poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Część 298 - Bo tylko matka zawsze zrozumie...



Magdalena (Majka)

– To pa – powiedział Kuba, nakładając kaptur na głowę. – Pewnie spóźnię się na obiad, więc nie czekajcie na mnie.
– OK.
Posłałam mu uśmiech i z ulgą zamknęła drzwi. Strasznie się dzisiaj wszyscy guzdrali z tym wychodzeniem z domu. Już myślałam, że nigdy sobie nie pójdą. Wyjrzałam przez okno. Kuba, trzymając Robiego za rączkę, szedł w kierunku szkoły. Większy starał się omijać kałuże, a mniejszy właśnie celowo w nie wchodził. Uwielbiał taką zabawę. Zresztą, ja też. Uśmiechnęłam się, na wspomnienie wczorajszego powrotu ze spaceru. Skakaliśmy po kałużach z Gabrysią i Mikołajem i trudno powiedzieć, kto miał większą frajdę, ja czy dzieciaki. Wróciliśmy do domu przemoczeni, ale zadowoleni. Kuba zarządził suszenie i nawet sam zrobił nam gorącą herbatę. A później…
Potrząsnęłam głową, odsuwając wspomnienie miłego wieczoru pod kocem. Przecież nie mam czasu. Spojrzałam na zegarek. Najwyższy czas wyjąć sernik z piekarnika. Mikołaj, który podreptał za mną, wykazał ogromne zainteresowanie zawartością blaszki. Musiałam ją postawić na lodówce, żeby się nie poparzył..
– Chodź, synek – zarządziłam. – Później dostaniesz ciasto, teraz jest jeszcze gorące. No i nie mamy czasu na jedzenie.
Przyniosłam laptopa do salonu i czekając aż się włączy, wysypałam na podłogę klocki dla Mikołaja.
– Będziesz się teraz grzecznie bawił, dobrze? – zapytałam najmłodszego syna.
Miki pokiwał głową i uśmiechnął się do mnie. No, dlaczego on nie chce mówić? To strasznie irytujące jest, że inne dzieciaki potrafią głośno dopomnieć się o swoje, a na tego trzeba ciągle samemu uważać, żeby mu się nie stała krzywda. Nigdy nie przypuszczałam, że przy takim jazgocie w domu, będzie mi jeszcze brakowało słów. A jednak, chciałabym, żeby w końcu powiedział „mama”.
Mam nadzieję, że niedługo będzie paplał jak najęty i będę miała tego dość. Zalogowałam się w pokoju, gdzie za chwilę miał się odbyć wirtualny kurs. Całe szczęście, że te zajęcia są wieczorami albo wtedy, kiedy wszyscy przebywają poza domem. Kuba dopiero by gadał, że zamiast zajmować się dziećmi i pomagać im w nauce, sama się doszkalam. Ale ja zwyczajnie potrzebowałam zrobić coś dla siebie. Pracować nie mogę „bo nie”, uczyć się też „bo po co”. Zaczęłam już ginąć pomiędzy gotowaniem, praniem, sprzątaniem, prasowaniem i robieniem zakupów. W Wenecji zauważyłam, że mój angielski umiera śmiercią naturalną. Przypomnienie sobie podstawowych słówek było nie lada wyzwaniem. A przecież kiedyś porozumienie się w tym języku nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Kiedyś… Wieki temu, kurczę! No, ale do kogo mam gadać po angielsku? Do mopa czy garnka?
A może by tak do Mikołaja? Podobno dzieci powinny osłuchiwać się z językiem od najmłodszych lat. On doskonale rozumie po polsku, tylko nie chce mówić. To może niech też rozumie po angielsku. Na pewno mu tym nie zaszkodzę.
Ależ ten czas szybko płynie. Dwie godziny minęły mi na zapoznawaniu się z najnowszymi trendami w fotografii i ze sposobami tworzenia klimatu przy pomocy światła. Mikołaj w tym czasie bawił się klockami. A właśnie nie! Zaraz, co on wziął? Książeczkę ma jakąś i rysuje w niej.
– Pokaż, synuś, co tam masz – zagadnęłam. – To Gabrysi książeczka z rebusami?
– Tu, tu. – Mikołaj postukał rączką w kartkę.
Zadanie polegało na połączeniu kropek ponumerowanych od jednego do pięćdziesięciu. Wyszedł z tego obrazek: słoń z kokardką. Kontury były wyraźnie nakreślone czarną kredką, a całość ładnie pokolorowana.
– Sam to zrobiłaś – zdziwiłam się. Miki pokiwał głową. Pokazywałam mu cyferki, ale do dziesięciu. Nie sądziłam, że potrafi sam zrobić takie ćwiczenie. Nie wiem nawet, czy Gaba by je zrobiła. Mam piekielnie zdolne dziecko. – Ślicznie! – pochwaliłam synka. – To wiesz co, teraz zrobimy? Weźmiemy książeczkę do kuchni, ty zrobisz następne zadanie, a mama przygotuje obiad.
– Am, am – upomniał się.
– Dobrze, dostaniesz sernik, ale taki mały kawałeczek.
Pokiwał główką na zgodę i grzecznie podreptał za mną do kuchni. Mięso miałam już przyprawione. Wstawiłam więc pieczeń do piekarnika i zajęłam się przygotowaniem sałatki i sosu. Tobiasz miał kupić ziemniaki, jak będą wracać ze szkoły, więc w zasadzie obiad był ogarnięty.
– Mamo, jesteśmy! – usłyszałam głos Gabrysi.
– Świetnie! – Wyszłam do przedpokoju, żeby im pomóc w wieszaniu kurtek i odebrać torbę z zakupami. – A gdzie Tobiasz? – zdziwiłam się.
– No właśnie nie ma. – Gabrysia z trudem zdjęła mokrą kurtkę. – Nie czekał na nas przed szkołą, a strasznie pada i nie chcieliśmy moknąć. To przyszliśmy do domu.
– Dobrze zrobiliście – powiedziałam, zaciskając pięści, żeby zapanować nad wściekłością. Nie ma co, Tobiasz zachował się jak nieodpowiedzialny gówniarz. Miał przyprowadzić młodsze rodzeństwo ze szkoły i kupić ziemniaki. Tymczasem olał sprawę i zajął się sobą.
Może Kuba ma rację i ja za bardzo mu ufam? Nie miałam jednak czasu na rozważanie tej kwestii. Spojrzałam w okno. Deszcz lał się z nieba strumieniami. Miałam do wyboru: albo wyjść do sklepu, żeby kupić ziemniaki, ale to by oznaczało zostawienie dzieciaków bez opieki na prawie godzinę, albo ugotować do obiadu kaszę. Wybrałam drugą opcję. Na szczęście mieliśmy w szafce zapas kaszy gryczanej.
– Nie lubię kasy – marudził Robert, grzebiąc w talerzu.
– A ja nie lubię, jak się bawisz jedzeniem – powiedziałam.
– Kasza jest zdrowsza od ziemniaków i się od niej nie tyje – popisała się wiedzą moja córka. – I mama dobrze robi, że nie daje nam tych zapychaczy.
– Ale ja jestem chudy i kcę tyć – powiedział Robert.
– Ale ty nie jesteś sam na świecie.
– Sugerujesz, że ja jestem gruba? – zapytałam. Nigdy nie miałam nadwagi, ale w oczach dzieci może to wyglądać inaczej. Poza tym, ostatnio się jednak zaniedbałam, a wiadomo, że w pewnym wieku i przy czwórce dzieci wystarczy na chwilę zapomnieć o mięśniach ud i pośladków, a już tworzy się wiadomo co.
– Myślałam o sobie – naburmuszyła się Gabrysia.
– O sobie? Dziecko, przecież ty rośniesz, a poza tym jesteś szczupła. Nawet za bardzo. Pamiętasz, musiałam ci ostatnio zwężać nowe spodnie?
– A Oliwier mówi, że jestem pucołowata i mi się robią dołeczki. O tutaj. – Dotknęła policzków.
– Gaba, te dołeczki są śliczne!
– Nie są!
Zapewne kłóciłaby się ze mną jeszcze długo, ale trzasnęły drzwi wejściowe, a po chwili do jadalni wszedł Tobiasz. Miał błoto na twarz, mokre spodnie i brudną bluzę.
– Cześć – powiedział, stawiając przy drzwiach torbę z ziemniakami. – Przepraszam.
Dwa słowa, nic więcej. Odwrócił się na pięcie i poszedł na górę. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyczeć. Poszłam nałożyć mu obiad, bo przecież musiał zjeść coś ciepłego.
– Robert, zawołaj Tobiego! – nakazałam, widząc, że syn wstał od stołu. – Gabrysia, przynieś brudne talerze. Miki, nie wkładaj palca do szklanki.
– Mamo, a on mnie ciągnie za włosy! – poskarżyła się Gaba.
– Robert, idź do siebie. Nie dostaniesz deseru.
– Ale ja kcę sejnik!
– To trzeba było nie ciągnąć siostry za włosy. Idź już.
Na szczęście wyszedł bez protestu, bo nie miałam ochoty na kłótnię z nim. Czekała mnie jeszcze przeprawa z Tobiaszem. Naprawdę przez cały dzień się tak nie zmęczyłam, jak przez te dwie godziny, odkąd dzieciaki wróciły ze szkoły.
– A ja dostanę sernik? – zapytał Tobiasz, wchodząc do kuchni. Był już umyty i przebrany. Patrzył na mnie niepewnie.
– Najpierw obiad. Siadaj tutaj. – Postawiłam talerz na kuchennym blacie.
Jadł szybko, zachłannie. Wyglądał na zmęczonego. A ja nie mogłam się zdecydować, czy mam na niego nakrzyczeć, czy dyskretnie wypytać, co się stało.
– Przepraszam za te ziemniaki – powiedział, przełykając resztki zgarniętego z talerza jedzenia. – Myślałem, że zdążę wrócić.
– Gaba, idź odrabiać lekcje – zarządziłam.
– Ale ja mam tylko czytankę.
– To naucz się czytać. Za chwilę do ciebie przyjdę i posłucham.
– Ale…
– Idź. Chyba że ty też nie chcesz sernika.
Wyszła. Miki za to postanowił zaznaczyć swoją obecność w kuchni. Przytulił się do Tobiasza, a ten potargał mu żartobliwie włosy i otoczył ramieniem. Fajnie razem wyglądali. Rozczuliłam się. Dzieciaki zwykle nie okazywały sobie uczuć, a tu taka niespodzianka.
Miałam co do Tobiasza mieszane uczucia. Z jednej strony powinnam go chyba solidnie ochrzanić, bo się spóźnił, nie dopilnował rodzeństwa i wrócił brudny. Z drugiej jednak strony widziałam w nim trochę zbuntowanego, ale dobrego chłopca i nie chciałam ograniczać osobowości. Zawsze mu ufałam.
– Gdzie byłeś? – zapytałam spokojnie.
– Nie mogę powiedzieć, a nie chcę kłamać – usłyszałam.
Tobi nie był bezczelny, nie patrzył na mnie wyzywająco, po prostu tłumaczył, dlaczego nic nie powie. Co miałam zrobić? Nikt nie dał mi prawa ingerencji w prywatność moich dzieci. Nie mogłam go zmusić, do mówienia prawdy, a bajki słuchać nie chciałam.
– Nie pakujesz się w żadne kłopoty?
– Nie bardziej niż zazwyczaj.
– Masz się w żadne nie pakować – nakazałam stanowczo. – I jeśli proszę, żebyś coś zrobił, to to rób, albo powiedz, że nie chcesz, żebym wiedziała, na czym stoję. Gaba z Robim wracali dziś sami. Mogło się coś stać.
– To była jednorazowa sytuacja. Naprawdę.
– Cześć wszystkim! – Do kuchni wszedł Kuba. – Co tu tak cicho?
– A tak jakoś wyszło – powiedziałam, pozwalając, żeby mąż na chwilę mnie przytulił. Postanowiłam, nie mówić mu o Tobiaszu. Na razie nie działo się nic złego, więc po co wszczynać awanturę? – Nakładać ci obiad?
– Poproszę. Tylko spodnie zmienię, bo są mokre do kolan.
– Ja nałożę. – Tobiasz odsunął mnie od kuchenki.
– To ja pokroję sernik.
– To też umiem. I herbatkę w dzbanku zrobi. Miki mi pomoże.
– OK, tylko tego ciasta nie zjedzcie sami.
– Nie ma strachu. – Tobiasz uśmiechnął się szeroko. – Zawołam cię na podwieczorek, mamo.
Stanęłam na progu i patrzyłam, jak moi dwaj synowie krzątają się po kuchni. Tobiasz nie był ani trochę podobny do ojca. Dla niego nie istniał podział na damskie i męskie obowiązki. Chętnie pomagał w domu i wiele potrafił zrobić. Mam nadzieję, że się nie zmieni. Chłopak powinien umieć sam o siebie zadbać, a nie całe życie zależeć od kobiety, czekać, aż łaskawie zostanie obsłużony.
Nie, Tobiasz nie  jest zniewieściały. Doskonale widziałam w nim zmysł przywódcy  opiekuna. Nawet teraz. Mówił Mikołajowi, co ma robić, tłumaczył, gdzie co stoi. Oczywiście za chwilę wszystko może się zmienić i wybuchnie ogromna awantura, ale na razie świetnie się dogadywali.
Zostawiłam ich samych i poszłam do Gabrysi. Dołeczki w jej policzkach wymagały większego zainteresowania niż brudna bluza Tobiasza. Ostatecznie chłopcy czasem muszą odreagować.
Idąc na górę, słuchałam, co robią pozostali domownicy. Gabrysia czytała na głos opowiadanie o jakiejś Dorotce, Robi wykłócał się z Kubą o to, że jutro nie pójdzie do szkoły. Czyli normalnie, jak co dzień od kilku dni. A swoją drogą, chyba będę musiała umówić Roberta na wizytę do logopedy.


12 komentarzy:

  1. Podoba mi się postawa Magdy w stosunku do Tobiasza, ja na jej miejscu pewnie bym nawrzeszczała, no może nie o ziemniaki, ale o Robiego i Gabrysię to na pewno. Ciekawe w co się wpakował i dlaczego nic nie chce powiedzieć. Berni

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co takiego robił Tobiasz, że nie chciał powiedzieć. Podziwiam Magdę za to, że dba o rodzinę ale też myśli o sobie. Dobrze zrobiła nie ingerując w sprawy syna, każdy ma prawo do prywatności.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z jednej strony dobrze, że Magda nie wypytywała się Tobiasza o szczegóły, ale według mnie źle postąpiła, bo jeszcze w coś się wrobi i będzie dopiero "afera". Po mały przekonuję się do tej pary, ale dla mnie brakuję im tego czegoś. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, ze Magda chce robic cos dla siebie, uczyc sie a nie tylko zajmować sie domem. Ciekawa jestem gdzie podziewal sie Tobiasz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe czemu Tobi nie wrócił na czas.Dobrze,że Magda nic nie mówiła Kubie o tym jego spóźnieniu bo po co robić aferę chociaż dobrze by było gdyby jednak spróbowała się dowiedzieć gdzie był. Co do Kuby to moim zdaniem skoro nie pozwala jej pracować to niech przynajmniej nie czepia się,że jego żona chcę się rozwijać.Chociaż jego poglądów to ja nigdy nie zaakceptuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa jestem w co wpakował sie Tobiasz ale podoba mi sie postawa Magdy.Pewnie Kuba dowie sie o spuźnieniu Tobiasza

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawe, czekam z niecierpliwością na następny wpis. Super blog! Serdecznie zapraszam na mój blog :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe co to za sprawa zatrzymała Tobiasza. Magda ma świetny kontakt z dziećmi i fajnie,że pomyślała o tej nauce,szkoda tylko ,że Kuba tego nie rozumie i musi to robić w tajemnicy. On myśli tylko o sobie,wg niego kobiecie nic nie jest potrzebne do szczęścia tylko obowiązki domowe

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze, że Magda nie krzyczała tylko z nim rozmawiała, przez krzyk raczej nic by nie osiągnęła ma z nim dobry kontakt. Szkoda,że Magda nie spełnia się zawodowo. Ja rozumiem jest rodzina, obowiązki, dzieci. Ale gdzie miejsce na pasje i jej zainteresowania?
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się, że Magda powinna mieć możliwość chociaż rozwoju i dokształcania się, jeżeli nie może pracować zawodowo. Przecież te dzieci kiedyś dorosną i nie będzie już im na każdym kroku potrzebna mama. Wydaje mi się, że ona tak do końca to nie jest szczęśliwa. Mam nadzieję, że Jakub zmieni swoją postawę. Berni

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię tą rodzinkę, a dzieciaki to już na pewno. W ogóle zauważyłam, że we wszystkich rodzinkach dzieciaki są the best:) Ciekawe w co wpakował się Tobiasz, ale wydaje mi się, że to po prostu jakaś kara za ostatnie zachowanie w szkole. Mam nadzieję, że jakieś zmiany w tej rodzinie zajdą, np. Jakub trochę odpuści, dogada się z Tobiaszem, Magda będzie mogła się rozwijać itp.
    A tak poza tym to ciekawi mnie też czy kiedyś Jakub i Aleks będą chcieć zmienić relacje między sobą na bardziej braterskie. "Połączenie" tych rodzin byłoby nawet dobrym pomysłem:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawe co robił tobiasz że nie chciał powiedzieć Magdzie widać że to dobry chłopak może trochę za bardzo wyszczekany :) ale nie wydaje mi się żeby pakował się w jakieś duże kłopoty..

    OdpowiedzUsuń