Amanda (Magdalena)
Tego dnia obudziłam się
niezwykle wypoczęta. To była bardzo wyjątkowa noc, bo moi chłopcy po raz
pierwszy w historii swojego półrocznego życia, obudzili się tylko raz, o
trzeciej, na karmienie. Teraz Kamil spokojnie siedział w leżaczku położonym na
blacie kuchennym, a Patryk leżał na plecach, na macie. Strasznie cieszyły go
nowe zabawki i te wszystkie kolorowe elementy.
– Ty masz synek jakieś ADHD –
rzuciłam w stronę Patrysia, który machał wszystkimi kończynami starając się
strącić choć jedną z wiszących nad nim zabawek.
Malec nic mi nie odpowiedział,
zaśmiał się tylko głośno. Za to ten drugi nadawał bez opamiętania. Oczywiście
jak to półroczniak, gaworzył po swojemu, nic się nie dało z tego rozumieć, ale
i tak mu odpowiadałam. Plotłam coś bez sensu, a on dalej gaworzył wpatrzony we
mnie. Pewnie czuł się jakbyśmy rozmawiali.
Wyciągnęłam szynkę z lodówki i
przekroiłam na pół, to samo uczyniłam z serem. Nałożyłam te produkty na chleb
tostowy. Już miałam wkładać pierwsze takie kanapki do tostera kiedy poczułam
czyjś oddech na moim karku. Aleksa dłonie zaczęły oplatać mnie w pasie.
Przywarł do mnie całym ciałem, wyraźnie czułam przez moją satynową koszulę
nocną, że jest mokry, a przynajmniej wilgotny.
– Wziąłem prysznic, wczoraj nie
miałem siły – wytłumaczył się.
– Wiem, zauważyłam. Mam
nadzieje, że dziś jesteś bardziej rozluźniony – rzekłam, manewrując głową w
taki sposób by zapewnić mu dostęp do mojej szyi. Lubiłam gdy po niej całował.
Uwielbiałam gdy ssał boleśnie, by za moment było przyjemnie, ale nie czynił
tego często, bo powstawały malinki, a on mawiał, że nie lubi mnie naznaczać, bo
wystarcza już obrączka na moim serdecznym palcu.
– Co tam mały? – zapytał
odklejając się ode mnie i dotykając naszego syna za stopę.
– Agle gle gle – odpowiedział
typowym niemowlęcym bełkotem.
– No tośmy się dogadali – rzekł
Aleks z uśmiechem. – Co na śniadanie? – zapytał nadal wpatrując się w Kamila.
– Rozumiem, że to pytanie
skierowałeś do mnie. Tosty z szynką i serem, posmarujemy majonezem.
– Świetnie. W takim ja razie
zaparzę kawę.
Olek odszedł na bok, powciskał
kilka przycisków na ekspresie, podłożył pod niego dwie filiżanki, każdą z
osobna, po kolei. Ja w tym czasie dokończyłam robienie tostów dla nas i kaszki
dla bliźniaków. Kiedy ja przekładałam tosty na dwa większe talerze i smarowałam
je majonezem, Aleks nakładał kaszkę do dwóch, plastikowych miseczek. Położyłam
talerze z tostami na stole, a on w tym czasie przesunął krzesełeczko dla dzieci
do stołu. Jedno przy swoim miejscu drugie przy moim. Zjedliśmy po dwa tosty
dopóki maluchy były zajęte każde sobą z osobna. W tym czasie kaszka zdążyła już
ostygnąć.
– Pofatygujesz się? – zapytałam.
– Jasne – odpowiedział. Podniósł
tyłek z krzesła i przyniósł obydwóch chłopaków od razu.
– Wezmę tego. – Wyciągnęłam
dłonie po Kamila i umiejscowiłam go w foteliku obok siebie. Aleks w tym czasie
wciąż z Patrykiem na rękach przyniósł kaszki.
Po piętnastominutowej męczarni
by zjedli choć trochę i trafiali tym jedzeniem do buzi, a nie wszędzie indziej
gdzie to tylko było możliwe, mieliśmy wreszcie chwile spokoju. Maluchy były tak
zaprogramowane, że po śniadaniu zasypiali. Każdy oczywiście w innym miejscu i w
inny sposób. Kamil sam, w łóżeczku, patrząc na kręcące się misie i słuchając
melodyjki karuzeli. Patryka natomiast trzeba było lulać w gondoli, w której już
się ledwie mieścił.
– Trzeba będzie nauczyć go
zasypiać inaczej, albo kupić coś większego z funkcją kołysania w przód i w tył
– zauważył Aleks.
– Ten pierwszy pomysł z
pewnością nie wypali. Śpi już twardo, mógłbyś go przenieść? – zapytałam.
Czułam, że Aleks odmówi, bo właśnie zajął się wypełnianiem jakiś papierzysk
przy stole w jadalni. Nie rozumiałam po co mu gabinet w domu, skoro i tak
takimi rzeczami zajmuje się w jadalni, która była połączona z kuchnią i salonem
w jedną całość, tworząc przestrzeń.
– Ama… – zaczął.
Nagle poczułam, że mogę zmienić
jego „nie mam ochoty”, albo „jestem zmęczony”, na „tak, kochanie”, albo coś
innego tego typu. Oparłam się łokciami o stół i nachyliłam. Wiedziałam, że
zapuści wzrok w mój dekolt.
– Tak? – zapytałam niewinnie. –
Chciałeś coś powiedzieć – przypomniałam mojemu mężowi.
– Przeniosę małego do łóżeczka.
W tamtym momencie uśmiechnęłam
się triumfalnie, oczywiście dopiero wtedy, gdy spuścił moją osobę z oczu. Olek
w gruncie rzeczy nie był złym mężem, nie był złym ojcem, choć nie był
najlepszym człowiekiem. Jasne, miał serce do pacjentów, choć czasami bywał dla
nich szorstki, ale miał też drugą twarz. Mężczyzna, który w jeden i ten sam
dzień potrafi leczyć ludzi, stawiać diagnozy, wypisywać recepty w kitlu
lekarskim, ale także patrzeć na nagie kobiety, wyceniać je, sprzedawać.
Ostatecznie nie robił nic złego, kluby ze striptizem w Polsce nie były
nielegalne, ani karalne, ale sutenerstwo już tak. Jednak on nie był sutenerem,
miał tylko lokal ze striptizem i pokojami na górze, coś jakby taki hotel.
Wytłumaczyłam to sobie tak, że mężczyźni tam przychodzący patrzą na tańczące
kobiety, niektórym z nich płacą za seks, a mojemu mężowi płacą za udostępnienie
pokoju, gdzie mogą ten seks uprawiać w godziwych warunkach. Oczywiście z
początku to był dla mnie duży szok, gdy dowiedziałam się o tej drugiej branży,
ale nie byłam zła. Nie miałam o co być zła, w końcu robił to dla nas. Dzięki
temu skończył studia i mógł zapewnić mi i naszym dzieciom odpowiednie nazwisko
i start w dorosłość za sprawą kontaktów z lekarzami i prawnikami. Jednak dzięki
agencji mógł nas utrzymać na bardzo wysokim poziomie, właściwie to niczego nam
nie brakowało pod względem finansowym. Oczywiste, że nie jechaliśmy pięć razy w
roku na wczasy, ani nie mieliśmy złotej wanny, jednak to co posiadaliśmy dla
wielu ludzi i tak byłoby luksusem. I wtedy sobie przypomniałam o problemach z
jakich zwierzył mi się w nocy, będąc półśpiącym. Czułam się zobowiązana do
udzielenia mu pomocy. W końcu był moim mężem, on mi zawsze pomagał, a
przynajmniej się starał.
– Będziesz jechał dzisiaj do
klubu? – zapytałam, gdy ponownie zajął miejsce przy stole naprzeciwko mnie.
– Raczej tak, ale trochę
później.
Napiłam się herbaty, odłożyłam
filiżankę na podstawek i patrzyłam na niego wyczekująco.
– O co chodzi?
– O nic, tylko myślę co z
chłopcami. Myślisz, że Paulina mogłaby z nimi zostać na kilka godzin? – zapytałam.
Paulina była opiekunką naszych
dzieci od niemal samego początku. Ja chodziłam jeszcze do szkoły, pracowałam
gdy tylko nadarzyła się okazja, w końcu nigdy nie chciałam pozostawać całe
życie na utrzymaniu męża.
– A musisz coś załatwić? –
dopytywał.
– Tak.
– To nie wiem, zapytaj jej może.
To nie jej dzień, ale za dodatkowe pieniądze pewnie się zgodzi, zależy jej na
zarobku.
– A nie mógłbyś tak ty się jej
zapytać? Ona za mną nie przepada, a ciebie lubi. Podobasz jej się –
powiedziałam prosząco, zrobiłam nieprzesadnie smutną minkę, kaprawe oczka.
– Poproszę ją, powiem, że to
mnie wypadł dyżur, a ty już jesteś umówiona w kancelarii by posegregować
dokumenty, albo wcisnę inny kit. A dokąd ty się tak właściwie dzisiaj wybierasz.
Jest niedziela? – Oczywiście nie mógł sobie darować tego pytania.
– Na stare śmieci. Odwiedzę
starych znajomych.
– Wiesz jakie mam o nich zdanie?
– Takie jak i ja, ale są mi do
czegoś potrzebni.
– Do czego? – dopytywał.
– Zobaczysz – odpowiedziałam
tajemniczo.
– Nie możesz mi powiedzieć?
– Nie. – Na tym słowie
zakończyliśmy rozmowę. Aleks powrócił do wypełniania jakiś papierzysk, a ja
udałam się na górę do naszej sypialni, by zanurzyć się na kilkanaście minut w
naszej garderobie, dobrać odpowiedni strój. Musiałam pamiętać, że nie idę na salony,
ani do klubu tylko na stare podwórko. Zdecydowałam się na czarne spodnie, trzy
czwarte, materiałowe, opinające moje uda i pośladki. Do tego dobrałam czarną
bluzę z kapturem, taką luźniejszą. Oczywiście białe skarpetki i wygodne obuwie
– te już założyłam w przedpokoju.
– Idziesz biegać? – dopytywał
Aleks. Stanął przede mną, oparł się o ścianę i splótł ręce na piersi. Do tego
ta podejrzana mina. Nienawidziłam u niego tej postawy, ale cóż poradzić? Każdy
mężczyzna miał swoje wady, na każdego był sposób, ale takich drobnostek nie
dało się zmienić, a nawet nie wypadało zmieniać, bo często ingerując w czyjś
charakter i zachowanie, chcąc zmienić to co złe, przynosimy jeszcze więcej zła,
bo zabieramy sporo dobra. Potrzebowałam prawie dwóch lat by to zrozumieć, by
się z tym pogodzić i nauczyć z tym żyć.
– Skądże. Jadę do starych
znajomych, po drodze zrobię zakupy, bo mamy bardzo ograniczone możliwości
obiadowe z produktami jakie posiadamy. Sam makaron, nawet nie ma z czym go
podać. Zakupy będą większe, chce by było mi wygodnie.
– Może wziąć dzieciaki i…
– Niech śpią, poza tym muszę
pogadać z dziewczynami po babsku – wymigałam się raz dwa, zniknęłam za drzwiami
i skierowałam do garażu po mój kabriolet.
– Ty na pewno już możesz
prowadzić!? – krzyknął do mnie mój mąż z tarasu, kiedy właśnie wyjechałam z
garażu i już miałam zamykać dach, bo tego dnia trochę mocniej wiało niż
ostatnio.
– Z pewnością, wytrzeźwiałam
całkowicie! Ale dzięki, że się o mnie troszczysz! – odkrzyknęłam wycofując
jednocześnie. Oczywiście wystarczyłoby gdybym zakończyła zdanie na
„całkowicie”, ale mężczyźni lubią być doceniani, każdy, bez wyjątku. Nie wolno
jednak tego czynić przesadnie, bo się zorientują, na dodatek poczują tym
zmęczeni. Komplementy facetowi trzeba dawkować w odpowiednich ilościach i w
najmniej spodziewanych momentach, tak by poczuli się dumni z tego co zrobili,
ale i dumni ze swojej kobiety, że potrafiła podziękować, docenić, zauważyć taką
drobnostkę.
Amanda dobrze rozegrała, przecie zna jego "instrukcję obsługi". Ale zdwiwił mnie Aleks nie pytają dalej tylko odpuszczając.
OdpowiedzUsuńTak Amanda ma świetnie opanowaną instrukcję obsługi tu się zgadzam.Zawsze była dobrą manipulantką.
OdpowiedzUsuńOpanowała już w 100% jego instrukcje obsługi hehe :)
OdpowiedzUsuńCoraz lepiej jej idzie manipulowanie mężem. Niedługo poradnik "Instrukcja obsługi..."dla innych kobiet będzie gotowy.
OdpowiedzUsuń