czwartek, 30 stycznia 2014

Część 263 - Pewnego razu Jezus zamienił wodę w wino...




Narracja (Bartosz)

Dwudziesta godzina, czas kolacji w domach większości. Tego oto dnia Robert układał na stole podkładki pod gorące naczynia, Tobiasz sztućce, a mały Mikołaj chodził w koło stołu nie wiedząc co ma robić, bo nic mu nie nakazano, ale postanowił solidarnie znajdować się tam gdzie większość.
– Magda, może ja ci w czymś pomogę – zapytał się swojej bratowej Nikodem. Wyłączył nawet telewizor na znak, że nic nie przykuło jego uwagi.
– No jeśli możesz to zapiekankę wyjmij z piekarnika. Tylko rękawicy użyj, a nie tak jak twój brat, łapy poparzył.
Jak to zwykle w życiu bywa, gdzie o wilku mowa, tam wilk tuż, tuż. No i wilk się pojawił. Wkroczył do domu pewnym krokiem, zmierzwił Robertowi włosy i położył wino na stół.
– No toś się brat szarpnął. Włoskie?
– Hiszpańskie szczylu – odpowiedział Jakub.
– Że ja niby jestem szczylem, że ja? Ty ze mną na rękę nawet w snach nie wygrasz.
– Bo nie będę podejmował głupich wyzwań.
– Bo mierzysz siły na zamiary – pocisnął Kubie Nikodem i uśmiechnął się złowieszczo.
– Że niby ja cię nie pokonam, ty chcesz to zasugerować? Magda ty słyszałaś gówniarza?
– Szczerze to wiesz, ty żadnych sportów nie uprawiasz, lata też Kuba lecą, ja bym jednak zasiadła do kolacji. – Zaśmiała się delikatnie.
– To ty tak w męża wierzysz? – zapytał z udawaną pretensją, bo wiedział, że żona żartuje. – Siadaj naprzeciwko. Robert, weź te talerze z powrotem.
– No kurde, a tyle się naukładałem – zamarudził mały, ale kiedy Tobiasz rzucił hasło „zakłady, zakłady” podłapał bakcyla, uśmiechnął się i wykrzyknął: – Stawiam na Nikiego!
– Ja na tatę.
– To piątak? – zapytał Robert.
– Piątak, to tak w chrzestnego wierzysz? – rzucił pretensjonalnym tonem Nikodem i zaczął podciągać rękawy bluzy. Jakub swoją koszule zdjął i został w samym t-shircie.
– Dycha – podpuszczał brata Tobiasz.
– Dobra – przystał Robi, wyciągnął zmięte dziesięć złotych ze swoich dżinsowych ogrodniczek i położył na stół. Tobiasz obok tej dychy położył dwie monety o nominale pięciozłotowym.
– Słuchajcie, to wstyd po prostu. Dzieci pastora, dom pastora i jaskinia hazardu. Wy dorośnijcie w końcu – rzekła Magda i położyła sałatkę na stole.
– Ja nie mogę dorosnąć, sama mówiłaś bym za wceśnie nie dorastał – przypomniał matce Robert.
Panowie w tym czasie przymierzyli się do walki jakby byli na jakieś ważnej olimpiadzie. Cały pojedynek trwał pięć sekund. Ręka Nikiego uderzyła o blat stołu.
– Nie tak mocno, Kuba! – zwróciła mu uwagę żona.
– Sam się prosił – wybronił się Jakub, a Nikodem zaczął pocierać obolałą pięść.
– Wygrałem! – zatriumfował Tobiasz i zgarnął pieniądze ze stołu.
– No ale mamo, on zabrał moje pieniądze.
– Oddaj mu to, przecież to dziecko jest – odpowiedział Kuba.
– Ale sam się założył – bronił swojego zdania Tobi.
– Starszy jesteś czy nie.
– A to moja wina, że jestem starszy? Było trzeba mnie ostatniego do życia powołać.
– No tato, on mi nie chce oddać! – niemal płakał Robert.
– Kuba zrób coś, bo…
– Bo co? – zapytał się żony zakładając koszule. Nikodem też opuścił rękawy bluzy.
– Bo to wszystko przez was.
– Ja mam rozwiązanie – zaoferował się Niko. – Dajcie mi na moment te dwie dychy.
– No i co zrobisz? – dopytywał Tobiasz. – Oddasz mu?
– Nie, nie oddam. Daj a się przekonasz co zrobię.
Wszyscy patrzyli na osiemnastolatka. Nawet Tobiasz zaufał wujkowi i położył na jego dłonie przyczynę sporu.
– Miki, Mikuś, chodź do wujka. Dostaniesz prezent. – Nikodem wsunął chłopcu do spodni dresowych banknot i monety, potem zapiął zamek kieszonki i odprawił małego. – No co się patrzycie, jedyny mądry, bo się nie zakładał, jakaś nagroda mu się za to należy.
– Ale to nie sprawiedliwe! – krzyknął Robert.
– To szczylu przez ciebie, pierw się zakładasz, a potem „mamo, mamo”. Kapuś i mięczak…
– Ej, ej, trochę cię w słowach chłopie ponosi. Siadajmy już do tego stołu i jedzmy.
– To było niesprawiedliwe – naburmuszył się Robi.
– A moim zdaniem to było bardzo sprawiedliwe – wtrąciła się Magda. – Może dzięki takiej nauczce na hazardzistów nie wyrośniecie, debetów i długów nie narobicie, rodziny założycie i domu w ruletkę nie puścicie.
– W dupie mam taką sprawiedliwość – wypowiedział swoje zdanie Tobiasz.
– Ej, bo zaraz z tej kuchni wylecisz – zwrócił synowi uwagę Jakub.
Dziesięciolatek nic nie odpowiedział tylko usiadł na miejscu bez słowa, ostentacyjnie szurnął krzesłem i przy obu tych czynnościach perfidnie utrzymywał z ojcem kontakt wzrokowy.
– Wybrałeś synku milczeć? – zdziwił się Kuba.
– Straciłem już śniadanie i obiad, nie chce stracić kolacji, muszę czasami coś jeść, ojcze.
Nikodem się nie powstrzymał i zaśmiał. Spojrzał na Jakuba.
– Co ty bracie, dzieci głodzisz?
– Jakoś reagować muszę, a lać ich nie chcę. Żadnego jeszcze ni razu nie uderzyłem i niech tak zostanie lepiej.
– Czy teraz już możemy jeść? – zapytała Magda wsadzając Mikiego do fotelika.
– Możemy, a gdzie Gabryśka?
– U koleżanki na noc – odpowiedziała mężowi Magdalena.
– To ja podam kieliszki – zaoferował się Kuba.
– Tylko o mnie nie zapomni – przypomniał o swojej obecności Niko.
– Czyś ty z byka zszedł? – zapytał się Jakub stojąc już przy szafce z dwoma kieliszkami w dłoni. Podszedł do stołu, otworzył wino.
– Spadł się mówi – wtrąciła się z opóźnieniem Magda. – Z byka spadł – wyjaśniła wszystkim obecnym.
– Osiemnaście lat mam – dalej głosił swoje Nikodem.
– Ojciec ci pozwala pić do kolacji? – zapytał się starszy Norman tego młodszego.
– Osiemnaście autentycznie ma – przyznała racje szwagrowi bratowa.
– Dobrze, naleje ci. Przynajmniej się czegoś porządnego napijesz, a nie tego co wy tam chlejecie na tych waszych imprezach. – Kuba pofatygował się po trzeci kieliszek i już miał nalewać gdy Tobiasz się wtrącił.
– A ja? No jak on może to ja też. Jestem bliżej dorosły niż niemowlęcy! – uniósł się.
– Nie no, synku, ty to jednak jesteś trochę za młody – odpowiedziała Magda swojemu pierworodnemu.
– No ale chyba spróbować bym mógł, prawda? – zapytał się i patrzył wciąż na ojca. W końcu siedział naprzeciwko niego. – No nalejcie mi też, no błagam was.
– Dobrze synku…
– Co? – zdziwiła się kobieta.
– No wolę by spróbował w domu niż mi potem po bramach chlał.
– Na twoją odpowiedzialność – warknęła do męża.
– Idź po kieliszek, dosyć że nieletniemu polewam, to jeszcze może mam ci podstawić – warknął z drwiną w głosie Kuba i w końcu uzupełnił wszystkie cztery kieliszki.
Kiedy wydawało się, ze rodzina może wreszcie spokojnie zjeść przemówił Robert.
– Uhu, chyba o kim zapomnieliście – stwierdził dumnie niczym pan domu.
Nikodem się zaśmiał, Magda udała, że nie słyszy, a Kuba nie mógł wyjść ze zdziwienia.
– No ja też chce usta zamoczyć – wyjaśnił wszystkim pięciolatek.
– Ty to mój drogi jesteś o dużo, dużo, dużo, dużo i dużo, dużo, dużo, dużo za mały – wyjaśnił Jakub.
– Wolisz bym chlał po bramach! – krzyknął z niedowierzaniem i oburzoną miną.
– Tak, wolę byś chlał po bramach – odpowiedział synowi ojciec.
– Ej, no w sumie, to możemy mu dać. Tak na łyżeczkę. – Nikodem już nabrał…
– Nie! – powstrzymała go Magda.
– No, daj spokój, Madzia, ile tego tam jest – bronił swojego zdania Niko. – No zobacz. – Niemal podstawił jej tą łyżeczką pod oczy.
Robert wykorzystał sytuacje, chwycił za kieliszek matki i przechylił do dna. Wypił pośpiesznie, jednym duszkiem.
– Robert! – warknął Jakub.
– Synku, coś ty… – Magdzie brakło słów. Zabrała kieliszek z dłoni syna. – To jest twoje pozwalam i twoje pomysły to są, właśnie – wypowiedziała pretensjonalnym tonem w stronę małżonka.
– O bracie, masz przechlapane.
– Bo to się od ciebie gówniarzu zaczęło. Gdybyś ty nie zawołał, to ten by nie zawołał, a ten to by nawet nie pomyślał.
– Pyszne było – rzekł z uśmiechem Robert i wytarł usta ręką.
Jakub już nawet nie miał siły krzyczeć. Uśmiechnął się do synka, a potem zaśmiał. Wtedy drzwi się otworzyły i do domu weszła matka Kuby i Nikiego.
– A co wy przy kolacji dopiero?
– Tak. Dam mamie talerz.
– A ten co, płacze, czy się śmieje? – zapytała się synowej wskazując na syna.
– Śmieje.
– A co go tak rozbawiło?
– Robert – wyjaśnił babci Tobiasz i wypił wino z kieliszka.
– Powiesz babci czym tatę w taki dobry nastrój wprowadziłeś?
– Nie, bo się nie da, ale mogę pokazać – zaoferował swoje usługi poprawiacza humoru blondynek i spojrzał na twarze wszystkich obecnych.
– Ani mi się waż – warknęła Magda do syna.
– Spoko, mama i tak już wina nie ma. – Jakub słysząc te słowa zaśmiał się jakby głośniej.
– Wina nie ma? O co mu chodzi?
– Majaczy – odpowiedział babci Tobiasz. – Nie przejmuj się nim, babciu kochana. Nałóż sobie zapiekanki, pyszna jest. Dziękuje mamusiu, że przygotowałaś taką pyszną kolacje dla nas tu obecnych i…
– Kieszonkowego wcześniej nie dostaniesz – wyjaśniła matka chłopca.
– Odebrałaś mi ostatnią nadzieje na kino w tym tygodniu, no ale dobra, zawsze warto było spróbować.
– Już przestałeś się śmiać?
– Już mi minęło. Schowaj to wino lepiej, wypijemy w sypialni, bo…
– Tak, racje masz bracie, schowaj zanim Mikołaj się o swoją część dopomni – rzekł pewnie Nikodem i nałożył najmłodszemu bratankowi na plastikowy talerzyk trochę zapiekanki z makaronem, szynką i warzywami. – Wcinaj szczylu.
– Nie mów na niego tak nie ładnie – zwróciła uwagę synowi matka. – To jest mój wnuczek najmłodszy.
– Może będziesz miała za kilka miesięcy młodszego – rzucił Nikodem. – Żartowałem! – dodał pośpiesznie, gdy zdał sobie sprawę ile par przerażonych oczu wpatruje się w jego skromną osobę. – Boże, jakaś nadwrażliwość rodzinna czy coś?
– Chciałem być wujkiem – rzekł smutno Robert.
– Synku, jakby Nikodem miał dziecko, to ty nie byłbyś wujkiem, tylko kuzynem dla tego dziecka, rozumiesz?
– Czemu? – zapytał chłopiec mamę.
– Bo Nikodem jest bratem taty, a nie twoim. Ty byłbyś wujkiem jakby dziecko Nikodema miało dziecko.
– Ale Nikodem przecież nawet dziecka nie ma, to kiedy ja w końcu zostanę tym wujkiem?
– Jak ja będę miał dziecko, ciołku matołku – wyjaśnił bratu najstarszy z synów Magdy i Jakuba.
– Tobiasz, no to zrób sobie dziecko – zaproponował Robi i nie rozumiał dlaczego wszyscy obecni zaczęli się śmiać.
– Tobi nie może mieć dziecka, bo jest jeszcze na to za młody – wyjaśniła synkowi Magda, bo było jej go szkoda, że z taką niewiedzą i nieogarnięciem na wszystkich spogląda, a każdy się tylko śmieje.
– To nie jest, matko do końca prawda. Mnie się wydaje, że ja to jestem już płodny – wtrącił swoje trzy grosze Tobiasz.
– Słuchajcie, możemy jeść! – niemal krzyknął Kuba. – Takie pięć minut jedzenia w ciszy, co? W końcu wiecie, jak pies je to nie szczeka, bo mu ta, no…
– Miska – powiedział Tobiasz.
– Właśnie, miska mu odchodzi – dokończył Jakub.
– Chyba ucieka – zadrwił Tobi.
– Właśnie, Kuba, pierw z byka zejść, teraz chodząca miska, z tobą coś nie tak jest ostatnio, czy jak? Starzejesz się, czy co? – zapytała się męża.
– A mnie to się w ogóle ta mądrości ludowa synku nie spodobała. Posiłki rodzinne scalają rodzinę, to trzeba właśnie rozmawiać.
– No to może porozmawiajmy w końcu o tym kiedy będę wujkiem.
– Robert, to może porozmawiajmy o… o tym, że od września idziesz do szkoły – zaproponowała Magda.
– Chce iść do szkoły.
– Bo jeszcze tam nie byłeś – stwierdził pewnie Tobiasz.
Robi postanowił nie ufać bratu, który od zawsze go tylko wyśmiewał i robił mu na złość. Wbił swoje pełne nadziei oczęta w Nikodema.
– W szkole nie jest źle, prawda?
– No teraz już nie, bo są laski i imprezy, ale jak pierwszy rok szkoły wspominam to okropnie było, wszyscy są więksi, nie można korytarzem przejść bo taki ścisk jest i…
– Niki, bracie, przestań – zareagował Jakub.
– No co, przecież nie będę dziecka kłamał. Taka prawda jest. Zaczną się przezwiska, zgubienie na spacerze…
– A co zgubie? – zapytał chłopiec z lekkim przerażeniem.
– Siebie, znaczy pani i grupa cię zgubi. Tak jak twojego ojca – odpowiedział wujek bratankowi.
– A ty nie możesz tego pamiętać. Ciebie przecież na świecie jeszcze nie było – uniósł się Jakub.
– Ojciec, na spacerze się zgubiłeś? A to ponoć ja nie jestem najbystrzejszy.
– Tobiasz, ty to już tam cicho siedź. Nic nie zgubisz Robert i nikt ciebie nie zgubi, straszą cię tylko, bo sami ofiarami losu byli i sobie poradzić nie potrafili – powiedział Kuba do syna, bo chciał mu dodać otuchy, gdyż pierwszy dzień szkoły zbliżał się nieubłaganie.
– Ale ty się zgubiłeś.
– Bo się nie słuchał i zawsze robił po swojemu – wtrąciła się babcia do całej dyskusji.
– A mamusia to niech się lepiej nie wtrąca. Synku uwierz tacie, w szkole będzie fajnie.
– Nie wierzę ci – powiedział pewnie Robi.
– A dlaczego?
– Ja wiem, ja wiem – zgłosił się Tobiasz do odpowiedzi. – Wątróbka nie jest taka zła, zastrzyk to jak ugryzienie komara, kotek nie podrapie jeśli go nie pociągniesz za ogon i najlepsze było o dentyście, nawet nie poczujesz a już będzie po wszystkim. Ciężko tatusiu wierzyć kłamcy.
– Kot by cię nie podrapał, gdybyś go nie trącał tak tym jednym paluchem. Poza tym nie możesz tego pamiętać, trzy lata miałeś.
– Ja mu opowiadałem – przyznał się Nikodem. – A teraz już może jedzmy, bo akurat tak przestygło, że do jedzenia jest. Co wy na to?
– Ja jestem za – rzekł Tobiasz i sięgnął po widelec.
– I ja – poparł go Robert i także dopadł do sztućców.
– Ja – wtrącił się Mikołaj. Wszyscy spojrzeli na niego zszokowani, bo wcześniej chłopiec nie wykazywał się rozmownością. – Ja – powtórzył malec już pewniej, nieco zawstydzony.

Ten powyższy tekst napisał jeden z czytelników, który do tej pory ukrywał się w cieniu, po prostu go nagle natchnęło. Dzięki temu przedstawiliśmy choć odrobinkę Jakuba w jaśniejszym świetle i pokazaliśmy jakim jest ojcem. Pozostaje nam więc jeszcze zobrazować jakim Olek jest ojcem dla Angeliki i jakim tatą jest Hubert dla swoich chłopaków. Wtedy będziecie mieli porównanie i będziecie mogli wybrać najlepszego tatusia z pośród czterech panów, albo napisać co w kim lubicie, a czego nie lubicie. Jak wam się podoba ten pomysł? A może już macie jakiś faworytów?

5 komentarzy:

  1. Hahaha rozwaliła mnie ta sytuacja z Robertem :) Ogólnie ciekawa była ta ich rozmowa przy kolacji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podobała mi się ta część, gratulacje dla anonimowego czytelnika. Takie przekomarzanie przy stole jest zabawne, ale jednocześnie urocze. Rzeczywiście udało się tutaj postawić Jakuba w jaśniejszym świetle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się podobało. Uśmiałem się szczególnie jak tego małego szkołą straszyli i jak Tobiasz przytoczył "kłamstwa ojca".

      Usuń
  3. Robercik mnie rozłożył na łopatki swoim "wolisz bym chlał po bramach". I to powiedział pięciolatek. No i sobie dzieciaczek chlapnął i podsumował całą sytuację ''pyszne było''. Ja to sobie nawet wyobraziłam i nie mogłam się przestać śmiać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo zabawna część !!! :)
    Nie wiem natomiast czy przymiotnika "pretensjonalny" używacie zgodnie z jego znaczeniem. W wielu częściach pojawia się określenie "pretensjonalny ton" - czy chodzi Wam o ton pełen pretensji? O pretensję w głosie? Jeśli tak, to nie w myśl znaczenia tego słowa:
    "pretensjonalny
    1. «zachowujący się sztucznie, krygujący się»
    2. «zbyt wyszukany, świadczący o złym guście»" (PWN)

    OdpowiedzUsuń