Część 6 - Pytania i odpowiedzi
Aleksander (Samuel)
Aleksander (Samuel)
Czerwiec 2010 roku.
Moje życie toczyło się z minuty
na minutę, z roku na rok, jak życie innych ludzi. Od większości z nich różniłem
się jednak tym, że ta zdecydowana większość żyła dla kogoś, a ja… ja żyłem by
żyć, dla… przyszłości. Chociaż ona malowała się w barwach codzienności.
Codzienność:
Wstawałem rano, ewentualnie
odsypiałem po dyżurze. Jadłem śniadanie, albo obiad, szedłem do pracy, jednej,
albo tej drugiej. Od czasu do czasu odwiedziłem jakąś agencje towarzyską, albo
prywatną prostytutkę. Wiadomo, mężczyzna ma swoje potrzeby.
Kobiety? Po tym zdarzeniu jakie
miało miejsce w mojej przeszłości nie trzymałem się z kobietami w zażyłych stosunkach.
To nie tak, że się ich bałem, czy nagle zacząłem unikać. Po prostu wyrosłem już
z dyskotek, a moje relacje damsko-męskie opierały się wyłącznie na seksie…
czasami też na grze wstępnej.
Ale nie było żadnej? Była. Nawet
było ich kilka. Kaśka miała zgrabny tyłek. Lubiłem sobie od czasu do czasu
klepnąć ją na pobudkę. Jednak nie miała ambicji. Nie interesowały ją książki,
nie znosiła teatru, a jak wiadomo – pusta matka = puste dzieci.
Chciałem zbudować rodzinę, inteligentną,
oczytaną, skrojoną idealnie na miarę moich potrzeb, marzeń i wyobrażeń.
Kolejna dziewczyna – Agata. Poznałem
ją w środowisku studenckim. Była fajna, ale potem się roztyła, nałogowo paliła.
To żadna frajda całować się z popielniczką.
Magdalena, wpadłem na nią w
parku, zagadałem. Ta była nawet spoko, ale… zwyczajnie tematy nam się nie
kleiły.
Ilona mówiła tylko o zakupach,
modzie i gwiazdach telewizyjnych, czy muzycznych. Chociaż w dzisiejszym świecie
muzycy też są telewizyjni, mamy przecież MTV i inne ścierwa tego typu.
Dlaczego byłem sam? Tak naprawdę
to nie spotkałem kobiety godnej by stanąć u mojego boku. Boże, jak to
oficjalnie brzmi. Nie byłem arogancki, ani zadufany w sobie. Lekko wyrachowany
tak. Jednak to kim byłem kiedyś, a kim się stałem znaczyło dla mnie wiele. Ta
zmiana podnosiła mnie na duchu, dawała wiary w siebie, byłem dumny z przemiany.
Wreszcie mogłem spojrzeć w lustro i powiedzieć do siebie „Aleksandrze Górski
takiego cię lubię i na takiego ciebie potrafię patrzeć bez wstrętu, obrazy i
nie zbiera mi się przy tym na wymioty”.
Dlaczego się zmieniłem? Człowiek
nie może żyć tak po prostu z dnia na dzień. Musi mieć plany, marzenia, ambicje.
Ja od dzieciaka nie miałem nikogo kto by ode mnie czegoś wymagał. Długo trwało
zanim nauczyłem się wymagać sam od siebie. Jednak postawienie sobie poprzeczki
było najlepszym pomysłem jaki wpadł mnie kiedykolwiek do głowy, a podwyższanie
tej poprzeczki sprawiało mi frajdę. Dzięki temu dążyłem do osiągniecia lepszych
wyników i urzeczywistnienia raju wymarzonego sprzed lat. Tylko jako mały
chłopiec marzyłem, że zjawi się ktoś kto nagle sobie o mnie przypomni i
wyciągnie ten cały raj ze swojej kieszeni. Ofiaruje mi go za nic. Potem dorosłem
i okazało się, że w życiu nie ma nic za darmo. Na jedno co można liczyć i mieć
pewność, że jest całkowicie free, to kop w tyłek. Życie kopało mnie w dupę zbyt
często i zbyt mocno, bym upadł, bym się poddał. Wtedy już ja, jako dorosły
wymyśliłem sposób by szybko urzeczywistnić marzenia, ale jak wiadomo kasę,
która szybko przychodzi, szybko też się wydaje, bo nie ma się do niej
poszanowania. Niepewny zysk jest tak naprawdę najgorszym co może się przytrafić
młodemu człowiekowi, a jak jest połączony z adrenaliną, to już w ogóle działa
jak narkotyk – uzależnia bardziej niż seks z kobietą spełniającą sto procent
wszystkich z możliwych kryteriów naszej erotycznej wyobraźni.
Stałem właśnie przed lustrem, byłem
po prysznicu. Wcześniej ćwiczyłem. Od sześciu lat robiłem regularnie dziennie
trzy serie po trzydzieści brzuszków. Biegałem też co dwa-trzy dni w zależności
jak czas pozwolił. Ewentualnie jeździłem rowerem. No i obowiązkowo sztangi.
Czemu oddałem się sportowi? Bo to namiastka seksu, przy tym też się człowiek
poci. Jednak tak całkiem poważnie, to dla wyrobienia sylwetki. Zawsze byłem
barczysty i raczej misiowaty, a dzięki ćwiczeniom tłuszcz się spalił, wyrobiły
się mięśnie. Miałem więc klatkę, która mnie zadowalała i super wyrazisty brzuch.
Nie brałem odżywek, nie pakowałem na pokaz, choć dla pokazu. Nie chciałem się napompować,
chciałem być silny i w miarę przystojny. Wygląd się liczył – tego byłem pewny.
Liczył dla mnie, zapewne też będzie się liczył dla mojej przyszłej partnerki,
bo nie chciałem być całe życie sam – tego byłem pewny.
Zarobek? Byłem
dwudziestoośmioletnim lekarzem, neurologiem. Właściwie rocznikowo to miałem już
dwadzieścia dziewięć. Niedługo sięgnie mnie trzydziestka, powinienem mieć żonę,
dziecko w drodze, albo już z co najmniej jedno biegające, ale to nie powód by
się dołować. Ostatecznie wyglądałem młodo, trzymałem formę, więc dzieci mogły
nawet do czterdziestki poczekać, jeśli trafiłbym na młodą, ambitną i chcącą coś
osiągnąć kobietę.
Byłem na etapie budowania domu.
Właściwie to dopiero co kupiłem działkę i zleciłem wykonanie projektu. Wymarzyłem
sobie dom ze stadniną. Od dziecka kochałem jazdę konną. Zwierzęta są znacznie
lepsze odludzi, bo działa w nich instynkt. Tym samym wszystko co czynią jest
szczere, prawdziwe. Zwierzak nie oblicza zysków i strat, nie szuka korzyści.
– Utopiłeś się w brodziku!? –
Kamil walił w drzwi.
Zapomniałem dodać, że nadal
mieszkałem z Patrykiem. Kamil raz na jakiś czas do nas wpadał. Dorobił się żony
i dwójki dzieci. Patryk nadal był kawalerem. Śmialiśmy się z tego, że jesteśmy
na siebie skazani do koca życia, ale to nie nasza wina. Bo to nie jest tak, że
my mamy za duże wymagania, a po prostu te dzisiejsze dziewczyny… z resztą
faceci też… to młode pokolenie po prostu nie wymaga niczego od siebie, albo
skupia się na jednym i tylko jedno w sobie pielęgnuje. My – Ja i Patryk
mieliśmy odwagę czekać na coś naprawdę wartego zachodu. Nie powiem, bym od razu
oczekiwał miłości, która na mnie spadnie niczym grom z jasnego nieba. Jednak
czekałem na kobietę, która będzie warta by się dla niej poświęcać, która
zasłuży na wszystko co jej ofiaruje. Zasłuży, nie w sensie, że się będzie
dobrze sprawowała, a po prostu ona taka będzie… bez usilnych starań i
pilnowania gestu, będzie tą… tą jedyną.
Sprawowanie żony? Autentycznie
nie zabrzmiało to za sympatycznie. To nie jest tak, że chciałbym uległą idiotkę
bez własnego zdania. Taką bym zbyt szybko i zbyt mocno zdominował, a po co mi
ktoś za kogo będę musiał myśleć. Moja żona ma sama myśleć, mieć swoje zdanie,
umieć je wypowiedzieć. Ma być sobą, nikogo nie udawać i… i to tym ma mnie zafascynować,
tym ma mi zaimponować. Nie może być zbyt uległa, ale takiej nieposłusznej
buntowniczki, która wszczyna bunt bez powodu też bym nie chciał. Przede
wszystkim musi umieć odpowiednio zachować się w towarzystwie, by mi nie
przynosić wstydu.
Pamiętam ile mnie kosztowało by
nawyknąć do „kultury salonowej”. Znajomość win, obowiązkowych pozycji
literackich i kinowych, rozmowy o sztuce chociażby na podstawowym etapie.
Jednak nie to było najtrudniejsze, bo tego można było się nauczyć na pamięć. Od
tak, bez problemu wykłuć na blachę kilka zdań w każdym z tematów, zabrać głos w
odpowiednim momencie, potem zamilknąć, skromnie popijać szampana i pozować na
inteligentnego znudzonego lub zasłuchanego. Najgorzej było wyuczyć się gestów i
nie zapominać o nich. Te gesty jednak po latach weszły mi tak w krew, że były
już częścią mnie samego. To w którymś momencie po prostu przestała być gra
aktorska, a zaczęło być moje życie. Tak teraz np. nie wyobrażałem sobie przejść
przez drzwi pierwszy, czy nie otworzyć drzwi przed kobietą. Te gesty to takie
znaczące drobiazgi, których nikt nie uczy wychowanków domu dziecka, szkoła
także niewiele o tym mówi i szczerze to nie przywiązuje do tego wagi, nawet
rodzice w domach nie mają czasu by dzieci nauczyć sztuki dobrego wychowania. Bo
to jest sztuka by odpowiednio się zachować niemal w każdym momencie swojego
życia.
– Sztuka martwa – powiedziałem
sam do siebie, bo taka była prawda.
Nauka kindersztuby, czy wpojenie
zasad savoir vivre nie były czymś powszechnym. Dziwiło mnie tylko dlaczego
społeczeństwo jest zdziwione, że młodzież ma takie a nie inne podejście do życia
i zero dobrych manier, skoro to oni, w większości to oni jako rodzice,
nauczyciele, znajomi tych młodych ludzi nie pokazali im niczego, niczego nie
przekazali. Taka prawda – nie wymaga się od czterolatka by posługiwał się
poprawnie sztućcami i jadł w przyzwoity sposób. „Jedz tak jak tobie wygodnie,
bylebyś się najadł” – to częste zdanie jakie słyszałem podczas jedzenia na
mieście. Nie, nie do mnie tak mówiono. To matki i ojcowie siedzący stolik obok
mnie mawiali tak do swoich pociech. Nie popierałem tego i wiedziałem od zawsze,
że w moim domu tak nie będzie. U mnie będzie panowała dyscyplina i porządek.
Wszystko będzie na swoim miejscu- rodzice i dzieci. W dzisiejszych czasach
jednak te role występują na równi. Dziecko, które jest młodsze wiekiem i doświadczeniem
od swoich rodziców, będące pod ich opieką, ma niemal takie same prawa co
rodzic. Mnie się nawet wydawało, że ma więcej tych praw niż rodzic. Nie pojmowałem
jak można być odpowiedzialnym za kogoś na kogo nie będzie się miało już niedługo
żadnych możliwości wpłynąć – bo do tego dążył nasz rząd. Dziś kontrolowane, w
pełni zasłużone lanie pasem na dupę określą mianem przemocy. Jutro okrzykną, że
klaps to też lanie. Pojutrze szlaban, czy inna kara zakazu, ukryje się pod
paragrafem mówiącym o bezpodstawnym ograniczaniu wolności. Natomiast odebranie
jakiegoś przywileju stanie się zwyczajnie znęcaniem psychicznym nad małoletnim.
Zaśmiałem się do siebie na myśl
o tym jak będzie wyglądało nasze społeczeństwo za dziesięć-dwadzieścia lat. Powinienem
był się nie śmiać. Nad losami przyszłości malowanej w takich barwach powinno
się płakać, ale uznałem, że to nie ja uchwalam ustawy, więc ani płacz, ani
śmiech nic nie zmieni. Z dwojga złego wolałem się po prostu sucho uśmiechnąć do
mojej wizji przyszłości niż wylewać nad nią potoki łez.
Człowiek,który ma dwie twarze:) Każda część o nim,to jak by o inny człowieku
OdpowiedzUsuńTo chyba akurat źle. ie powinno chyba tak być. Cóż... widocznie słabo się postarałem. Sorry.
UsuńFajnie poznać poglądy Aleksa na wychowanie dzieci.
OdpowiedzUsuńMiło się czytało, Fajnie poznać Aleksa z innej strony :)
OdpowiedzUsuńAleks nie miał rodziny wychował się w domu dziecka jak sam mówi nie miał nikogo kto by od niego coś wymagał. Sam musiał od siebie wymagać. Podziwiam go za to, ze skończył studia, mimo nie najlepszego startu w dorosłe życie.
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemna zmiana Aleksa. Szacunek za samo dyscyplinę i dążenie do celów, ambicje i marzenia.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, przybliżył nam trochę postać Aleksa. Wielki plus za podejście do wychowania dzieci jak i samozaparcie i ambicję.
OdpowiedzUsuń