Amanda (Magdalena)
Wróciłam do domu, byłam cała
roztrzęsiona, nadal nie mogłam zebrać myśli. Co jeśli widzieli rejestracje?
Jeśli ją zapamiętali? Co jeśli się domyślą, że Tyler ma z tym sporo wspólnego?
– Część, zobacz twoja mamunia
przyszła – takim tekstem przywitał mnie Kamil ze swoim imiennikiem na rękach.
– Cześć Kamilowie – powiedziałam
jak gdyby nigdy nic.
– O, to ty jesteś Kamil. Sorka,
ale jeszcze was dzieciaczki nie odróżnia wujcio – mój brat z wyboru zwrócił się
tymi słowami do mojego trzymiesięcznego synka.
– Kamil, możesz już iść.
Przepraszam, ale lepiej, żeby Olek cię tutaj nie widział – wyjaśniłam
przepraszającym tonem.
– Niestety, już wie, że tu
jestem – oznajmił z bladym uśmiechem.
Od momentu jak Olek dowiedział
się, że Kamil mnie pocałował, a potem ja jego, miał na swojego przyjaciela
jakieś uczulenie. Zamierzałam to naprawić, ale jeszcze nie teraz. Trzeba było
czasu.
– Cudownie, jak się dowiedział?
– zapytałam odwieszając czarną, sportową kurtkę na wieszak.
– Nie wiem, zadzwonił i
zwyczajnie zapytał się co robię w jego domu i czy może prosić żonę do telefonu.
Odpowiedziałem jak należy, szczerze, że cię nie ma, bo musiałaś pilnie wyjść –
Kamil mówił, a ja w tym czasie sięgnęłam do lodówki i w roztrzęsione dłonie
chwyciłam małą butelkę wody mineralnej.
– Spokojnie – Kamil pochwycił
mnie za nadgarstki i spojrzał w oczy. – Jest aż tak zazdrosny?
– Dobrze wiesz, że to nie tylko
zazdrość – nie chciałam robić z Olka potwora, ale też nie chciałam zdradzić
przyjacielowi szczegółów dotyczących mojej i Majki wyprawy.
– Odłożę małego i będę leciał –
oznajmił Kamil, bo temat się jakoś nie kleił, a zresztą sama prosiłam go by
opuścił mój dom przed powrotem Aleksa.
– Kamil, co jeszcze mówił? –
zapytałam i uderzyła we mnie fala gorąca, rozpięłam więc i zdęłam bluzę.
Zrobiłam to kompletnie bez zastanowienia, zapomniałam, że Kamil jest
wzrokowcem.
– Z pewnością nie to. Tym się
akurat nie chwalił. – Wskazał palcem ślad znajdujący się na moim ramieniu.
Przejechał delikatnie po nim, ledwo wyczuwałam opuszki jego palców. – Boli? –
zapytał dotykając mocniej.
– Nie, już nie. Chyba że
naciskasz – rzekłam ze łzami w oczach, otrząsnęłam się jednak po chwili. – To
nie tak, Aleks odrzucił, trafił, nie wiedział, że przechodzę.
– Nie wnikam. A siniak, twoja
matka mi mówiła. W grudniu. Chodziło o mnie?
– Ponoć nie wnikasz! –
naskoczyłam na niego i zamknęłam butelkę z powrotem w lodówce. Uczyniłam tak bo
chciałam choć na moment nie widzieć Kamila, nie czuć na sobie jego wzroku, ale
nadal czułam.
– Za co w takim razie? – zapytał
kiedy ja wciąż stałam tyłem do niego, a wzrok miałam wbity w czerń lodówki. Ta
czerń wydawała mi się taką czarną dziurą, jak moje życie małżeńskie. Taką
dziurą co pochłania i nie puszcza i zawsze jest za późno by zawrócić. Tylko ja
nawet nie chciałam wracać.
– Za nic.
– Spójrz na mnie – polecił.
– Czego chcesz? – zapytałam
niemiło.
– Nie chcę zabierać ci czasu,
ale powiedz czy to przeze mnie. Tylko o tyle proszę, chcę zbyt wiele?
– Tak, chodziło o ciebie.
Przyznałam się.
– Przyznanie nie okazało się
środkiem łagodzącym – zakpił Kamil i zaczął ubierać buty.
– O co ci chodzi? – zapytałam z
nieskrywaną wściekłością.
– O nic, zajmij się obiadem.
Dzwonił też przypomnieć, że na niego wróci, i że jest głodny jak wilk. Nie daj
mu powodu do kolejnego razu.
– Kamil, sam dobrze wiesz, że
Olek nie jest taki – postanowiłam bronić męża.
– A jaki jest? – zapytał
opierając się o komodę i patrząc mi w twarz. Jego oczy znajdowały się tylko
kilka centymetrów wyżej niż moje. Jego twarz była też kilka centymetrów od
mojej.
– Jest opiekuńczy, potrafi
zadbać o mnie i dzieci…
– Materialnie – przerwał mi.
– Nie tylko, kocha nas to widać.
– Po twoim ramieniu szczególnie.
– Zaczęły mnie wkurwiać już jego docinki.
– Olek to człowiek, który mnie
nie zostawił choć znał całą prawdę. Zajął się mną, otoczył opieką, pokochał.
Naprawdę jest dobrym człowiekiem.
– Człowiekiem, który potrafi ci
przylać i to nie mało – stwierdził smutno stojąc już przy drzwiach.
– Mówisz tak jakbyś nigdy
kobiety nie uderzył. Co, żadnej nie dałeś klapsa?
– Masz krwawą, wypukłą pręgę na
ramieniu, nie porównuj tego do klapsa, a twarz miałaś siną nie raz – stwierdził
oschle.
– Kamil…
– Amanda, ten człowiek zrobił ci
pranie mózgu jakieś. Kogo jak kogo, ale ciebie nigdy bym nie podejrzewał, że
staniesz się wzorową kurą domową. Sprzątasz, pierzesz, gotujesz, chodzisz do
szkoły, zajmujesz się dziećmi… – zaczął wyliczać Kamil.
– Olek też się nimi zajmuje, wstaje
po nocach tak samo jak ja, a nawet i częściej.
– Ostatnio sama mówiłaś, że ma
sporo dyżurów.
– To tylko jeszcze dwa tygodnie,
potem wszystko wróci do normy. – Wzięłam w obronę męża nie dlatego, że nim był,
ale dlatego, że naprawdę nie był takim potworem jakim go widział Kamil.
– Czym?
– Co czym? – zapytałam.
– Czym cię skatował ostatnim
razem?
– Niczym mnie nie skatował,
nigdy mnie nie skatował.
– Od czego masz ślad na
ramieniu, bo nie wygląda jak po klapsie. Bardziej bym stawiał na jakiś pejcz,
bicz, może rzemień.
– To nie twoja sprawa! –
warknęłam.
– Nie moja, ale jesteś dla mnie
jak siostra…
– USB – powiedziałam te trzy
literki, a Kamil wbił wzrok w podłogę.
– Czemu nie odejdziesz? Zapewnię
ci lokum, pomogę.
– Kamil, tu nie chodzi o to, że
ja nie mam dokąd odejść. Ja nie chcę od niego odchodzić, rozumiesz to? To z
ręką to był nieszczęśliwy wypadek, nic więcej. Olek nie jest katem, nie jest
sadystą.
– Olek za pół godziny wróci na
obiad. Na razie – tymi słowami zakończył rozmowę i zniknął za drzwiami.
Nie wiedziałam co zrobić, jak
się zachować, jak dalej żyć z tym co dzisiaj słyszałam, z tym co dzisiaj
widziałam i z tym co się działo w moim życiu. Patryk zaczął płakać,
przyciągnęłam więc kołyskę do kuchni i umieściłam go w niej. Kiedy on spokojnie
spał się w niej bujał i podziwiał światełka ja mogłam spokojnie obrać
ziemniaki. Wrzucałam je po kolei obrane do garnka z wodą. Najpierw robiłam to
delikatnie, potem z coraz większą siłą, w końcu woda zaczęła chlapać na
wszystkie strony, a mnie ogarnęła pierw agresja, potem niemoc i bezsilność.
Usiadłam na taborecie w kuchni i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam po cholerę
żalę się nad swoim losem, przecież sama sobie taki zafundowałam. Usłyszałam
otwieranie drzwi. Nie odwróciłam się w ich kierunku, ani nie wybiegłam mu na
przywitanie. Szybko rozwinęłam ręcznik papierowy, który był nad umywalką i
wytarłam oczy od łez, miałam nadzieję, że makijaż się nie rozmazał zbytnio.
– Cześć – powiedział Aleks i
usłyszałam jak siada na krześle. Słyszałam w końcu jak je odsuwał od stołu.
– Hej – odpowiedziałam kładąc
garnek z ziemniakami na palniku.
– Zasnął, odłożę go do łóżeczka
– rzekł, a ja od momentu jak wszedł nawet na niego nie spojrzałam.
– Dobrze – odrzekłam i
usłyszałam jak zamyka drzwi od pokoju chłopców. Później usłyszałam coś jeszcze.
Wyciąganie kluczy z komody i przekręcanie zamka w drzwiach. – Wychodzisz? –
dopytywałam.
– Czemu wziąłeś moje klucze? –
zapytałam patrząc w kierunku drzwi na korytach, ale nie widziałam Olka.
Wiedziałam jednak, że wziął moje klucze, bo tylko ja chowałam je do komody.
– Abyś nie wyszła z domu, nie
wybiegła – poprawił się szybko, a ja nie wiedziałam co jest grane.
– Słuchaj, jeśli chodzi ci o
Kamila, to naprawdę była wyją… – zaczęłam się tłumaczyć panierując jednocześnie
wytłuczone już kotlety. Zawiesiłam jednak głos w momencie gdy rolety opuściły
się, a w kuchni zaczęła panować ciemność.
– Olek, co ty wyprawiasz?! –
krzyknęłam przeczuwając, że to jego sprawka. Na komodzie stał też pilot od
bramy i rolet.
– Staram się zapewnić nam
odrobinę prywatności – odezwał się stojąc za mną tyłem. Czułam jak obejmuje
mnie w pasie. Poczułam jego niewielki zarost na moim policzku. Jego usta
musnęły delikatnie.
– Nie zdjąłeś kurtki? – zapytałam
ze zdziwieniem wyczuwając materiał jaki pokrywa jego ręce i tors.
– Nie, wolę jak to ty mnie
rozbierasz – stwierdził banalnie, ale nad wyraz szczerze. Czułam jak jego usta
zmieniają się w kształt uśmiechu.
–Może byś jednak najpierw zjadł,
ponoć byleś głodny jak wilk.
– Głodny seksu – wyszeptał mi
natarczywie do lewego ucha i liznął jego kawałek językiem. Już miałam coś
powiedzieć, ale znów się odezwał.
– Cały dzień pracowałem i miałem
przed oczami ciebie, to sprawiło, że stałem się głodny erotycznych doznań, a ty
co robiłaś cały dzień? – zapytał nad wyraz poważnie.
– Musiałam wyrwać się do Majki,
dzieci dawały popalić, nie dawałam już rady w domu. Kamil mnie wyręczył. –
Zdecydowałam się choć na część prawdy.
– Nasz przydatny Kamilek. Mówisz
że wyręczył ciebie, kobietę głodną mocnych wrażeń? – zapytał, ale coś w jego
głosie uległo zmianie.
– Olek chyba nie rozumiem. Włącz
światło – poleciłam, bo przeczułam, że jest coś nie tak, że jest jakiś inny,
jakby nie on.
– Cały czas byłaś u Majki? –
dopytywał.
– Tak – odpowiedziałam i za
moment usłyszałam trzask. Poczułam niemiłosierny ból na pośladkach, silny jak
jeszcze nigdy dotąd.
– Oszalałeś!? – warknęłam.
– Nie urządzaj histerii z powodu
jednego klapsa. – Łatwo mu było mówić, bo to nie jemu stanęły łzy w oczach z
bólu, a mnie.
– Co robiłyście? – zadał kolejne
pytanie, a przecież nie tak dawno był całkiem miły i było całkiem sympatycznie,
nie rozumiałam czemu to wszystko ma zmierzać, a najgorsze było to, że
kompletnie nic nie widziałam. Panowały wręcz egipskie ciemności w całym domu, a
może tylko w kuchni i salonie, tu gdzie się znajdowaliśmy.
– Nic wielkiego, damskie ploty –
odpowiedziałam i poczułam kolejny raz na swoich pośladkach tym razem chyba
nawet mocniejszy bo łzy pociekły mi po policzkach mimo woli.
– Nie oburzaj się tylko, bo
powinnaś dostać mocniej – stwierdził oschle.
– Aleks, powiedz mi chociaż za
co – wyszeptałam przez łzy, choć nie czułam strachu, z pewnością nie przed nim,
już prędzej z tego powodu, że po raz kolejny uderzy.
– Za kłamstwo – odpowiedział, a
ja nie wiedziałam o co chodzi, przecież nie mógł wiedzieć gdzie byłam. – Za
narażanie siebie – dodał wręcz napastliwym tonem i chwycił mnie za ramie lewą
dłonią. Prawą błądził chwile po moim ciele, trafił na uda, potem na pośladki. W
końcu przestałam czuć jego dłoń. Stało się tak tylko na moment, na krótką
chwilę, bo potem poczułam pieczenie na całej pupie. Nie wiedziałam, w życiu bym
się nie spodziewała, że siła uderzenia ręką może być tak mocna.
– Olek, proszę, przestań –
wyłkałam.
– A co, boli? – zapytał
sarkastycznie.
– Tak – odpowiedziałam szczerze
i chciałam odstąpić od niego choć na krok, ale wciąż trzymał mnie za ramie.
– Dokąd to, moja mała. Czas na
gwóźdź programu – stwierdził i usłyszałam jak rolety podnoszą się. Pierw
światło padło na podłogę. Dostrzegłam więc, że Aleks ma na sobie zimowe adidasy
w czarnym kolorze. Potem wiedziałam już, że ma dżinsy. Kiedy ujrzałam białą
kurtkę i fioletową bandamę opuszczoną na szyję, a całość dopełniła biała
czapka, ale odwrócona do tyłu daszkiem poczułam się jak w koszmarze.
– To nie możliwe – powiedziałam
patrząc mu w twarz. – Puszczaj mnie – dodałam, ale nie dałam rady się wyrwać z
jego uścisku. Rolety znów się opuściły, a zaraz po tym gdy opadły do końca Olek
pociągnął mnie za sobą, nie wiem w jakim kierunku, ale najwidoczniej do
włącznika, bo światło się zapaliło, ale wcale mi to nie rozjaśniło perspektyw
widzenia.
– Puść mnie – szepnęłam i
poczułam jak uścisk się rozluźnia.
– Zdejmij spodnie – usłyszałam
jego surowy ton, był ostry choć starał się być bez wyrazu
– Co? – zapytałam z
niedowierzaniem.
– To co słyszałaś. Zdejmij –
powiedział i odrzucił czapkę na narożnik.
– Ale… – zaczęłam, jednak
przerwano mi stanowczo.
– Tu nie ma ale. Teraz ja
wymagam czegoś od ciebie, wykonaj więc polecenie.
– Może mam jakieś pytania –
powiedziałam ze łzami w oczach i wciąż czułam się jak w koszmarze. To z
pewnością był sen, to musiał być sen. Przecież tamten facet strzelał, tamten
facet teraz okazał się moim mężem.
– Oczywiście, masz prawo pytać –
stwierdził dobrodziejca jeden krzyżując dłonie na piersi. – Porozmawiamy,
zadasz pytania jakie tylko zechcesz, na każde dam ci jakąś odpowiedź.
Oczywiście szczerą odpowiedź, ale teraz zdejmij spodnie i daj mi czynić moją
powinność – dodał.
– Jaka jest twoja powinność? –
zapytałam drżącym głosem, choć bardzo chciałam by mi nie drżał.
– Sądzę, że jako twój mąż przede
wszystkim powinienem cię chronić, troszczyć się o ciebie, dbać o twoje
bezpieczeństwo, o twoje zdrowie, oraz wybijać ci skutecznie głupoty z głowy.
Sama wiesz co dzisiaj zrobiłaś, gdyby mnie tam nie było, miało mnie tam dzisiaj
nie być. Zginęłabyś – stwierdził oczywiste. To ostatnie mnie więc nie zdziwiło,
ale cały ten monolog o trosce, zdrowiu i bezpieczeństwie był dziwnie
niepokojący.
– Jak się do cholery mam czuć
bezpiecznie, gdy mój mąż lata po mieście z bronią, jeździ samochodem którego w
życiu nie widziałam wcześniej na oczy, a na dodatek strzela do ludzi, do…
– Nie strzelam do ludzi. Zabiłem
psa, psa którego znałem od szczeniaka, był coś jak przyjaciel. Zabiłem bo
zawsze wybrałbym twoje życie, nawet kosztem własnego, więc co tam pies –
przerwał mi tymi słowami.
– Mam czuć wdzięczność i całować
cię po dłoniach bo uratowałeś mi życie? – zapytałam sarkastycznie, nie czułam
już strachu. W końcu był tym samym facetem za które wyszłam, no i nie celował
do mnie z tej swojej broni, to znak, że chce się jednak dogadać, a nie mnie
skrzywdzić.
– Wystarczy, że zdejmiesz
spodnie i podejdziesz do stołu w jadalni.
– W jakim celu? – zapytałam idąc
do tyłu, kiedy on zmierzał w moją stronę.
– Nie znalazłaś się tam
przypadkiem, nie uwierzę, że w styczniu zbierałaś grzybki, albo wybrałaś się z
Majką na spacerek po lasku.
– I co z tego? – zapytałam
stając na chwile w miejscu bo i on stanął.
– To z tego, że mogłaś zginąć.
Mnie uczynić wdowcem, a dzieci pół sierotami. Czy to nie ma dla ciebie żadnego
znaczenia? Tylko mi nie kłam w oczy, że nie wiedziałaś o tym, że to
niebezpieczne. Na sto procent wiedziałaś, że to nie należy do serii ciasteczka
i herbatka u ciotki klotki.
– Nie…
– Co nie? Co nie ci się pytam? –
zapytał i zbliżył się do mnie. Moje plecy dotknęły stołu. – Chcesz to
przeciągać w nieskończoność? – zadał kolejne pytanie, a ja pokiwałam twierdząco
głową. Uśmiechnął się jakoś tak smutno, zdjął kurtkę i powiesił na krześle.
– Amanda, wszystko ci wyjaśnię
odnośnie tego, że tam byłem, odnośnie tego co zrobiłem, ale pierw to ty
poniesiesz konsekwencje nie tyle swojego zachowania, co swojej głupoty. Moja
żona nie będzie idiotką co się naraża bo Majeczki braciszek ma taki kaprys.
– Skąd to wiesz? – zapytałam.
– Wystarczy przeciętne IQ by się
domyślić, że żadna z was nie szukała tam zysków, frajdy, ani nie znalazła się
przypadkiem. Tylko Tyler miał w tym zysk – odpowiedział.
– Ja tylko towarzyszyłam
przyjaciółce.
– Nie wiedziałaś w czym? Nie
wiedziałaś, że to niebezpieczne? Spójrz mi w oczy do cholery jasnej i odpowiedz
szczerze – ostatnie zdanie powiedział ostrzejszym tonem i chwycił mój podbródek
w dwa palce po czym zabrał dłoń, a ja z powrotem wejrzałam na swoje buty.
– Dlaczego nie odpowiesz? Mam
powtórzyć pytanie? – tym razem zapytał nad wyraz spokojnie.
– Wiedziałam – odpowiedziałam
cicho.
– Co proszę? – dopytywał.
– Wiedziałam.
– Co takiego wiedziałaś Amando?
– wypytywał dalej.
– Że to niebezpieczne, że to
takie tajne…
– Takie tajne! – powiedział
ostrym tonem, takim zdartym głosem. – Nie żyjemy w serialu, ani nie gramy w
filmie kryminalnym. Jak by cię ktoś odstrzelił to byś nie zagrała w innym! –
krzyknął, a ja poczułam że drgają mi mięśnie ramion, jakoś tak bez woli. Po
moich policzkach popłynęły kolejne łzy tego dnia.
– Nie wzruszysz mnie, nie
zmienisz mojej decyzji. Jeśli teraz nie dostaniesz, to za kolejnym razem znów
pod wpływem Majki i jej bracholka zrobisz coś równie bezmyślnego,
niebezpiecznego i dojdzie do większej tragedii niż śmierć zwierzaka. Zdejmij
więc spodnie i nie dyskutuj.
– To ty powinieneś się
tłumaczyć, nie ja. Czemu ja mam dostać skoro ty tez tam byłeś? – zapytałam
przez łzy patrząc mu prosto w oczy.
– Bo ja akurat byłem tam
chcianym gościem i mi z ich strony nie groziło żadne niebezpieczeństwo.
Zdejmuj.
– Ale musisz… – zaczęłam
niepewnie.
– Muszę. Amanda dalej, żadnego
wyroku nie da się odraczać w nieskończoność.
– Aleks, ale nie musisz mnie
bić. Zrozumiałam, zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam nie tak. Stało się tak
bo mi to wyjaśniłeś, ale też dlatego, że. Też dlatego, że ja sama się dziś
przestraszyłam.
– Też się przestraszyłem i to
nie na żarty. Dlatego pierwsze co uczyniłem po powrocie to cię przytuliłem.
Skończ już polemizować i uczyń co prosiłem.
Nie wiedziałam co zrobić. Mogłam
być wściekła, okazać tą wściekłość. Mogłam wybuchnąć, obłożyć go pięściami, dać
w pysk i nawymyślać mu od bandziorów, gangusów. Jednak nigdy wcześniej to do
niczego dobrego nie doprowadziło. Było tylko gorzej. Albo wynikała z tego
kłótnia gigantyczna, albo było gorzej dla mnie. Zresztą Olek nie wydawał mi się
teraz niebezpieczny, wręcz przeciwnie czułam się bezpiecznie jak nigdy dotąd.
Uratował mi życiem, kosztem psa, którego znał od szczeniaka. Gdyby musiał
zapewne postawiłby się tym wszystkim złym ludziom byleby mi nic nie było.
Martwił się, troszczył, ale czy był dobry?
– Naprawdę nie chcę cię
poganiać, ale zapytam tak z ciekawości ile czasu jeszcze ci trzeba by odpiąć
zamek dżinsów i je zdjąć, albo zsunąć przynajmniej do połowy?
– Wieczność – odpowiedziałam
szeptem, ale nie było to wynikiem tego, że szeptałam, bardziej zaschniętego
gardła.
– Ja bym cię dziewczyno na
lekcji do toalety bał się wypuścić, skoro godzinę czasu zdejmujesz dżinsy, to
zapewne drugą godzinę majtki, więc już miałabyś dwa okienka do
usprawiedliwienia – powiedział cynicznie.
– Nie drwij, proszę. – Starałam
się powstrzymać kolejne łzy, uniosłam głowę do góry by z powrotem wpłynęły do
oczu, ale nic to nie dało. Chwyciłam za brzeg swoich spodni i odpięłam guzik. Olek
w tym czasie podszedł do kuchenki i wyłączył palnik na którym gotowały się
ziemniaki.
– Aż tak się boisz? – zapytał
nagle. Takiego pytania się nawet nie spodziewałam. – Bo nie powinnaś. Kobieta,
która sama ładuje się w kłopoty, rządna wrażeń, bólu i cierpienia nie powinna
się bać kilku klapsów.
– Nie chcę bólu i cierpienia –
stwierdziłam rozpinając zamek, co zajęło mi co najmniej minutę.
– Jednak weszłaś do jaskini lwa
na własne życzenie – stwierdził siadając na krześle okrakiem.
Zapadła niezręczna cisza, ta
cisza huczała w mojej głowie echem i takim harmidrem, którego nie mogłam
znieść. Prosiłam w myślach o cokolwiek, o jakiś cud. O to by przyszli
niezapowiedziani goście, o płacz któregoś z moich dzieci, o telefon do Aleksa
ze szpitala z jakimś nagłym przypadkiem. Minęło kilkanaście minut, ale nic
takiego się nie stało, nic nie miało ochoty mnie wybawić z opresji. Olek wciąż
siedział okrakiem na krześle, właściwie to już na nim leżał. Głowę miał bowiem
wygodnie ułożoną na swoich rękach, które idealnie robiły mu za poduszkę, która
znajdowała się na oparciu.
– Nie potrafię – powiedziałam
nagle, ale sama nie uwierzyłam, że wymówiłam to na złość.
– Potrafisz, poza tym nie
odpuszczę ci. Nie tym razem – usłyszałam w odpowiedzi. Zerknęłam na niego. –
Nawet się tak nie patrz, nie odpuszczę. Koniec i kropka. Możemy tak nawet
czekać do wieczora, w końcu zechcesz to mieć wreszcie za sobą.
– Nie zechcę – wyszeptałam.
Wiedziałam, że nie zdejmę tych spodni, że ich nawet nie zsunę, bo w ciągu
ostatnich pięciu minut próbowałam setki razy, a jednak zawsze zatrzymałam się
gdy moje dłonie dotykały materiału i ciągnęły go już delikatnie w dół.
Znów nastąpiła ta niezręczna
cisza. Słyszałam dokładnie czas, uciekający czas. Każdą sekundę akcentowało
tyknięcie wskazówki zegara, a ja uznałam, że to jest nie do wytrzymania.
– Aleks, nie potrafię. Naprawdę
nie umiem tego zrobić. Nie ważne jak bardzo chcę, czy jak bardzo wiem, że
zasłużyłam. Po prostu nie i już.
– Dlaczego nie potrafisz skoro
wiesz, że zasługujesz na to lanie?
– Bo nie, bo to tak samo jakbym
wiedziała że zasługuje na śmierć i nie chciała jednocześnie włożyć głowy pod
gilotynę.
– Porównujesz śmierć do kilku
klapsów. Jednak interesuje mnie coś innego użyłaś słowa „nie chciała”, a nie
„nie mogła”, czy „nie potrafiła”. To znaczy, że potrafisz tylko nie chcesz.
– Nie potrafię, nie chcę, nie
mogę – powiedziałam płacząc i odsunęłam sobie krzesło, usiadłam na nim i
oparłam łokieć o stół, a twarz ukryłam w dłoni.
– Nie odpuszczę – usłyszałam w
odpowiedzi na swój lament. – Boisz się, że zrobię ci krzywdę?
– Nie, nie boję się tego –
odpowiedziałam.
– No to czego się tak boisz?
Bólu? Upokorzenia? Łez? Nagości?
– Nie… nie wiem – odpowiedziałam wciąż płacząc.
– Wstań – usłyszałam, ale nie
wykonałam jego polecenia. – Po prostu wstań, proszę.
Wstałam i dostrzegłam, że on
robi to samo. Teraz miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam co się dzieje.
– Nie zapinaj dżinsów. – Jego
słowa dotarły do mnie echem, czułam się jakbym była otumaniona. Może po prostu
byłam zmęczona płaczem i całą tą sytuacją. – Odwróć się tyłem do mnie –
powiedział stając już za mną, ale ja jednak byłam do niego odwrócona nadal
bokiem.
– Amanda proszę, nie ma sensu
się teraz zapierać, że nie. Sama przyznałaś, że zasługujesz na to manto, więc
nie utrudniaj. Nie jesteś w stanie opuścić spodni, jestem wstanie to zrozumieć.
Jeśli nie przemogłaś się przez pół godziny to już raczej się nie przemożesz.
Uczyniłam jak prosił, odwróciłam
się do niego plecami. Dziwnie poczułam się widzem całej tej sytuacji. Całe
wydarzenie jakby przechodziło obok mnie. Poczułam strach, jakiś taki
niewyobrażalny strach przed tym co nastąpi. Poczułam jego dłonie na moich
ramionach. To te ramiona poruszały się gdy spazmatycznie nabierałam powietrza
przez łzy.
– Uspokój się, spokojnie – rzekł
delikatnym, wręcz subtelnym tonem sunąc po moich ramionach w dół i w górę.
– Nic ci nie grozi, przy mnie
jesteś bezpieczna – dodał spokojnie, wręcz szeptem.
Starałam się uspokoić, nie na
jego rozkaz, ale pod jego wpływem. Nie krzyczał, nie szarpał, nie bił. Stał po
prostu z tyłu i masował moje ramiona. Rysował na nich kółka dwoma palcami,
potem znowu pocierał. Podał mi chusteczkę. Wytarłam oczy i nie wiedziałam jak
się zachować. Instynktownie odwróciłam się do niego twarzą i wtuliłam w jego
ramiona, wręcz w nie wpadłam. Poplamiłam jego biały podkoszulek swoim
namoczonym fluidem i tuszem do rzęs. Objął mnie ramieniem, właściwie to dwoma
ramionami, poczułam jego ciepło,
usłyszałam bicie jego serca, byłam bezpieczna. Paradoksalnie czułam się
bezpieczna w ramionach człowieka, który niejednokrotnie mnie uderzył, nie
jednokrotnie mną szarpnął, czy potrząsnął, nieraz zwrócił uwagę ostrzejszym
tonem. Poczułam, że nic mi nie grozi nawet teraz kiedy godzinę wcześniej
widziałam go z bronią w towarzystwie jakiś bandziorów.
– Amanda, kochanie – mówił
głaskając mnie po głowie, ogarnął mi jeden z kosmyków za ucho. – Kocham cię,
naprawdę – rzekł muskając swoimi wargami moje czoło.
– Sama sobie to utrudniasz moim
skromnym zdaniem – stwierdził nagle. – Jeśli jednak teraz czujesz, że właśnie
tego potrzebujesz to możemy usiąść, mogę cię tulić w ramionach godzinami, ale
podjętej przeze mnie decyzji nie cofniesz – dodał smutno, jakoś tak dziwnie
smutniej niż mogłam się po nim spodziewać.
– Nie lubię cię bić, nie lubię
być dla ciebie ostry, nienawidzę być konsekwentnym. Uwierz, że nie sprawia mi
to żadnej frajdy, daje zero satysfakcji i ani trochę nie jest przyjemne, ale
muszę czasem taki być. Jeśli dziś ci odpuszczę. Naprawdę z chęcią bym odpuścił.
Najchętniej teraz powiedziałbym ci, że nie było sprawy i zasiadł z tobą w ciszy
do obiadu, nawet sam go dokończył przygotowywać, ale nie mogę. Najzwyczajniej w
świecie nie mogę, bo jeśli potem przydarzyłoby ci się coś złego przez podobną
akcje jak ta dzisiejsza, całe życie bym nie mógł spojrzeć na własną twarz w
lustrze, miałbym cholerne wyrzuty sumienia z powodu tego, że dzisiejszego dnia
odpuściłem i nie byłem surowy.
– Nie zrobię już nic takiego,
przysięgam – powiedziałam dalej płacząc.
– Być może, ale wolę mieć nieco
więcej pewności niż na samo słowo.
– Nie wierzysz mi – wyłkałam w
jego już przemoczoną koszulkę.
– Wierzę, że teraz mówisz
prawdę. Wierzę, że w obecnej chwili w nią wierzysz, ale tak samo było z
telefonem, albo raczej z jego brakiem. Dopóki nie dostałaś, dopóty nie nosiłaś
go przy dupie i nie odbierałaś, nieprawdaż?
– No, ale teraz będzie inaczej…
obie…
– Masz racje, będzie inaczej, bo
nie będzie ani piątej, ani czwartej, ani nawet kolejnej okazji by to sprawdzić.
Po prostu nie ma kolejnej szansy, uprzedzałem od samego początku, że nie
odpuszczę.
– Zacznę się ciebie bać. – Nie
wiem czemu to powiedziałam, samo wypłynęło z moich ust.
– Dostałaś ode mnie lanie nie
raz i nie dwa, a teraz szukasz ukojenia i schronienia w moich ramionach. Jeśli
autentycznie byś się mnie bała to uciekałabyś gdzie pieprz rośnie, a nie
jeszcze mnie tuliła i łkała przy mnie. No chyba, że znowu grasz, ale nie sądzę.
Tym razem to nie jest teatrzyk, co nie? Tym razem łzy są prawdziwe, zgadza się?
– Eheś – odpowiedziałam.
– Mogę ci zagwarantować, że
więcej tych łez wylałaś przez całą rozmowę i przy tym wzbranianiu się od kary
niż wypłaczesz podczas jej wymierzania.
– Okay – rzekłam smutno i wcale
nie zabrzmiało to pewnie, ale odkleiłam się od jego torsu, wydostałam z jego
ramion. Zerknęłam jeszcze na jego koszulkę całą umazaną od mojego makijażu, po
czym odwróciłam się do niego tyłem.
– Oprzyj się dłońmi o stół –
usłyszałam jasne polecenie, krótkie i stanowcze za razem.
– Widzisz jaka jesteś dzielna –
rzekł gdy moje dłonie spotkały się z zimnym drewnem.
Poczułam jak unosi moją bluzkę,
jak sięga pod nią. Jego ciepłe dłonie dotknęły moich bioder, kciuki znalazły
się pod materiałem spodni i delikatnie zaczął zsuwać pierw prawą stronę potem
lewą. W końcu poczułam, że nic nie okrywa moim pośladków prócz cienkich,
obcisłych bokserków. Spodnie czułam, że zatrzymały się na kolanach.
– Może tak dla zasady
zapytam..., albo nie. Ty dobrze wiesz za co dostaniesz.
Po chwili poczułam podmuch
powietrza, usłyszałam trzask. Dopiero potem nastąpiło pieczenie. Scenariusz się
powtórzył i pieczenie nasiliło się na tyle, że ugięły się pode mną kolana.
Poczułam Aleksa rękę pod moim brzuchem, a jego dłoń na żebrach, w ten sposób
trzymał mnie wyjątkowo pewnie, tak że nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Przez
chwilę wszystko ustało, stanęło w miejscu. Zacisnęłam pośladki jakby
samoistnie, być może ze strachu przed kolejnym uderzeniem.
– Bardziej zaboli jeśli napinasz
mięśnie – usłyszałam.
– I tak boli. Możesz szybciej? –
zapytałam.
– Rozumiem twoją chęć, to że
chcesz mieć to już za sobą, ale niestety nie mogę szybciej. Chce byś wszystko
sobie dogłębnie przemyślała, byś to odczuła. Nie zaciskaj jednak mięśni bo
wyjdą siniaki i będzie boleć kilka dni, no dzień przynajmniej. Ja tego nie
chcę. Masz to odczuć teraz, w tym momencie, a nie mieć problemy z tym by usiąść
na tyłku kilka godzin, albo nawet dób.
Jego monolog doszedł do moich
uszu, ale nic nie odpowiedziałam. Za chwile poczułam razy na drugim moim
pośladku, były tylko dwa, ale zapiekło niemiłosiernie. Potem przyszedł ból, ból
który się nasilał z każdym kolejnym uderzeniem. Aleks bił wolno, bez metody.
Czasem pod rząd w jeden pośladek, czasem na zmianę. Jednak na każde z uderzeń
musiałam czekać co najmniej minutę. Wyjątkiem było, że uderzał dwa razy pod
rząd, ale kiedy to robił zawsze towarzyszyły temu słowa: „nie wierć się”, albo
„nie uginaj kolan”.
– Siedemnaście – usłyszałam
nagle z jego ust. Przez chwilę zastanawiałam się czy wymierzył mi siedemnaście
klapsów i miałam nadzieję, że liczy do okrągłej dwudziestki co najwyżej. Kiedy
jednak poczułam czwartego klapsa po tej siedemnastce przeraziłam się, że może
chodziło mu o to, że jeszcze siedemnaście.
Moje łzy w moich uszach bębniły
kiedy tylko nie rozlegał się trzask uderzenia. Kapały bowiem na stół. Z
początku było ich niewiele, teraz jednak nie było takiej sekundy by nie
spadały.
– Nie wierć się – usłyszałam
ostrzejszym tonem niż wcześniejsze upomnienia i zdałam sobie sprawę, że tym
razem naprawdę się wiercę, że prawie się wyrywam. Uderzenie jednak długo nie
spadało. Miałam nadzieję, że to już koniec, że serce mu się kraje na tyle by
przestać. Przecież musiał dostrzegać to, że cierpię, to że naprawdę mnie boli.
Widział doskonale, że nie udawałam.
Po chwili poczułam kilka
uderzeń, silnych i na przemian raz w jedną połowę pupy, raz w drugą. Te razy były
silniejsze od poprzednich, dużo silniejsze.
– Jeśli jeszcze raz zrobisz coś równie głupiego
– zaczął Olek, ale głos mu się dziwnie łamał, jakby sam powstrzymywał się od
płaczu – to każde z tych trzydziestu razy zaboli jak ten ostatni – dokończył, a
ja po chwili na własnej skórze poczułam co miał na myśli. To uderzenie
sprawiło, ze ręce sunęły po blacie do przodu, bo pod siłą uderzenia poleciałam
do przodu i gdyby nie jego ręka pod moim brzuchem wylądowałabym na ziemi, albo
wbiła się w ten stół.
– Nie jestem sadystą, nie chce
być twoim katem, ale nie chcę cię też stracić przez jakąś głupotę, ani przez to
że znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. – Podniósł
mnie do pozycji wyprostowanej, spojrzał w moje oczy, a mój wzrok odbiegł gdzieś
w bok. – Zbędnym jest pytanie za co dostałaś i czy zrozumiałaś. Podciągnij
spodnie, ja zajrzę do dzieci – dodał.
Stałam tak jeszcze chwilę, a
potem nachyliłam się i pociągnęłam dżinsy za szlufki. Poczułam jakby były za
małe o pół, albo co najmniej o jedną trzecią rozmiaru.
– Mówiłem nie napinaj mięśni bo
będą siniaki, a co za tym idzie też opuchlizna – powiedział głos za moimi
plecami.
– To o opuchliźnie akurat sobie
darowałeś – rzuciłam opryskliwie i nawet na niego nie spojrzałam, byłam zbyt
zajęta zapinaniem spodni.
– Ej, żono ty moja. Co jest? –
zapytał stojąc już przede mną. – Dlaczego jesteś opryskliwa? Poczułaś się
niesłusznie ukarana? Skrzywdzona tą karą? – dopytywał.
– Po prostu boli –
odpowiedziałam wciąż unikając jego spojrzenia. Wolałam patrzeć na jego klatkę
piersiową schowaną pod wciąż tą samą umorusaną koszulką. Dostrzegałam jak się
unosi i opada pod wpływem oddechu. Nie potrafiłam jednak unieść głowy o te
kilka centymetrów i pozwolić by nasze spojrzenia się spotkały.
– Wiem, taki był cel miedzy
innymi. Gdybym jednak miał dar jasnowidzenia to nigdy nie pozwoliłbym ci się
tam znaleźć, upomniał cię przed tym ostro, może nawet dał kilka klapsów, ale
nigdy nie pozwoliłbym ci się narazić. Co za tym idzie nie zbił aż tak dotkliwie
w obawie przed kolejną taką akcją. Wiem, że boli. Uwierz, że jestem w stanie
sobie wyobrazić jak bardzo, ale uwierz w to, że mnie również nie jest obojętne
i w pewnym, choć innym sensie mnie też to zabolało.
– Wierzę – spojrzałam na niego
pierwszy raz po tym wszystkim, zobaczyłam, że ma zaczerwienione oczy, że się
szklą jakby miał zaraz płakać. – Kocham cię – wyszeptałam bez przekonania,
jakoś tak niepewnie choć byłam tego w tym momencie w stu procentach pewna.
– Cieszy mnie to, bo ja ciebie
też. Chciałbym jednak wiedzieć czy nie czujesz się skrzywdzona, jakoś
szczególnie tym dotknięta – odrzekł.
– Tym, że kochasz? – zapytałam
naiwnie.
– Tym, że wlałem. Słusznie bo
słusznie, ale jednak lanie dostałaś.
– Nie, jest ok – odpowiedziałam
niepewnie.
– Czyli te trzydzieści klapsów
nie będzie powodem wizyty u prawnika i dowodem przeciwko mnie na naszej sprawie
rozwodowej? – zapytał z lekkim uśmiechem, ale jednak smutek promieniował w tych
słowach.
– Nie będzie rozwodu –
powiedziałam pewnie.
– W takim razie się cieszę. Ja
dokończę obiad – zaproponował, a ja nie mogłam pogodzić się z jednym. Nawet
nie, że nie mogłam się pogodzić, ale po prostu nie potrafiłam zrozumieć jak
szybko on przeszedł po tych wydarzeniach do porządku dziennego. Patrzyłam z
podziwem jak na nowo wbił się w normalny tryb naszego życia.
– Mieliśmy porozmawiać –
przypomniałam Aleksowi siadając na krześle. Myślałam, że poczuje silniejszy
ból, ale jednak tak się nie stało i siedzenie nie sprawiało mi jakiś
szczególnych trudności.
– Wiem, przy objedzie, dobrze?
Czy wolisz przed? – zapytał.
– Co się odwlecze to nie
uciecze. Możemy przy objedzie. Będziesz szczery?
– Będzie trudno, ale będę. Jeśli
po wszystkim będziesz chciała mi strzelić w pysk to zrozumiem, ale jeśli
podczas to pamiętaj, że to przeszłość, a ja cię za przeszłość nigdy nie
uderzyłem. No przynajmniej nie za tak odległą – ostatnie zdanie dodał
pośpiesznie bo chciałam już powiedzieć, że właściwie teraźniejszość jest
złudna, bo zanim sobie zdamy sprawę z tego co tu i teraz to staje się już
przeszłością w przeciągu jednej setnej sekundy.
– Dobrze, wysłucham do końca –
rzekłam do mężczyzny, który układał kotlety na rozgrzanej patelni i na nowo
sprawił, że ziemniaki zaczęły się gotować.
– Długo śpią – powiedział i
spojrzał w stronę zamkniętych drzwi, za którymi znajdowali się nasi synowie. Na
wszelki wypadek mieliśmy elektroniczną nianię z kamerką i głośnikiem.
– O tej porze zawsze śpią tak z
dwie godzinki co najmniej, potem jedzą i znowu drzemią, a później to się budzą
i lubią towarzystwo – odrzekłam.
– Jesteś smutna – stwierdził
nakładając jedzenie na talerze.
– Nie jestem.
– Jesteś, bo widzę. – Aleks
okazał się po raz kolejny tego dnia nieustępliwy.
– Może odrobinkę, ale to nie
twoja wina. Po prostu…
– Rozumiem – przerwał mi tymi
słowami.
– Nie jestem zła na ciebie. Na
siebie, owszem. Na sytuacje zaistniałą i wcześniejszą, także, ale nie na
ciebie. Ty akurat zachowałeś się ekstra, tak jak powinieneś.
– Jedz, musisz mieć siłę mnie
opieprzyć za… no właśnie, pytaj – powiedział z uśmiechem podając mi sztućce i
siadając naprzeciw mnie.
Nie dziwię się,że Aleks się wkurzył.Zastanawia mnie jakie pytania Amanda zada i jak zareaguje na jego przeszłość.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Amanda dowie się już całej prawdy. Może uda jej się kiedyś przełamać podczas lania. Czas pokaże ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, jakich informacji udzieli Amandzie Aleksander...
OdpowiedzUsuńZ pewnością nie powie wszystkiego i nie powie za wiele...
Te jego ciągłe tajemnice.
Skoro dziewczyny mogły usłyszeć rozmowy, to dlaczego Amanda nie rozpoznała swojego męża? Lanie, owsem było zasłużone, i chyba pierwszy raz obyło się bez awantur i buntów...
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnej części i wyjaśnień Aleksa..
A.
A wg mnie nie było tak do końca zasłużone. Olek tez tam byl ,ciagle cos przed nia ukrywa,zreszta widział,że jest przestraszona tym wszystkim to po co ja ukarał. Wkurzył mnie tu też Kamil,nie jest swiety w stosunku do kobiet,a tak naskakuje na Olka
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, ile jeszcze będzie części w tej serii?:)
OdpowiedzUsuńA.
Tą część czytałam już wcześniej , ale miło do niej powrócić. Też jestem ciekawa co Aleks powie Amandzie. Wydaje mi się ,że nie powie wszystkiego. Nie mogę doczekać się następnej części. Maggie.
OdpowiedzUsuńAmanda przegięła, mogło jej się coś stać, Nie rozumiem jej postepowania, chciała pomóc przyjaciółce? Chyba nie do końca, myślę, że bardziej była ciekawa i brakowało jej adrenaliny, bo jak sama przyznała Olkowi, wiedziała po co tam jedzie, wiedziała, "że to niebezpieczne, że to takie tajne", a jednak się nie zawahała i sama wlazła w paszczę lwa.
OdpowiedzUsuńOlka poniosło, chyba przeraził się jak jeszcze nigdy. Ale nie musiał jej aż tak karać, myślę, że Amanda i bez tego lania zrozumiała swoją głupotę.
Aleks naprawdę stał się stanowczy i konsekwentny.Uważam tak jak w komentarzach wyżej,że Olek nie powie Amandzie całej prawdy.On po prostu dawkuje jej stopniowo tą swoją przeszłość.W sumie nawet dobrze.Gdyby powiedział Amandzie od razu wszystko myślę,że nie potrafiła by tak łatwo zaakceptować jego dawnego życia.
OdpowiedzUsuńA ja taka pewna nie jestem. Szczerość w związku to podstawa. Kolo ciągle coś ukrywa, a potem dziwi się ciekawości żony i ją pierze. Jak u pieprzonego Christiana Greya, co w dzieciństwie był wykorzystywany seksualnie, to teraz taki biedny, że musi bić Anę!
OdpowiedzUsuń