąć. Amanda doskoczyła do mnie i złapała za rękę.
– Błagam chodź! – słyszałam w jej głosie panikę, ale wirujące plamki nie chciały zniknąć mi sprzed oczu. Słyszałam już nie tylko szczekanie, ale i oddech psa, który był zaledwie kilka metrów od nas, gotowy zawlec nas do właściciela, albo zagryźć na miejscu. Nie zdążyłam nawet pomyśleć że to koniec naszej wielkiej akcji, kiedy wyprężył się do skoku. Wtedy padł pierwszy strzał, zaraz po nim kilka kolejnych. Pies runął jak długi a we mnie zrodziła się nowa siła. Nie zastanawiałam się kto strzelał, gnałam przed siebie. Dopadłyśmy do samochodu wiedząc że to nie koniec. Nie miałyśmy pojęcia, czy reszta bandy nie ruszyła w pościg samochodem. Było bardzo prawdopodobne, że kierowca forda widział nasze auto stojące na polanie. Poza tym, wystarczyło by kilka celnych strzałów w koła samochodu i nie miałybyśmy jak uciekać dalej. Nie miałam siły podnieść nogi, nie mówiąc o bieganiu.  Amanda ruszyła z piskiem opon i pomknęła leśną ścieżką, na tyle, na ile pozwalało jej niskie podwozie i piaszczysty grunt. Po chwili, która wydawała się wiecznością dotarłyśmy do asfaltu. Wskazówka prędkościomierza wskazywała 150km/h jeszcze dobre kilkanaście minut.
– Amanda... – wychrypiałam nieswoim głosem – zwolnij. Już nikt nas nie ściga. Moja przyjaciółka zwolniła dopiero wtedy kiedy ukazały się przed nami pierwsze zabudowania. Kiedy wjechałyśmy do miasta stanęłyśmy w jednej z bocznych uliczek. Amanda cała się trzęsła.

– To ten z chustką. To on strzelił do psa. – wyszeptała. Nie musiałam zadawać tego pytania. Wiedziałam, że żadna z nas nie zna na nie odpowiedzi. Czemu strzelał do psa, a nie do nas. 

10 komentarzy:

  1. Mężczyzna w fioletowej bandamie to według mnie Aleks przecież to on miał ksywkę Ali.Strzelał do psa,bo nie chciał żeby Amandzie coś się stało.Nie mam pojęcia czego szuka tam Tyler pewnie jakieś jego kolejne szemrane interesy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ali, Aleks? Ciekawe co tam robił i co z Tylerem. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohoho...
    Trochę mnie nie było, a tu tyle sie dzieje.
    Znów muszę przeprosic, ale internet mam od około 2 godzin.
    Postaram się nadrobic jak najwięcej, ale jeżeli chodzi o komentarze to zaczne kom poprzednie posty jutro albo w weekend.

    Co do tego, to ten w bandamce to Aleks, gdzieś czytałam "ciąg dalszy". Jak Aleks wraca do domu, to już chyba było forum? (wybaczcie bo to chyba spoiler ;p)
    No ale nie mogę sie doczekać następnej części (choc przyznaję, że mam sporo do nadrobienia :)

    Pozdrawiam Kailaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale my jesteśmy wyrozumiali. Możesz komentować od najnowszych części i też nie wszystko masz obowiązek komentować.

      Usuń
  5. Rowniez jestem pewna,ze to Olek. Nie mam pojecia co sprowadza tam Tylera. Ale chyba cos strasznie poważnego,skoro jest w stanie tak narazic siostre

    OdpowiedzUsuń
  6. Również uważam, że to Olek. Lepiej niech szybko wytłumaczy żonie co trzeba, bo się zrobi naprawdę nieprzyjemnie. Swoją drogą proponuje zacząć pisać powieści kryminalne, bo opowiadanie świetne ;)
    Lisiczka

    OdpowiedzUsuń
  7. Ali to Aleks, a Tyler pewnie chciał się czegoś dowiedzieć o Olku, albo szukał jakiś narkotyków. Dobrze, że Olek pomógł dziewczynom. Słabo im wyszło to szpiegowanie. Dobrze, że chociaż Patryk się nie dowie w co się władowała Majka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ali to Olek, pewnie zauważył że to Majka z Amanda więc strzelał do psa a nie do nich.

    OdpowiedzUsuń
  9. Więc Klara miała rację Ali Guri to Aleks, ten szef co trzęsie całym miastem.
    Tyler nie powinien wciągać siostry w swoje brudne sprawki.
    Amanda i Majka są po prostu głupie, mogło im się coś stać. Przez własną głupotę mogły nawet stracić życie. W tym świecie nie ma żartów, gdyby Aleks nie zastrzelił psa to ten mógłby je zagryźć. Albo jakby go tam w tej chwili nie było, to któryś z gangsterów mógłby je zabić.

    OdpowiedzUsuń