Aleksander (Samuel)
Tego dnia planowałem wrócić do
domu po ponad tygodniowej nieobecności, z jednym wpadnięciem na obiad. Pierw byłem na ważnym wykładzie, później
ogarniałem sprawy dokumentowe agencji towarzyskich w sąsiednich miastach.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ta kobieta. Oczywiście nikt nie spisał danych
klienta, bo dyskrecja i anonimowość to dewiza burdeli. Policja dotarła do mnie
po tak zwanym sznureczku i nie dawała mi spokoju nawet dwieście kilometrów od
miejsca zdarzenia.
– Aleksander Górski? – zapytał
jakiś typek, bez munduru, ale błysnął mi legitymacją przed twarzą. A młodszy o
jakieś dwadzieścia lat kolega poszedł w jego ślady.
– Tak. – Wyciągnąłem uprzejmie
dłoń w kierunku tego starszego. Uścisnął ją. Młodszy także. – Aleksander
Górski. Spodziewałem się was. – Uśmiechnąłem się i na powrót zasiadłem przy
biurku.
– To nie dobrze. Oznacza, to, że
mógł się pan przygotować do tej rozmowy.
– Nie miałem się do czego
przygotowywać. Powiem wszystko co wiem. Przed samym wyjazdem dotarła do mnie
informacja o śmierci jednej z tancerek, pracującej w mojej firmie. Nie mogłem
przełożyć wyjazdu, kazałem barmanowi wezwać policje. Tak chyba trzeba.
– Bez wątpienia – odparł
młodszy. Już wiedziałem, który to lepszy glina.
– Czy ma pan skłonności do
przemocy? – zapytał ten starszy.
– Jak już mówiłem nie było mnie
wtedy w mieście.
– Nie, nic takiego pan nie
powiedział. Mówił pan, że szykował się do wyjazdu.
– Tak, z Poznania, do Ostrowa.
– Przejeżdżał pan przez miasto w
którym jest zameldowany?
– Nie pamiętam, chyba nie, chyba
jechałem od razu krajówką.
– Którego pan opuścił dom?
– Pan mnie o coś podejrzewa?
– Nie, to rutynowa procedura.
– Byłem w domu. Obiecałem żonie,
że zaraz po pracy wjadę na późny obiad i dopiero ruszę dalej. Teraz już
pamiętam.
– O której pan skończył pracę i
ile trwał dojazd?
– Nie wiem nie liczy…
– Kłamiesz! – warknął przez zęby
ten starszy, lekko grubszy. – Skontaktowaliśmy się z ludźmi z Poznania. Wiemy,
że miejsce pracy opuściłeś dzień wcześniej, w godzinach – tu wyciągnął z
kieszeni jakiś notesik. – Cytuje – ciągnął dalej. – Aleks, opuścić klub po
zejściu ze sceny dziewczyn, to była próba, próby odbywają się około
czternastej, mogła się przedłużyć. Gdzieś między piętnastą, a szesnastą z
pewnością wyszedł.
– Dojazd trwa około dwóch,
czterech godzin, jeśli są korki. Zobaczymy, czy kamera ustawiona przy wjeździe
do miasta cię uchwyciła i o której godzinie. Ta kobieta zginęła nad ranem, a ty
byłeś już wtedy w mieście, prawda? – dopytywał ten młodszy.
– Tak. Byłem w domu.
– Kto to może potwierdzić? –
zapytał ten starszy.
– Mieszkam z żoną i synami…
– W takim razie zapytamy żony –
skwitował ten młodszy.
– Panowie, zaczekajcie chwile! –
krzyknąłem za nimi, bo zdążyli już wstać i odwrócić się do mnie plecami. –
Mówiąc, że byłem w domu, miałem na myśli miasto, a nie dom, w postaci dachu i
cegieł.
– Zamieniam się w słuch – rzekł
ten starszy i podszedł do mojego biurka. Oparł pięści o blat, nachylił się.
– Byłem u… Potraficie, panowie zachować
dyskrecje?
– Szczerze to gówno mnie
obchodzi gdzie byłeś. To tobie powinno zależeć na posiadaniu alibi, nie nam. I
mam w dupie ile dup dupczyłeś, ja chcę tylko wiedzieć czy wiesz kto mógł ją
zabić i co robiłeś w czasie gdy ona była brutalnie gwałcona. Rozumiemy się
panie Górski? – zapytał nad wyraz ostro.
Wejrzałem się w bok niczym
przestraszony człowiek. To byłą tylko poza, wiedziałem, że policja nie ma nawet
pół dowodu by mnie wsadzić, choćby na cztery osiem. Zresztą miałem alibi.
– Byłem u… proszę nie mówić
mojej żonie.
– Nazwisko tej dupy?
– To poniekąd osoba…
– Nazwisko!
– To osoba publiczna –
zapierałem się.
– Nie, to nie. Strata czasu.
Chodź młody, wychodzimy. Zobaczymy co powie nam Amanda Górska, żona tego pana.
– To jest szantaż! – krzyknąłem
za nimi i wstałem od biurka.
– Być może tylko delikatna
perswazja – odpowiedział z bezczelnym uśmiechem ten grubszy, mniejszy i
starszy.
– Alicja Lipiec.
Oboje dosłyszeli to nazwisko i
imię, byłem tego pewny, bo patrzyli na mnie jakbym zbaraniał, z byka spadł,
albo co najmniej się z choinki urwał. Mieli szczęki rozciągnięte pod poziom
chodnika, pomimo, że znajdowaliśmy się na drugim piętrze.
– Ta aktorka? – zapytał ten
młody.
– Ta co jej mąż jest rekinem
biznesu? – dopytywał ten starszy.
– Tak. Teraz panowie rozumieją
dlaczego unikałem odpowiedzi na pytanie?
Oboje usiedli, wyglądali na
rozluźnionych. Ja za to się spiąłem.
– Był pan u niej całą noc?
– Wyszedłem po śniadaniu, późnym
śniadaniu. Dojechałem do galerii, wszedłem do smyka i aparta, albo kruka, teraz
dokładnie nie pamiętam.
– Po co? – zapytał młody.
– To proste, bo jak każdy
przyzwoity mężczyzna, chciał zagłuszyć wyrzuty sumienia – wyjaśnił mu stary.
– Nie do końca. Nie mam wyrzutów
sumienia. Po prostu przygotowujemy się do chrztu synów. Odbierałem zamówione
garniturki, oraz kupowałem złote medaliki.
– Katolik?
– Staram się być praktykujący.
– Zdradzając żonę? – dopytywał
młody.
– Przemilczę jeśli można. I
jeśli można chciałbym prosić aby to zostało między nami. Nie chcę trafić do
mediów.
– Nie wyciągam frajdy z
pieprzenia komuś życia. Jak się poznaliście?
– Z kim?
– Z Alicją Lipiec.
– Znam jej męża. Robiliśmy
kiedyś razem interesy.
– Jakie?
– Ja się tym bardzo krótko
zajmowałem, chodziło o akcje na giełdzie, konkretnie o platynę. To były stare
czasy, byłem gówniarzem.
– A ona?
– A ona była jeszcze młodsza. Poznaliśmy
się w dyskotece, poszedłem z Irkiem, bo był umówiony z narzeczoną. To był taki
błysk. Po latach ona została jego żoną, znaną aktorką, on rekinem biznesu. Ja
też założyłem już rodzinę. Ponownie spotkaliśmy się w teatrze, nieplanowanie.
Błysk powrócił.
– Długo trwa ten romans? –
zapytał stary.
– Nie. Ta sytuacja z czasu, na
którym wam najbardziej zależy była drugorazowa. Uprzedzając wasze pytanie
pierwszy raz był w toalecie, w restauracji. Poszliśmy tam po teatrze, ja ze
swoją żoną, Alicja ze swoim mężem. Czy teraz mogę już liczyć na waszą
dyskrecje, pełną w tej kwestii? – zapytałem z nadzieją, że się w końcu
odczepią.
– Tak. Dotrzemy do Alicji
Lipiec, ale w sposób bardzo dyskretny i wypytamy o te noc.
– Rozumiem, że nie macie innego
wyjścia.
– A Roksana?
– To nie było jej prawdziwe
imię. Na dowodzie jak się nie mylę miała Wiktoria.
– To był dowód jej siostry, ona
była nieletnia – powiedział z delikatnym, ledwo wyczuwalnym smutkiem w głosie
ten młodszy.
– Nie wiedziałem. Wylegitymowała
się dowodem. Na konto otrzymywała wynagrodzenie…
– Posłuchaj no mnie, facet! –
warknął ten starszy.
– Nie musi pan pokrzykiwać. Mam
dobry słuch.
– Żartowniś się znalazł. W
klubie twojego przyjaciela zginęła jedna z tancerek, które były u ciebie
zatrudnione. I nie była to Wiktoria Andrzejak lat dwadzieścia, a Milena Andrzejak,
lat czternaście. Dziecko świeciło gołym tyłkiem tańcząc w klatce, na twoje
zlecenie. To jest karalne.
– Popełniłem to przestępstwo
nieświadomie. Nie mogłem przewidzieć, że ma tak podobną siostrę do siebie, że
dała mi jej dowód, że mnie okłamała.
– A seks? Do tego też były
zatrudniane?
– Nie. Na górze są pokoje, nie
zaprzeczam. Wynajmowane klientom, gdy są zmęczeni, nie mogą dłużej jechać,
jakby chcieli z jakąś dobrowolnie… Sam pan rozumie. Mój przyjaciel sprzedaje
pokoje, a ja zapewniam usługi taneczne. Za seks żaden z nas nie bierze
pieniędzy. Tak więc dlaczego poszła do pokoju z jakimś facetem, tego nie wiem.
– Na klubie są taśmy. Dwa
tygodnie nakazu zamknięcia.
– Ale na co? Na wniosek
policyjny?
– Prokuratorski.
– Jaki prokurator wydał taki
nakaz? – zapytałem.
– A zna pan ich wszystkich? –
zdziwił się młody.
– Przez to, że jestem lekarzem
znam lekarzy i ich rodziny, często w ich rodzinie jest jakiś prawni. Moja żona
też idzie na prawo i na psychologie. Przez pracę z dziewczynami znam
policjantów i biznesmenów. Jestem wszechstronnym człowiekiem.
Młody wyciągnął notesik.
– Z nakazu Kamila Króla.
– Dobrze, trudno, jakoś się
pogodzę z tym, że stracę kilka tysięcy przez to zamknięcie. Pewnie polegnę
przez to na podatkach, zusie, ale co tam. Taka nasza polska, prawda? Polska
policja jest od tego by uczciwym i płacącym podatki obywatelom polecieć po skrzydłach,
a bezrobotnym napychać kieszenie. Tu się urodziłem, to nie moja wina. Jakoś się
z tym pogodzę. Odprowadzę już…
– Piękna litania. Niemal jak
marszcz żałobny. Zadam panu jeszcze dwa pytania. Milena, zwana Roksaną
spotykała się z kimś, wie pan coś o tym?
– Nie, nie wchodzę w tak zażyłe relacje
z tancerkami.
– Pewnie, pan woli aktorki – dogryzł
mi młody.
– Beznadziejne w dodatku, co
pewnie dupą wywalczyły miejsce – skwitował ten starszy. Mówili o Ali,
jednoznacznie o niej. – Nie broni pan kochanki? – zdziwił się.
– Nie, bo to był tylko seks.
Moim obowiązkiem jest bronić żony i rodziny, a nie dupy, którą sześć razy posunąłem.
– Mówił pan, że dwa – upomniał
ten małolat.
– Za pierwszym razem dwa razy. W
nocy trzy pod rząd i raz nad ranem. Coś jeszcze chce pan wiedzieć? Jak? W
jakich pozycjach? Czy robiliśmy to oralnie, analnie, w wannie? Czy za włosy ją
trzymałem opartą o stół, czy parapet? – Tym razem byłem już zbulwersowany. Policja
właziła z butami do mojej prywatności. Nie wiedziałem na cholerę im to.
– Młody się trochę zagalopował.
Jednak skoro do tego pan przeszedł, to miałbym pytanie. Czy stosuje pan przemoc
w kontaktach seksualnych?
Zaśmiałem się, zrobiłem głupią
minę jakbym zupełnie nie rozumiał o co pytają.
– W sensie, że co?
– Wystawiał tancerki w takich
klubach, a udaje, że nie wie o czym mówię. O wiązania pytam? O pejcze,
kajdanki, klamerki na sutkach?
– Nie, nie mam ambicji by
chodzić z metalowymi żabkami na sutkach.
– Nie pytałem o to czy jest pan
biorcą przemocy w perwersyjnych kontaktach seksualnych, a czy jest pan dawcą
takich wrażeń – sprostował.
– Tym bardziej nie, jestem
raczej nudny w tej sferze. Lubię na klasyka.
– Zanim pan to dodał, chciałem
powiedzieć coś jeszcze – rzekł z nutką grozy w głosie, jakby mi wygrażał.
– Co takiego?
– Nie mówiłem, że klamerki na
sutki były metalowymi żabkami, takimi jak przy firanach starego typu.
Zaskoczył mnie. Podszedł i
zaskoczył, drań jeden. Musiałem na szybko wymyślić coś, cokolwiek, coś niezbyt
wymyślnego. Coś prostego, banalnego. Chwyciłem po kubek z kawą, utrzymując cały
czas kontakt wzrokowy z policjantem. Wyglądało jakby rzucał mi wyzwanie.
Przechyliłem kubek trzymany przy ustach, ale jakoś niefortunnie oblałem
koszule.
– Cholera – warknąłem.
– Jest pan zdenerwowany? –
zapytał ten młodszy.
– Jak mam nie być? Pański kolega
oskarża mnie o coś czego bym nigdy w życiu nie zrobił kobiecie.
– Skąd pan wie co ją spotkało? –
zapytał ten starszy.
– Wspominał pan o klamerkach i
gwałcie. Tomek, barman, gdy do mnie dzwonił mówił o tym, że tam pełno krwi, a kobieta
klęka, z głową na łóżku. Nie wiedział co robić, bał się do niej podejść, płakał
do komórki podczas rozmowy ze mną. Nie wiem co się z nią działo przed śmiercią,
ani co robiła za życia w prywatnym życiu. Jednak sądzę, że musiało spotkać ją
coś bardzo okropnego. Na dodatek teraz doszło do mnie, że była jeszcze
dzieckiem. Kurwa! Poniekąd czuje się winny. Dałem pożywkę jakiemuś pedofilowi
na tacy!
Nawet nie zauważyłem kiedy
wstałem i zacząłem nerwowo się poruszać przy biurku. Dopiero gdy jednym z
dziurkaczy uderzyłem o blat biurka, to ten huk mnie otrzeźwił.
– Dobrze, niech już się pan
uspokoi…
– Przepraszam, po prostu… to
stresujące. Poniekąd jestem osobą publiczną, jako lekarz i współwłaściciel
kliniki, boje się, że media to wychwycą. W środowisku szpitalnym nikt nie wie,
że mam też firmę i to taką. Boje się, że nie zrozumieją.
– Postaramy się by informacja
nie wypłynęła do gazet. Nam też to nie na rękę, wtedy to da mu siłę do
kolejnego morderstwa.
– Ale jak to kolejnego? To było
które?
– To nie pańska sprawa. To
wygląda na robotę seryjnego. Jeśli damy mu poklask, uderzy po raz kolejny.
– Odprowadzę panów na dół.
– Nie trzeba, trafimy – zarzekał
się ten starszy.
– I tak już wychodzę, będę jechał
do żony.
– W poplamionej koszuli –
zaczepił młody.
– Zmienię na światłach. Powinienem
mieć jeszcze jakąś czystą w samochodzie. Ewentualnie zahaczę o sklep. Może
pomyślę o jakieś biżuterii, dla zagłuszenia sumienia, jak pański kolega
polecał.
– Pytanie tylko, czy pan da radę
jeszcze je czymś zagłuszyć – rzucił ten starszy, cicho, jakby mówił do siebie.
– Pan coś insynuuje? – zapytałem
stojąc już przy moim samochodzie.
– Ładny samochód. Drogi,
cholernie drogi. Wiesz co ci powiem Górski. – Spojrzał mi w twarz. Z pewnością
mnie nie lubił. – Dla mnie każdy jest podejrzanym, dopóki nie udowodnię, że
jest niewinny. Czyli dopóki nie znajdę winnego. Do zobaczenia.
– Do widzenia. – Uśmiechnąłem
się do nich uprzejmie i wsiadłem za kółko swojego BMW. Cholernie drogiego BMW.
W kolorze sparkling brown, metalik, na porządnych obręczach kół 20” Y-spoke
style 451. Kosztował dokładnie trzysta osiemdziesiąt dziewięć tysięcy złotych i
był niecałe trzy miesiące w moim posiadaniu.
Przemierzałem ulice szybko. Na światłach
zmieniłem zaplamioną jasnoniebieską koszule na popielatą. Na długi rękaw. Był
czerwiec, ale dziś nie było za ciepło. Zadzwonił Marcin i przypomniał o
kolacji. Na śmierć zapomniałem, że wczoraj obiecałem mu drogą mailową, że
zapoznam go z Kryspinem. Kryspin wraz z żoną mieli sieć hoteli i restauracji, a
Marcin chciał się żenić. Wbiegłem do domu niczym po ogień. Nie zawracałem sobie
nawet głowy wjeżdżaniem do garażu. Już przy samum wejściu okazało się, że ten
dzień, że ten tydzień nie należał do takich najgorszych do tej pory. Najgorsze
miało dopiero nadejść. Najgorszym był stan mojej żony. Butelki, opakowania po
chipsach i pizzy, jakieś naczynia, talerze… to wszystko i niezliczona ilość
tego wszystkiego walało się po naszym mieszkaniu. Było dosłownie wszędzie. Od
salonu, po strych. I wtedy poczułem, że we mnie coś pęka. Zawsze starałem się
być opanowany, ale tego wszystkiego było już za dużo jak na jeden dzień.
– Kurwa mać! – warknąłem tak, że
musiała mnie usłyszeć.
Dzieci nie zapłakały, zazwyczaj
się budziły gdy ktoś się uniósł, a ja wrzasnąłem i była cisza. Czyli nie było
ich w domu. Amandy też chyba nie było w domu, albo nie dosłyszała. Postanowiłem
sprawdzić.
– Gdzie może być człowiek po
imprezie? – zapytałem sam siebie w myślach.
– Oczywiście, że w sypialni –
odpowiedziałem także sam sobie, ale już na głos, pod nosem.
Szybkim krokiem poszedłem na
górę, pokonywałem po dwa schody. Amandę zastałem na łóżku. Leżała na boku i przecierała
oczy.
– Cześć – powiedziała. Była bardzo
zachrypnięta.
Starałem się złożyć dłonie w
pięści, zacisnąć zęby, stać mocno w miejscu. Zrobić cokolwiek by się na niej
nie wyładować za cały tydzień niepowodzeń i problemów. Ale kurwa, no… wracając
do domu oczekiwałem czegoś innego niż potykania się o puste flaszki po whisky,
czy wódzie. W sumie to kłamstwo, butelki ominąłem, ale o karton po soku się
niemal zabiłem, bo wylądowałem na poręczy od schodów, gdy się o niego
potknąłem.
Amanda była nakryta tylko na
nerkach rogiem letniego kocyka o bordowym kolorze. Chwyciłem ją za kostkę i pociągnąłem
do siebie, tak, że znalazła się na brzegu łóżka. Wydała z siebie pisk
przerażenia, albo zaskoczenia, chuj wie co to było. Klepnąłem znacząco w jeden
z jej pośladków, ale widocznie alkohol jej jeszcze nie puścił i skutecznie
uśmierzył ból.
Moja żona usiadła na brzegu
łóżka, przetarła oczy i spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem. Powiedzenie, że
wyglądała niewyraźnie byłoby kłamstwem i to kłamstwem na jej korzyść.
– Czekam na wyjaśnienia. –
Splotłem ręce na piersi i wbiłem w nią moje spojrzenie.
– Chłopcy są u mamy. Boże jaką
mam Saharę w ustach – powiedziała pocierając to kark lewą dłonią, to skronie
palcami obu rąk, przecierając oczy. – Dlaczego jesteś tak szybko?
– Szybko? – Nachyliłem się do
niej by czasami nie umknęła mi odpowiedź.
– No, że ten… tak cholernie
wcześnie.
– Cholernie wcześnie? –
dopytywałem.
– W papugę się bawisz czy co?
Nie powtarzaj po mnie! – warknęła.
– Dobrze, nie będę powtarzał! –
warknąłem i chwyciłem ją za ramie. Szarpnąłem intensywnie, tak by stanęła na
nogi.
– Ała, Aleks, to boli.
– Tak? Naprawdę? Spójrz na
zegarek, królewno – poleciłem stojąc przy niej. Nawet wskazałem palcem wielki
zegar, który miał chyba z pół metra średnicy, o ile nie więcej. – Jest
siedemnasta jedenaście, cholernie wcześnie. Normalnie nad ranem, nie?
– Nie musisz być trywialny, ani
sarkastyczny.
– Sarkastyczny i trywialny się
wykluczają, to nie są synonimy. Wyostrzył ci się żart, czyli humorek widzę
powrócił, ale z inteligencją ci się skłócił. – Moje wkurwienie sięgało
dosłownie zenitu. – Zadam pytanie tylko raz. Dlaczego tu jest taki syf!? –
Powiedziałem to głośniej niż zamierzałem. Stałem przed nią i aż mną zatrzęsło.
Nigdy wcześniej nie gestykulowałem aż tak nerwowo dłońmi.
– Bo zrobiłam imprezę. – Jakie pytanie
taka odpowiedź, banalne.
– Zrobiłaś imprezę! Pod moją
nieobecność?
– A co w tym dziwnego. Nie
zawsze i nie wszędzie musisz być obecny.
– Nie zapytałaś mnie nawet o
zgodę.
– Nie czułam, że muszę. Nadal
nie czuje, że muszę.
– A chcesz poczuć!?
– Możesz się na mnie
niewydzierać, czy dziś nie ma takiej opcji?
– Nie, nie ma takiej opcji! Ty
jesteś kurwa żoną i matką, a nie impezwomen!
– Jestem też nastolatką, a
chłopcy są bezpieczni.
– Tak, zaprowadziłaś ich do
swojej matki, od której sama uciekłaś będąc jeszcze dzieckiem. Na pewno się
komfortowo czują.
– Sam mówiłeś, że się zmieniła i
trzeba dać jej szanse. To ty załatwiłeś jej pracę.
– By stanęła na nogi i mogła
mieć kontakt z dziećmi i wnukami, nie chciałem z niej od razu robić naszej opiekunki,
na każde twoje żądanie!
– A bo ty ich nigdy nie
zostawiasz pod cudzą opieką. Nie, no, naprawdę, Aleks. Wszystkiego się po tobie
spodziewałam, ale nie takiej hipokryzji.
– Jak ich zostawiam gdzieś, to
wtedy baluje z tobą, ewentualnie jestem w pracy, a ty w szkole, czy też w pracy. Nie podrzucam
ich gdziekolwiek, by móc się zapierdolić i budzić pod wieczór!
– Wytknij mi jeszcze, że jestem
fatalną matką – powiedziała patrząc mi z oczy i bezczelnie się uśmiechając.
– Bo jesteś! Kiedy ostatni raz
sama byłaś z nimi na spacerze!? Nie pamiętasz? To ci powiem. Miesiąc temu,
osiem i pół minuty.
– To ty, albo opiekunka
chodzicie…
– Pewnie, bo tak najłatwiej nie?
Przez pierwszy miesiąc nawet nie wzięłaś ich na ręce sama. I ty jesteś matką!?
Twój mąż wraca do domu i co zastaje? Żoną jesteś? Pytam się, kurwa, ciebie o
coś!?
– Okay, masz racje. Jestem
fatalną żoną, jeszcze gorsza matką, ale zapomniałeś o jednym fakcie, ja się o
to nie prosiłam i jestem też nastolatką, nie przekroczyłam trzydziestki jak ty.
– No i cholera pojechała mi po wieku.
Chwyciłem ją za ramie po raz
kolejny tego dnia. Pociągnąłem tak, że szła tyłem, aż doszła do ściany i
dotknęła jej plecami. Zagrodziłem jej drogę wciąż trzymając prawą dłonią za jej
lewe ramie. Lewą dłoń położyłem przy jej głowie na ścianie.
– Posłuchaj, no, rozpieszczona
królewno. Jesteś nastolatką, znaczy się dzieckiem? To trzeba było nie brać się
za zabawy dla dorosłych i nie rozkładać ud przed facetami. Wtedy pewnie nikt nie
włożyłby ci kutasa do pizdy, nie miałabyś wtedy dzieci. Zapewne też nie
miałabyś męża. To gdzie się teraz znajdujesz, poniekąd jest konsekwencją twoich
wyborów, za które ja, ani chłopcy nie ponosimy winy.
– Jesteś ich ojcem!
– Tak! Jestem! Nigdy temu nie
zaprzeczyłem, ale jak suka nie da to pies nie weźmie, tak? – zapytałem i
patrzyłem w jej oczy. Jej źrenice były rozbiegane, uciekała przed moim
spojrzeniem. W jej oczach mieszało się zaskoczenie z jawnym przerażeniem. – Jeśli
bym cię nie pierdolił to nie miałabyś dzieciaków ani męża i mogła się bawić do
woli. Dałaś się pieprzyć to masz to wszystko. Czyli dom, który wybudowałem,
samochód, który kupiłem. Zaharowuje się, nie śpię po kilka nocy. Klinika,
szpital, nocne dyżury, cztery agencje. Robię to wszystko po to byś ty miała
bieliznę od Triumfu powyżej setki, buty z Wojasa powyżej trzech stów, po kilka
par na każdy sezon. Byś mogła łazić po sklepach i kupować po kilak par spodni i
kilka sztuk bluzek co miesiąc!
– Olek… – chciała mnie ominąć,
ale mój uścisk bardziej zacisnął się na jej ramieniu i znów sprawiłem, że jej
plecy przywarły do ściany.
– Stój, bo nie skończyłem!
Dostrzegłem, że Amanda oddycha
płycej i szybciej, jakby wyczekiwała w przestrachu tego co nadejdzie.
– Nie wypominam ci tego. Nigdy
nie żałowałem, że masz niemal wszystko czego zapragniesz. Że moje dzieci mają
więcej niż ja gdy byłem dzieckiem. Ale do cholery! Skończ się zachowywać jak
rozpuszczona królewna, bo ja nie będę dłużej obojętny. Mam dość „Amanda chce”, „Amandzie
się nie podoba”, „Amanda to”, „Amanda tamto”. A teraz marsz na dół i masz
godzinę. – To mówiąc pchnąłem ją w kierunku wyjścia z sypialni. – W salonie ma
błyszczeć gdy do niego wejdę! A jeśli nie będzie, to uwierz, że sięgnę po pasek
i ci tak dopierdolę, że ci tyłek chyba normalnie posiekam. I nie waż się nawet
ze mną dyskutować teraz! Nie będę się powtarzał! Powiedziałem raz i rób co
mówię, do cholery!
Nie odezwała się słowem.
Przeszła przez drzwi, zasunęła je za sobą. Wziąłem kilka głębszych wdechów, starałem
się uspokoić oddech. Po jakiś siedmiu minutach mi się to udało. Moja klatka
piersiowa zaczęła miarowo podnosić się i upadać. Mięśnie przestały drżeć, ale
nadal były spięte. Gardło mnie zabolało, chyba zachrypłem od krzyczenia. Boże
ja krzyczałem! Chyba pierwszy raz Amanda zebrała ode mnie zjebę i to jeszcze
taką.
Otrząsnąłem się jakoś z tego co
było. Usiadłem na łóżku i wybrałem pierw numer Kryspina, a następnie Marcina.
Obu przeprosiłem i powiedziałem, że dopiero wracam. Przełożyłem godzinę kolacji
na dwudziestą. Później wykonałem telefon do całodobowej knajpy, w której
podawali nie najgorsze posiłki. Jednak tu nastąpił problem.
– Dowozimy tylko na terenie
miasta…
– A co mnie to obchodzi!? – krzyknąłem
na sympatycznie brzmiącą, chyba młodą kobietę. – Przepraszam panią bardzo.
Stresujący dzień. Zapłacę za dowóz.
– Tu nie chodzi o to, mamy
jednego…
– Trzy stówy.
– Kierowca jest…
– Cztery stówy. Cztery i pół to
moje ostatnie słowo. Ta kwota za dowóz, za posiłki zapłacę pięćdziesiąt procent
ceny więcej niż jest w menu. Bardzo mi zależy.
– Dobrze. Na którą godzinę.
– Na za piętnaście dwudziesta.
Tylko proszę powiedzieć kierowcy by się nie spóźnił i dać mu mój numer, jakby miał
problem z zatrafieniem, niech dzwoni.
– Z trafieniem… przepraszam, nie
chciałam pana poprawiać.
– Nie szkodzi. Dziś już nic mi
nie jest w stanie zaszkodzić. – Pożegnałem się z nią. Opadłem na łóżko.
Obserwowałem zegar i starałem się wyłączyć wszystkie złe myśli. Najgorsze, że
gdy wyłączałem złe myśli, to na ich miejsce pojawiały się jeszcze gorsze.
Postanowiłem pozostać więc przy tych złych.
O kur...wa, ale ją opieprzył. Amanda idealna nie jest, trochę jej się należało, ale aby aż tak? Jej jest pewnie teraz przykro ;(
OdpowiedzUsuńOliVia
Strasznie na nia nakrzyczal i chyba troszke za duzo jej powiedzial. Zastanawia mnie ile tak naprawde Aleksamder ma za uszami,a ile mu przypisuja. I jeszcze fakt,czy rzeczywiscie zdradza Amamde
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem źle, że aż tak krzyczał, ale czy powiedział za dużo. Mówił szczerą prawdę, był zdenerwowany...
UsuńOliVia
Też mam nadzieję,że Aleks Amandy nie zdradza ale jeśli naprawdę ją zdradził z tą Alą to baaardzo straci w moich oczach.Rzeczywiście nieźle ją opieprzył wydaję mi się,że powiedział kilka słów za dużo chociaż miał sporo racji.Mogła go chociaż uprzedzić,że zamierza zrobić imprezę.
OdpowiedzUsuńA może Aleks cierpi na rozdwojenie jaźni? Raz czuły kochający mąż, nosi żonę na rękach, innym razem wredny , niemiły i wydzierający się. Przecież wiedział od samego początku jaka jest Amanda, więc po co wypomina jej to wszystko podczas kłótni? przecież to przeszłość. A impreza? dlaczego miała go pytać o pozwolenie na imprezę, przecież to właśnie jej dał wolną rękę na urządzenie jak sam powtarzał ich wspólnego domu. Jedyny plus to to.że nawet podczas kłótni mówi ,że dzieci są jego . Odniosłam wrażenie, że wyładował swoją złość na Amandzie. Maggie
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem jednak powinna go uprzedzić, skoro to ich wspólny dom, albo trochę ogarnąć przed jego przyjściem. Ja też bym nie chciała wrócić po tygodniu do domu i w progu potknąć się o flaszkę.
UsuńPewnie się trochę na niej wyżył, jest tylko człowiekiem, był już pełen złości, a ona jedną kroplą napełniła naczynie do końca i ten gniew i złość się rozlał akurat na nią.
Ja jednak sądzę, że taki wstrząs Amandzie dobrze zrobi. Aleks dał jej wiele, dał jej wszystko co ma, a co ona dała jemu? Oprócz dzieci, które ona też pewnie kocha, poprostu nie byłą gotowa do macierzyństwa, teraz staje się studentką (studenckie życie, imprezy, uczenie się na ostatnią chwilę). Na studiach takich prawdziwych nie ma miejsca na dzieci i dom, tym bardziej, że Amanda bierze dwa kierunki, gdzieś musi tą ambicje wybawić by nie zwariować, i robi to właśnie na imprezach.
Mimo wszystko jednak Aleks miał racje. Sama bawiła się zabawkami dla dorosłych i przez to wpakowała w dorosłe życie. Nikt jej do tego nie zmuszał. Poza tym mogła łykać tabletki, nie zapominać, że ich nie łyka, nie miałaby wtedy dzieci. Nie musiała godzić się na ślub, myślę, że Aleks by jej pomógł nawet gdyby z nim nie była. Amandę pokonała jej własna zemsta.
Przypominam, że ja czytałam wszystkie części i Amanda sama oddała mu kontrolę nad wszystkim i pozwoliła by to on był głową rodziny, bo on jest tradycjonalistką. Więc to chyba logiczne, że chciałby wiedzieć co się dzieje w domu pod jego nieobecność.
Kolejna sprawa to zazdrość. Imprezy na których alkohol płynie strumieniami często kończą się niepożądanie. Czyli jakimś pocałunkiem przy grze w butelkę, palcówką w toalecie, czy seksem na podłodze w pomieszczeniu do którego nikt nie chodzi. Aleks pamięta, że Amanda ma skłonności do zdrady, wybaczył jej, ale to nie znaczy, że ufa bezgranicznie. Myślę, że on wolałby by imprezowała przy nim, bo jak robi to sama to w nim wzbudza to lęk, że może jednak nie była mu wierna.
OliVia
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAmanda mnie drażni, ale chyba taka jej rola, że niewiele się uczy na błędach i cały czas takie same popełnia. Niby już coś rozumie a potem znowu powtarza schemat. To męczące. Za to zachowanie Aleksandra, jego krzyki i oburzenie uważam za adekwatne w tej sytuacji. Co do zdrady, to jeżeli był z inną to u mnie ma mega krechę i polecą i jego notowania w dół.
UsuńNo Amanda ma taką niewdzięczną role. Inteligentna, ale kapryśna. Zawsze taka była. Była też zawsze zmienna, raz poważna i dorosła, a raz jak nieodpowiedzialny bachor. To się będzie zmieniać w wiekiem. Będzie coraz mniej nieodpowiedzialnego bachora,a coraz więcej dorosłej kobiety, ale będzie to stopniowo, nie wszystko od razu.
UsuńTak mogła go uprzedzić, ale nie uprzedziła. To chyba nie jest aż taka zbrodnia, żeby na nią wrzeszczał i wygadywał takie rzeczy. Rozumiem, że domagał się, żeby posprzątała, ale z tym krzyczeniem i szarpaniem przesadził.
OdpowiedzUsuńNajbardziej mi się podobało jak Amanda się pyta Olka co tak wcześnie wrócił, a on do niej, że jest godzina 17 :)
Tak, Amandy orientacja w czasie jest wybitna :)
UsuńKrzyczał bo był zły. Wszystko wali mu sie na głowę a Amanda się nawineła, więc sie wyładował. Może i zrobił źle (a raczej napewno, przesadził) ale to ludzka reakcja...
OdpowiedzUsuńA ja sądzę podobnie jak Noemi, że Aleks dobrze zrobił. Osobiście jestem za terapią szokową. Bo ileż razy można powtarzać to samo? No do zerzygania po prostu. Może teraz coś dotrze do jej główki. I Amanda - tak która zawsze uważała się za dorosłą, bo przecież ona się wprowadziła, żyła dla siebie itd, itd, a tutaj nagle się broni, że jest nastolatką. Na miejscu Aleksa bym ją chyba wyśmiała.
OdpowiedzUsuńtrochę przesadził tak na nią krzycząc, ale ona też na pewno wiedziała o kolacji i o tym ze jej maż wraca, więc mogła się przemóc mniej wypić wstać wcześniej i ten dom ogarnąć.
OdpowiedzUsuńTylko ją spuścił na chwilę z oczu i już taka wtopa. Amanda to chyba musi czuć nad sobą jego oddech, to wtedy trzyma pion, a jak nie to odwala takie numery. Ja rozumiem, że jest jeszcze nastolatką i rozumiem też fakt, że czasem chce zrobić imprezę, ale wypadałoby po tej imprezie ogarnąć, a nie grać rolę udzielnej księżniczki.
OdpowiedzUsuńAleks pewnie by się tak nie wkurzył i nie wrzeszczał jak nigdy jeszcze, ale on miał cały tydzień nie najlepszy i wszystko się skumulowało.
Nie wierzę w jego zdradę,raczej nie byłby w stanie zdradzić Amandy.Aleksowi puściły nerwy,śmierć niepełnoletniej prostytutki,policja a w domu bałagan i Amanda po imprezie.Za dużo jak na niego dlatego też się tak wydzierał.
OdpowiedzUsuń