niedziela, 26 stycznia 2014

Część 253 - Znużenie duchowe




P.S. Dziś postaramy się wyjść z tej serii "8 grzechów głównych". Właśnie poprawiam kolejne części, wrzucę następną po poprawieniu.

Aleksander (Samuel)

Zeszliśmy na dół jak gdyby nigdy nic. Za aktorstwo już dawno powinni nam dać medal, albo chociażby Oscara. Zerknąłem na moją żonę, która szła u mojego boku, miała zaróżowione policzki. Ścisnąłem ją mocniej za rękę i rzuciłem porozumiewawczy uśmiech. Wiedziałem, że w jej wnętrzu teraz toczy się walka, że jej głowa krzyczy dwie różne frazy, a ona musi wybrać jedną z nich. Wiedziałem, że wybierze rodzinę – mnie i dzieci. Wiedziałem jednak też, że nie zapomni o przeszłości, ale na boga „prawo nie działa wstecz”, dlaczego więc ktoś miałby mnie rozliczać za błędy młodości? Z resztą czy to były błędy, skoro teraz mam to co mam. Tacy jak ja zawsze spadają na cztery łapy. Tylko, że ja już nie chciałem spadać. Dlatego postanowiłem, że po wszystkim spełnię życzenie Amandy i zaczniemy żyć normalnie, jak prawi i przyzwoici ludzie.
– Położyłam ręcznik na krześle – wyjaśniła Alicja.
Na krześle obłożonym ręcznikami siedział sztywno Jakub, a jego głowa byłą pokryta jakąś błękitną mazią.
– Rozjaśnimy, potem dobierzemy odcień. Kupiłam wszystkie możliwe blondy z Palet – dalej plotła moja przyrodnia siostra.
– Nie wiedziałem, że umiesz farbować – skwitowałem i usiadłem na kanapie bokiem do towarzystwa. Amandę pociągnąłem za sobą.
– Ja też się tego nie spodziewałam po aktorce – rzekła moja żona.
– Olek ty nie siedź tylko załatwiaj co musisz, bo jutro nie będzie na to czasu. Odtransportuje cię do Łeby.
– Jestem aktorką, a dziennikarze, nie będą was…
– Umiem się świetnie maskować – przerwała mojej żonie Alicja.
– Ja muszę jeszcze do Dominiki i Tylera wpaść. Sama rozumiesz o co chodzi. – Wstałem z kanapy i zacząłem zapinać guziki mojej koszuli. – Ty zadzwoń do Kryspina by zabetonował piwnice, albo wszystko z niej wyniósł, spalił dom, cokolwiek. Wiesz czego policja nie może znaleźć, prawda? – ponownie zwróciłem się do żony, tym razem zakładając buty.
– Czego policja nie może znaleźć? – wtrącił się mój brat bliźniak. Minęło tyle lat, a on nadal był tak samo upierdliwy. – Myślałem, że ci pomagam, bo jesteś niewinny – dodał wymownie i tak się zbulwersował, że aż wstał.
– Kuba, uważaj, farba! – krzyczała Ala.
Podszedłem do tego obcego mi mężczyzny, wyglądającego niemal identycznie jaj ja. Położyłem mu dłoń na ramieniu, był ode mnie o jakieś cztery centymetry niższy, ale za to szerszy w barach. Przeniosłem moją dłoń na jego kark, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy. Pierw sam uwierzyłem w swoje słowa, a potem je wypowiedziałem z taką pewnością, że nie sposób było tego podważyć:
– Jestem niewinny.
– Tylko dlatego ci pomagam. – Usiadł. – Kiedy to zmyjesz, zaczyna swędzieć.
– Nie marudź. Taki duży, a taki delikatny. Amanda pomożesz mi? – zapytała Alicja.
– Jasne, w czym?
– Daj jakiś grzebień, który już ci się nie przyda. Trzeba rozczesać.
– Jasne, już szukam.
Moja żona wróciła z jakimś koszyczkiem pełnym spinek i grzebieni.
– Bierz co chcesz – rzuciła do Ali. Potem zbliżyła się do mnie, odprowadziła mnie do drzwi. – Uważaj na siebie i wróć do mnie jeszcze – szepnęła.
– Wrócę, na pewno. – Musnąłem ją w policzek, a kiedy moje wargi znalazły się przy jej uchu wyszeptałem tak by nikt nie usłyszał: – Gęba na kłódkę, wiesz czego masz nie mówić?
– Jasne – odszepnęła. – Opowiem Jakubowi co powinien wiedzieć, ty mu resztę dopowiesz – powiedziała głośno.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i pożegnaliśmy. Niecałą godzinę później byłem u Dominiki i Tylera. Ta mała nadal za mną nie przepadała, ale wiedziała, że tylko dzięki mnie jej mąż jeszcze żyje. Tyler rozpoczął niebezpieczną grę od zwykłej kradzieży. Ledwie co uratowałem mu dupę, bo Darek najchętniej by go rozstrzelał.
– Jeszcze nie skończyłem pakować – rzekł Tyler, który odcinał tył od jednego opakowania przypraw i przód od drugiego opakowania od takiej samej przyprawy. Potem zawartość wysypywał do miski i zastępował czymś innym. Ważył by wszystko się zgadzało i specjalnym urządzeniem łączył przód z tyłem tworząc „przyprawę”.
– Nie śpiesz się. Fabian po to zjedzie w nocy, koło drugiej. Zrobisz mi herbaty? – zapytałem Domi.
– Jak jaśnie pan sobie życzy – odrzekła i skierowała się w kierunku kuchni.
– Zawsze lubiłem twoje poczucie humoru! – krzyknąłem za nią. – Dobrze, że założyłeś rękawiczki – rzuciłem do Tylera, który miał na dłoniach czarny, gruby lateks.
– Co mam zrobić z tymi przyprawami z misek?
– A nie wiem. Weźcie sobie, w kuchni może się przyda. – Uśmiechnąłem się do dwudziestolatka. – To będzie ostatnie takie zlecenie i ja wypadam z gry. Ty też się już w to nie baw. Jeśli podpierdolisz komuś towar, to już tego nie odrobisz, ani ja ci nie pomogę, bo nie będę miał dojścia, rozumiesz?
– Ale jak to wypadasz?
– Wybudowałem się, wystarczy już. Dobry zawodnik musi wiedzieć kiedy odejść i zrobić to zanim go ktoś zepchnie ze stołka lub policja naśle prokuratora i sędzia przybije kilka lat w zimnej celi.
– Jesteś pewien?
– Czego, Tyler!? Tego, że jak komuś ukradniesz jego własność, to ktoś będzie chciał sto pięćdziesiąt procent tej wartości, tak, jestem tego pewien. I tym kimś już nie będę ja i chcę byś ty był tego pewien.
– Spoko, już nie kradnę.
– I dobrze.
Dominika postawiła kubek z parującą herbatą przy mojej prawej dłoni. Uśmiechnąłem się do niej.
– Dzięki, że twoi kumple wraz z tobą nie rozstrzelali mi męża.
– Zawsze do usług – odpowiedziałem i wziąłem Kacperka na kolanach bo właśnie do mnie przysandalował. – To wszystko dla niego, to chrześniak mojej żony, a ona cię zna Domi całe życie. Dzięki temu jesteśmy, jakby rodziną, nie sądzisz? Uroczy malec.
Kacperek naprawdę potrafi rozczulić. Miał kruczoczarne włosy, lekko oliwkową cerę, mądre spojrzenie.
– Za kilka lat będą za tobą szalały dziewczyny – powiedziałem do malca, a on wyciągnął dłoń w kierunku stołu. – Nie, tego nie ruszaj, narkotyki są ble – dodałem.
– Mówiłam byś się z tym zamknął w łazience, albo w kuchni. Kacper jeszcze to do buzi weźmie! – wrzasnęła Dominika na męża.
– Kobieto, nie irytuj się. Z podłogi nie sięga, jest na moich kolanach, to nic nie weźmie. Pilnuje go.
– Jest na twoich kolanach, naprawdę to powód do poczucia bezpieczeństwa – zakpiła Domi. – Oddaj mi go. – Momentalnie wyciągnęła dłonie po syna.
Gdyby Kacper nie miał na sobie biało-czarnych szelek to te zielone spodnie już dawno spałyby mu z tyłka, a tak to mógł jeździć na kolanach, a one trzymały się na miejscu. W połączeniu z białą elegancką koszulą wyglądał jak mały model. Ja obserwowałem pracę Tylera i dogadywaliśmy ostatnie interesy, Domi w tym czasie oglądała serial, a Kacper wyrzucał wszystko z półek i szuflad.
– Pozwalacie mu tak? – zapytałem Tyla.
– Pewnie, dzieciństwo ma się tylko jedno.
– Ja to się tylko martwię o to by rączek lub paluszków nie przycisnął – dodała Dominika, a ja w tym czasie pomyślałem, że jakby moje bliźniaki grzebały po komodach to sam bym im po łapach strzelił a nie się martwił by nie przytrzasnęli, ale ostatecznie Kacper to nie moje dziecko, więc też nie moja sprawa.
– Wy wyliczacie ten towar? – zapytała Domi.
– Jak chcesz to ci sypnę kreskę z tego za free – odpowiedziałem.
– Poproszę, uniknę chodzenia do parku w poszukiwaniu dilera.
– Kupujesz towar od konkurencji? – zapytałem z niedowierzaniem.
– To mój mąż robi z tobą interesy, a nie ja.
– Domi się odchudza, dziś też mamy imprezę, na amfie…
– Wiem, Tyler, nie tłumacz, nie moja sprawa. – Wziąłem łyżeczkę od herbaty, której jeszcze nie zamoczyłem w napoju. Na nią nabrałem z foli trochę amfetaminy i posypałem przed Dominiką. Kartą kredytową z mojego portfela ułożyłem ładnego szczurka, następnie podałem tej małolacie banknot stuzłotowy. – Na lewą czy prawą? – zapytałem.
– Na obie – odpowiedziała.
– To podzielę na dwie krótsze. – To mówiąc z jednej kreski zrobiłem dwie.
Domi wciągnęła biały pył pierw do lewej, następnie do prawej dziurki. Odchyliła głowę w tył i odczekała aż ta gorycz spłynie do gardła. Zawsze kiedy patrzyłem na kogoś wciągającego towar to czułem sam ten dyskomfort w nosie i ten smak przełyku. Czy z utęsknieniem? Z pewnością tak, bo to były moje młode lata. Moje najlepsze wspomnienia, ale nie mogłem znów się wkręcać w branie narkotyków, chociaż tak naprawdę to nigdy się nie uzależniłem.
– Dobrze wszystko? – zapytałem Dominikę.
– Aha, oddaje. – Położyła przede mną pożyczony ode mnie banknot.
– Dziękuje, ale nie mogę go wziąć. Odliczę potem Tylerowi przy wypłacie.
– Dlaczego? – zdziwił się Tyl. – Dlaczego nie możesz go wziąć? – sprostował.
– Bo Amanda…
– Bo żona wyjebałaby go z domu, jakby znów się okazało, że za bardzo przybalował przy ruletce – wyjaśniła Dominika mężowi.
– Właśnie. Tylko to był poker, nie ruletka. Widzę miałaś wiadomości z pierwszej ręki, ale chujowego informatora.
– Twoją żonę – rzuciła do mnie.
– Miło, że Amanda wynosi nasze prywatne problemu na forum podwórkowe.
– Możecie przestać, ja tu się staram pracować – niemal krzyknął Tyler.
– Możemy, możemy. Ja będę leciał. Wpadnę z Amandą jakoś w przyszłym tygodniu, albo za dwa tygodnie z zaproszeniami. Ani słowa wtedy o towarze, interesach, itd., jadne?
– Ona nie wie? – zdzwiła się Dominka.
– Wie, wie, ale po co mamy rozmawiać o pracy na spotkaniu czysto towarzyskim, wręcz rodzinnym? Pogadamy jak zwykle o pampersach, kaszkach, smoczkach, pokłócimy się o zdanie na temat żłobków i opiekunek, wtrącimy coś o modzie na sukces. Chcę by było miło – wyjaśniłem z uśmiechem i stałem już przy wyjściu z salonu.
– Górski chce i Górski zawsze dostaje to czego chce – rzekła Dominka.
– Nie zawsze, Mała, ale najczęściej. Zamknij za mną drzwi. I pilnujcie tego dzieciaka, bo koło ławy chodzi, by się towaru nie najadł, bo chyba nie chcecie go w trumnie widzieć, prawda?
– Tyler, spójrz na małego! – krzyknęła Dominika odprowadzając mnie do drzwi.
– Jasne! – odkrzyknął. – Choć Jasper do tatusia, tatuś sobie zrobi przerwę – mówił z pewnością do małego.
Kryspin postanowił zasypać całą piwnice piaskiem, żwirem i betonem. W tym celu zapewne zarwie noc większość jego zaufanych pracowników. Klucz od tej piwnicy ja wywaliłem po drodze do rzeki, a pozostałe wziąłem z sobą. Pozostało tylko wytłumaczyć Jakubowi co ma mówić i jak odpowiadać na zadane pytania. Musieliśmy przećwiczyć każdy z możliwych scenariuszy kilkakrotnie. Obydwoje byliśmy już tym zmęczeni, ale nie mogliśmy sobie pozwolić na potknięcia. Dzień później już mnie nic nie obchodziło już mnie nic nie obchodziło. Zszedłem z dyżuru windą, tą jedyną bez kamer, Jakub mnie podmienił tak by nikt tego nie zauważył. On pojechał z policją pokazać im domek, a ja siedziałem w bagażniku samochodu wizażystki z planu jakiegoś tandetnego serialu. Alicja pożyczyła od niej wóz, często tak robiła, gdy chciała mieć chwilę prywatności. Po godzinie drogi zjechaliśmy do lasu, zmieniłem miejsce na tylnie siedzenie, oczywiście miałem czapkę z daszkiem by żadna kamera mnie nie uchwyciła i ewentualnie żadna kontrola drogowa nie zapamiętała.
– Jakby co jedziemy na wakacje.
– Byleby nie wzięli mnie znów za twojego kochanka – odrzekłem.
– Nie wezmą, mam prawojazdy Michaliny, jesteśmy nawet podobne.
– Od razu widać, że mamy podobne geny. – Uśmiechnąłem się do niej.
– Może on też się wkręci, będzie członkiem rodziny? – gdybała.
– Wątpię. Gadałem z nim. Pomoże mi i zmywa się do siebie, nie chce znać kogoś takiego jak ja i współczuje mojej żonie.
– To zabawne, ja zazwyczaj współczuje tobie żony.
– Ej, bez takich – zwróciłem jej uwagę.
Dalej rozmawialiśmy w miłym tonie. W końcu zajechałem pod skromny domek, od połowy z czerwonej cegły. Czyli niedawno musieli dostawiać piętro – wywnioskowałem. Drzwi otworzyła mi niska brunetka, sporo niższa od mojej żony.
– Tymek, tak?
– Właściwie Aleks – odpowiedziałem i wszedłem do środka, bo zrobiła nam miejsce. – Miło poznać. – Uścisnęła moją dłoń.
– Tutaj jesteś Jakubem, nie chcę mącić dzieciakom w głowach. Sam rozumiesz, prawda?
– Rozumiem, ale jestem blondynem, a Kuba…
– Zaraz to naprawimy.
– To ja zajmę się dziećmi – zaoferowała się Alicja.
– Tylko Mikołaj jest w domu. Reszta biega w ogrodzie – oznajmiła Magda.
– To zajmę się Mikim. – Alicja od razu pognała na górę. Widać było, że była tutaj już wcześniej.
– Niezręcznie się czuje, jesteście tacy podobni.
– To dobrze, jest szansa, że policja…
– Nie chcę wiedzieć. Mam wrażenie, że im mniej wiem, tym lepiej będę spała.
– Racja.
Dwie godziny później byłem już brunetem.
– Na szczęście mamy lato, to jesteś opalony.
Uśmiechnąłem się do niej. Była miła, sympatyczna, taka ciepła. Nawet potrafiłem zrozumieć dlaczego to właśnie ona jest żoną mojego brata. Nie rozumiałem tylko dlaczego ona wybrała za męża pastora, ale postanowiłem nawet nie zaczynać tego tematu. Drzwi wejściowe się otworzyły, za moment trzasnęły.
– Mamo, mamo! Kiedy obiad!? Ja i Tobiasz jesteśmy głodni! – krzyczał jakiś chłopięcy głosik.
– To Robert. Tam są zdjęcia – wskazała na komodę.
Podszedłem do mebla i wziąłem w dłonie ramkę z moim zdaniem najnowszym zdjęciem. Mój brat obejmował żonę, a przy nich stała czwórka dzieci. Wiedziałem które jest, które bo Jakub już wcześniej pokazywał mi ich na telefonie. Teraz ja miałem jego telefon, miałem nawet jego obrączkę.
– O tata już w domu? – zapytał się mnie Tobiasz.
– Tak, już tak, co robicie?
– Gramy w zbijanego z sąsiadów dziećmi, ale Gabryśka oszukuje – wyjaśnił i już go nie było. Pobiegł do ogrodu.
– Ich jest tylu, że ciągle się coś dzieje – wyjaśniła Magda, która też jakoś tak nagle znalazła się obok mnie. Alicja oddała mi Mikołaja na ręce, a sama się pożegnała i wyszła.
– Wyglądasz na zmęczoną – powiedziałem. – Znaczy ładnie, ale na zmęczoną.
– Nie można wyglądać ładnie kiedy mały się budził w nocy po kilka razy.
– Ja jestem po dyżurze, ale spałem w samochodzie. Słuchaj może ty się połóż, zdrzemnij, obejrzyj film, a ja zrobię im obiad – zaproponowałem bo słyszałem jak mówiła do Roberta, że dopiero będzie gotować.
– Nie, no, przestań.
– Poważnie mówię, żaden problem
– Umiesz gotować?
– Szefem kuchni to ja bym zostać nie mógł, ale może… Nie wiem co dzieciaki lubią. Może tortilla, kilak dodatków, każdy zje z czym lubi. Będą mieli frajdę przy zwijaniu i brudzeniu się.
– To musiałbyś iść do sklepu, bo właściwie jakieś warzywa i mięso jest, ale tych placków do tortilli nie mamy.
– Ale mokę macie, no nie?
– Tak.
– No to zrobię sam te placki.
– Potrafisz? – Była naprawdę w szoku. – Przepraszam, ale Jakub nie…
– Potrafię – przerwałem jej. – Mogę nawet coś upiec. Ale tu jestem bardzo ograniczony, tylko babka i murzynek. – Uśmiechnąłem się do niej, a Mikołaj zdawał się mnie przyglądać. Wciąż miałem go na rękach.
– Zatem kuchnia jest twoja, a ja porobię dzieciakom zdjęcia, to najlepszy odpoczynek.
Ja kończyłem przygotowywanie farszy, w międzyczasie piekłem placki pszenne do tortilli i przykrywałem je by nie ostygły. Spojrzałem na zegarek i wiedziałem, że właśnie w tej chwili Jakub jest przesłuchiwany, ale nie tylko to było takie ważne. Teraz właśnie niszczone były nagrania z monitoringu szpitalnego i to wszystkie w ostatniego tygodnia. Byłem dumny zarówno z tego, że będę wolny jak i z tego, że obiad mi wychodzi. Magda pojawiła się przy mnie, nadal wyglądała na zmęczoną. Właściwie nie było się co dziwić, w końcu czworo dzieci, nikt do pomocy.
– Podziękuj ode mnie żonie, sama miałam ochotę go… ale brakowało odwagi – zaczęła i usiadła na krześle.
– To nie kwestia odwagi, złość odebrała jej rozum. Skutkiem tego wyrzut sumienia na całe życie i będzie musiała nauczyć się z tym żyć.
– Jak się poznaliście?
– Na imprezie. Właściwie to była impreza mojego współlokatora, a ja z drugim współlokatorem wróciliśmy z wycieczki w góry. Ale wtedy ja byłem zbyt zmęczony, ona zbyt wypita. Prawidłowo zamieniliśmy kilka zdań w kasynie. Potem się pokłóciliśmy gdy ona przyszła do mojego współlokatora, a zastałą tylko mnie, a później to już był obiad wspólny.
– Restauracja czy gotowałeś?
– Gotowałem, pizzę. A wy?
– W szkole. Był w szóstej podstawówce jak go przenieśli do naszej klasy, bo narozrabiał w poprzedniej szkole. Później razem wagarowaliśmy.
– Czyli tak normalnie?
– Tak. Zaszłam w ciąże, wzięliśmy ślub.
– A te jego nadgarstki? – zapytałem w końcu. Magda spojrzała na mnie tak półprzytomnie. – Ma sznyty takie porządne – wyjaśniłem.
– Chciał wzbudzić litość w matce. Wywalili go z domu.
– Za co? – Byłem naprawdę w szoku.
– Odciągałam go od nauki, poznał moich kolegów, zaczęły się libacje alkoholowe, ćpanie. Potem zaszłam w ciąże, był ślub, mus rodziców.
– Nie chcieliście tego?
– Chcieliśmy być razem, ale nie śpieszyło nam się do ołtarza, byliśmy młodzi. Zresztą Jakub jest rok od ciebie młodszy, bo…
– Rozumiem.
– Jak zaszłam w ciążę to obiecaliśmy, że się zmienimy. To była pusta obietnica. Jakub znów brał, ojciec wyrzucił go z domu, a ja poszłam za nim. Okradliśmy jego rodziców, z resztą moich też. Mieliśmy na wynajem, snuliśmy się po kraju. Potem urodził się Tobiasz, nie było pieniędzy, mieszkaliśmy z nim po budynkach do rozbiórki. Nadeszła zima, nie chcieliśmy zamarznąć.
– Wróciliście do rodziców?
– Tak. Jakub prosił na kolanach by nas przyjęli. Moi nie chcieli nas znać, nie chcą do dzisiaj. Jego matka od razu by nas najchętniej wpuściła, dała milionową szanse, ale…
– Ojciec, zgadłem? – zapytałem.
– Tak. Ojciec Kuby zapytał się czy jesteśmy czyści, czy braliśmy. Ja nie brałam bo karmiłam, zresztą nie brałam już w ciąży, ale Jakub…
– I co zrobił?
– Dał mi wybór. Albo wchodzisz z dzieckiem i zaczynasz życie na nowo, dla naszego wnuka, albo idziesz za jego ojcem i skończysz na śmietniku. Was wpuszczę, ale mojego syna nie. Wróci trzeźwy, to wejdzie.
– Wybrałaś?
– Zostawiłam im Tobiasza. Po dwóch godzinach wróciła, Jakub zapewniał, że da sobie radę. Wrócił po miesiącu, trzeźwy. To był najgorszy miesiąc mojego życia.
– Już potem nie braliście?
– Zamieszkaliśmy sami i znów zaczęły się imprezy. Przeszliśmy rok odwyku, ten rok rodzice Kuby zajmowali się Tobim. Potem już nigdy więcej. Jak widzisz twój brat nie był ideałem.
– Też nim nie jestem. Miło wiedzieć, że jednak mamy coś wspólnego. Chociaż on to bardziej z moją żoną. Pseudosamobójcy – wyjaśniłem.
– Co?
– Opowiem ci tę historie, ale przy zmywaniu. Ty byłaś ze mną szczera opowiadając o was, to ja ci się odwdzięczę podobną szczerością. Teraz zawołaj dzieciaki na obiad i sprawdzimy czy się zorientują, że ja to nie ich ojciec.
– Wydaje mi się, że nie. Co najwyżej mogą ci się zapytać czy się w głowę nie uderzyłeś, albo czy ci się coś nie pomyliło, czy nie zachorowałeś nagle, i takie tam.

– Bardzo zabawne. Wołaj ich, a ja ponakrywam do stołu. Pięć, sześć – policzyłem szybko ilość domowników.

7 komentarzy:

  1. Haha Magda będzie miała normalnie tydzień urlopu:) ciekawe jak Amanda się w tej zamianie odnajdzie

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprytnie sobie tą zamianę wymyślili.Chyba Magda lepiej na niej wyszła ciekawe czy Amanda znajdzie wspólny język z Jakubem i czy on przeżyje tą zamianę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Magda odpocznie.. ale mam nadzieje ze Amanda nie dogada sie z Jakubem i nie bedą odstawiali żadnych numerów...Ciekawe czy dzieci się zorientują :)

    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie spodziewałam się, że Domi ćpa, oprócz tego uwielbiam jej teksty do Aleksa, są genialne.
    Dzieciaki mogą się zorientować w końcu dzieci są bardzo bystre. Ciekawa jestem jak tam Amanda z Jakubem sobie poradzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze lubiłam Domi i jej teksty, więc czekam na moment kiedy będzie jej więcej.

      OliVia.

      Usuń
  5. wydaje mi się, że Magda lepiej dogada się z Aleksem niż Amanda z Jakubem. Jakub nie jest taki by nadskakiwać kobiecie by zrobić jej przyjemność. Takie odniosłam wrażenie. Magda będzie mogła odpocząć bo Aleks świetnie radzi sobie nie tylko w kuchni. Bliźniaków powinna jakaś specjalna więź ale przy nich tego się nie czuje. Oby im się udało. Maggie

    OdpowiedzUsuń
  6. Też mi się wydaje, że na tej zamianie to Magda będzie wygrana, bo Aleks to i ugotuje, posprząta i dziećmi się zajmie, będzie miał kilka dni lenistwa. A Amanda będzie musiała sama naginać, bo jej Jakub powie, że gotowanie, sprzątanie to "robota kobiety."

    OdpowiedzUsuń