Amanda (Magdalena)
Tej nocy kochaliśmy się długo i
intensywnie, to było piękne, dopóki rano nie trzeba było wstawać z worami pod
oczami, bolącymi mięśniami i klasycznym niewyspaniem. Olek zapomniał gdzie
położył dokumenty, zadzwonił by uprzedzić Marcina, że może spóźnić się do
kliniki, ale gdy wychodził nie było jeszcze tak późno. Znałam mojego męża na
tyle by wiedzieć, że niemal zawsze jest na czas. Ze mną było nieco gorzej, bo
ogarnięcie bliźniaków, śniadania, siebie, to tego dnia były rzeczy po prostu
nie na moją głowę, przerastały mnie w każdym calu. Wrzucałam właśnie dwie puste
butelki po winie do kosza na śmieci. Patryk usiłował zdjąć swoją skarpetkę
zębami siedząc na środku pokoju, a Kamil uwziął się właśnie na tą szufladę,
która była koszem na śmieci. Malec po prostu ją rozsuwał rączką, a ja
przymykałam nogą, robiąc kanapki jednocześnie. Po kilkukrotnym powtórzeniu tej
zabawy i ja i on mieliśmy dość. On zaczął się złościć, że nie może wyjąć
buteleczki, a ja, że nie mogę w spokoju zrobić śniadania. Chwyciłam go za
ramionka, zaniosłam do kojca i starałam się być głucha na jego płacz. Zerkałam
tylko od czasu do czasu przez ramie czy aby na pewno się nie zapowietrzył.
– Po kim ty jesteś taki uparty?
– zapytałam na głos.
– Po tobie – dobiegły mnie słowa
wypowiedziane przez moją pasierbicę.
– Właśnie jedzie twój autobus –
rzuciłam widząc jak ten burobus odjeżdża przed moim oknem. – Zjesz kanapkę z
szynką czy serem?
– Z dżemem.
Położyłam przed nią chleb, nóż i
dżem.
– To dobie zrób, bo ja naprawdę
nie mam czasu. – Zrobiłam kilka szybkich gryzów kanapki, popiłam już letnią
kawą. – Zerknij na nich, pięć minut.
– Dobra.
Te pięć minut były czasem dla
mnie na ubranie się, zrobienie ekspres makijażu, spakowaniu do nowej torebki
tego co najważniejsze i zbiegnięciu na dół. Kamil już nie płakał. Na
pieluchomajtki założyłam mu więc dżinsy, a na gołe ciałko granatową bluzę z
Umbro. Patrykowi poprawiałam skarpetki, spodnie miał w porządku, zielone dresy
ze znaczkiem Brazylii, zaciągnęłam mu więc białą koszulką i bluzę na zamek pod
kolor spodni. Chwyciłam Kamila za rączkę, a Patryka wzięłam na ręce i
skierowałam się do garażu.
– Jak mam cię zawieźć to się
pośpiesz – rzuciłam do Angeliki. – Jeszcze zdążysz na lekcje, a jak nie to ci
tę kilkanaście minut usprawiedliwię.
– Nie trzeba. – Oblizywała
akurat palce od dżemu.
– Trzeba, trzeba. Szoruj po
plecak, masz pięć minut, zanim ich zapnę.
Z wielkim ociąganiem i miną, ale
wykonała polecenie i już za moment siedziałyśmy w samochodzie mojego męża.
– Tylko tym razem nic nie
podrzuć – upomniałam.
– Przestań, przecież
przeprosiłam.
– Wiem, wiem, tak tylko mówię.
Wracam po pracy dziś znacznie wcześniej niż zwykle, zrobisz ze mną obiad?
– A co na niego będzie?
– Zupa ze wszystkim czym tylko
się da. Potrzebuje pomocy przy krojeniu.
– No ok, mogę kroić.
Angelę odstawiłam na czas do
szkoły, chłopców do żłobka, a sama spóźniłam się do pracy.
– Amanda masz te dokumenty, te…
– Mam – odpowiedziałam Pawłowi.
– Te pańskie też mam – rzuciłam do Eryka.
Porozdawałam wszystko co miałam
rozdać, torebka zrobiła się lżejsza, a ja spokojnie mogłam zasiąść przy biurku,
obrócić się na obrotowym krześle i dobudzić jednym z napoi energetycznych.
– Nie wyglądasz za dobrze. –
Taki komentarz może powalić na kolana.
– Skarbie, jeżeli chcesz bym
padła ci do stóp, to naprawdę przećwicz teksty – odparłam Wiktorowi. Był
wysoki, ciemnowłosy, o oliwkowej karnacji i od kiedy przyszłam tu do pracy
usilnie starał się zaprosić mnie chociażby na kawę.
– Jestem szczery, a szczerość
należy doceniać.
– Jestem szczera od kiedy cię
znam, może tak też byś to docenił. Mam męża i dwoje dzieci.
– I tak w to nie wierzę. –
Odszedł od biurka. Darek położył mi dłoń na ramieniu.
– Nie martw się, minie mu jak
zatrudnimy kolejną kobietę.
– Wtedy ona mnie od niego
uwolni? – pytałam z wielką nadzieją w głosie.
– Jeśli tylko będzie ładniejsza,
to pewne, że tak.
– Czyli raczej takiej nie
znajdziecie – rzuciłam z udawanym brakiem skromności. Dariusz się uśmiechnął,
zrobił ruch dłońmi na moich ramionach jakby przymierzał się do masażu, a potem
mnie puścił.
– Popracuj nad samokrytyką –
polecił.
– Staram się jak cholera, ale
fakt iż posiadam w domu lustro strasznie te starania utrudnia.
– Zawsze lubiłem w tobie ten
cięty język.
– Ja za to mogę powiedzieć czego
zawsze w tobie nie lubiłam.
– Nie, dzięki. Znaczy nie zrozum
mnie źle, chętnie bym posłuchał, ale nie mam czasu na aż tak długą litanie. –
Uśmiechnięty odszedł do swoich obowiązków, a ja rozchyliłam teczkę, która
leżała na moim biurku.
Wróciłam do domu już nie taka
padnięta jaka z niego wychodziłam. Jednak siedem kaw i dwa napoje
energetyzujące zrobiły swoje. Pomyślałam, że zapewne umrę kiedyś na serce,
konkretnie to na nadciśnienie, czyli zawał, ale szybko odgoniłam od siebie te
myśli i zajęłam się krojeniem kurczaka na drobne paseczki, czy też plastry…
nigdy nie wiem jak to się zwie. Wiedziałam natomiast, że marchewkę się kroi w
wąskie i krótkie słupki. Wróciła Angela więc zleciłam jej obieranie pieczarek,
pokrojenie ich i podsmażenie, oraz wrzucenie do większego garnka.
– W przepicie nie ma marchewki –
zauważyła czytając to co wydrukowałam w pracy z internetu.
– Wiem, ale nie ma też cukinii,
a dodamy.
– A ogórek? – dopytywała.
– Damy zwykły, zielony.
– Aha. – Zrobiła dziwną minę. –
Ty na pewno wiesz co robisz?
– Zaufaj mi, jak się gotuje z
sercem to zawsze wyjdzie.
– Jak nas potrujesz to będziesz
miała dom dla siebie, to ci wtedy wyjdzie.
– Oj, nie marudź, podsmaż tę
cukinie, a ja… Olek idzie. – Dostrzegłam jak mój mąż wysiada z mojego samochodu
i kieruje się z torbą na ramieniu, oraz bliźniakami w stronę domu.
Na chwilę jednak przysiadł z
nimi w piaskownicy, zrobił kilka babek, ponosił ich, popodrzucał, pokręcił.
– Zawsze chciałam mieć ojca,
który by się ze mną bawił – powiedziała Angela jakoś tak mimo woli. Położyłam
jej dłonie na ramieniu i wykonałam taki ruch jaki dziś rano Darek na moich
ramionach.
– No to coś nas łączy. Najwidoczniej
nie wybrałam tak źle.
– A miałaś dużo modeli do
wyboru.
– Modeli? A… mężczyzn. Kilkoro,
ale nie żałuje, że wybrałam tego jednego.
Aleks właśnie przekroczył próg,
więc szybko złapałam Patryka zanim wpadł z butami na dywan. Zdjęłam mu je i
dopiero wypuściłam z moich objęć.
– Boże, jaki ja jestem padnięty
– wyjaśnił Aleks ściągając czapkę z głowy Kamila. Patryk ze swoją
wczesnojesienną poradził sobie sam. Nawet grzecznie przyszedł i mi ją podał. –
Mówi się proszę – powiedział do niego Olek.
– Ose – szybko wymówił i pobiegł
z powrotem do zabawek.
– To ty się połóż, a ja cię
obudzę na obiad – zaproponowałam.
– Pewna jesteś?
Pokiwałam twierdząco głową.
Usłyszałam, że jestem kochana, poczułam cmoknięcie na czole i już Aleksa nie
było. Bliźniaki zaczęły pomagać Angeli w kuchni. Kamil był zajęty pukaniem w
garnek, a Patryk dorwał kawałek żółtej papryki i postanowił zjeść.
Zastanawiałam się jak teraz ogarnąć wszystko i tych dwóch maluchów, zaczęłam od
umycia im rąk, a dalej jakoś poszło.
W końcu zasiedliśmy koło
szesnastej wszyscy razem do obiadu. Olek nawet nie pofatygował się by założyć
koszulkę.
– Będziesz jadł półnagi? –
zapytałam.
– Zgarsza cię widok mojej
pięknie wyrzeźbionej klaty?
– Nic mnie nie zgarsza –
odburknęłam.
– A może masz brudne myśli. –
Uniósł brwi do góry jakby rzucał mi wyzwanie.
Przejechałam pod stołem dłonią
po jego udzie, zacisnęłam ją na jego penisie poprzez materiał sportowych
spodni. Potem wypuściłam i powróciłam do jedzenia.
– Nie przy dzieciach – szepnęłam
tak by nikt nie usłyszał. Uwadze Angeli oczywiście to nie umknęło, zapytała co
tak szeptamy, ale pośpiesznie wybawiłam nas z opresji. – A może zagramy
wieczorem w siatkówkę, mamy przecież boisko do plażowej. – Nie przepadałam za
siatkówką, ale wiedziałam, że Aleks lubi, a i Angela chyba jeździła na jakieś
zawody.
– Ale tak we trzech? – zdziwiła
się.
– No w sumie, przydałby się
jeszcze jeden.
– Wezmę Tomka, i tak miał do
mnie spaść, to zabawi dłużej w razie czego.
No i zjawił się Tomek w chwili
gdy ja kończyłam zmywanie. Przebrałam się tylko z bluzę z kapturem i czarne
dresowe spodnie. Był październik, nie było już tak najcieplej wieczorami. Olek
z Angelą rozłożyli siatkę, zapalili reflektory. Nie dawały aż tyle światła, ale
klimat był niepowtarzalny. Na szczęście piłka była neonowa, oczojebną i nie
dało się jej przepuścić.
– To panowie na panie? – zapytał
Tomasz.
– Oszalałeś tak to nie byłoby
szans.
– Chyba ty byś ich nie miał –
odcięłam się. – Załóż coś na siebie, bo jak na ciebie patrzę to mi zimno. –
Olek oczywiście nadał był bez koszulki. Może powinnam się cieszyć, że chociaż
założył buty, bo Tomasz uznał, że swoje zdejmie, bo mu niewygodnie w.
– Dobra, nie marudź, ja losuje –
wtrąciła się Angela. – Reszka to Tomek, orzeł to tata.
Znowu powiedziała tata – dotarło
do mnie.
– Jestem orłem, słyszeliście –
szczycił się Aleks odbijając piłkę do góry górnym odbiciem dwa razy i raz
dolnym i tak w kółko.
– Orzeł.
– No to córeczko damy im
popalić. Nie macie szans.
– To się jeszcze zobaczy. –
Postawiłam nianie na stoliki, włączyłam na maksa głośność, by w razie czego
słyszeć jakby któryś się przebudził. – My zaczynamy.
– Dlaczego? – zdziwił się Olek.
Tupnęłam nogą. – Dobra, zaczynacie. – Rzucił we mnie piłką. – Tylko nie serwuj
mi z połowy boiska, na koniec idź.
– Nie lubię końców.
– A co, boisz się, że nie
doleci? – zadrwiła Angela.
– Uważaj, bo zanim trafić w boisko
to trafię w ciebie.
– Grajcie już! – krzyknął
Tomasz.
– A no to grajcie… a bo ja mam
piłkę, już serwuje, już, po co to taki pośpiech? – Poszłam na koniec boiska,
podrzuciłam piłkę i odbiłam zrobioną z dłoni łódką.
Fajny taki ich normalny dzień.Amanda to się rzeczywiście wykończy w końcu jak będzie tyle kaw piła.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się teraz kto wygra tą potyczkę w siatkówkę chyba bym postawiła na Aleksa i Angele.
Jak wielka rodzina :) Angela widać polubiła, życie u taty i Amandy . A tego Tomka to nie kojarzę :)
OdpowiedzUsuńBardzo rodzinna część, aż sie miło czyta o tej ich wielkiej rodzinie, Cieszę się że Angela już się dogaduję z Olkiem i Amandą .
OdpowiedzUsuńSiedem kaw? Niezle :-P. Amanda zauważyła, że Angela zaczęła nazywać Aleksa tatą. Ogolnie coraz lepiej sie dogaduja, spedzaja wiecej czasu razem - pozytywnie :-)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to ich bycie rodziną :) Na prawdę zrobiło się fajnie, oby tak dalej. Ciekawe jak się czuje Olek, z tym, że Angela zaczęła go nazywać tatą. Na pewno to jest dla niego ważne.
OdpowiedzUsuńAmanda rzeczywiście ma cięty język, ta krótka wymiana zdań z Darkiem była świetna.
Ale przyznaj, że Darek i Amanda byliby fajną parą, prawda?
UsuńPrawda :)
UsuńTak zwyczajnie, miło, ciepło i rodzinnie. Jakby byli rodziną od dawna. Już nie siedzi każdy osobno a wszyscy razem. Fajnie ,że Amanda dogaduje się z Angelą, chociaż ja myślałam, ze to niemożliwe. Obie mają ciężkie charakterki. I do tego Amandy cięty język. Maggie
OdpowiedzUsuńFajnie, mile spędzony dzień :-) cieszy mnie fakt, że rodzina Górskich zaczęła się dogadywać :-)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna część.Fajnie że sie wreszcie dogadują
OdpowiedzUsuńBardzo dobra część,rodzinnie,spokojnie:) Fajnie czytać jak się u nich każdy dogaduje:)
OdpowiedzUsuńRodzinnie , ciepło tak normalnie czasem miło przeczytać taką część :) A co drużyn w siatkę stawiam na Olka i Angele .
OdpowiedzUsuńBrakowało mi w ostatnim czasie takich części na tym blogu, więc wpasowała sie idealnie ;)
OdpowiedzUsuńTo ich tata i córeczko to prawdę powiedziawszy takie trochę przesadzone dla nich - ich charakterów... ale zarazem słodkie ;)
świetne ;)
Podoba mi się taka rodzinna atmosfera i w ogóle, oby tak dalej trzymali :)
OdpowiedzUsuńFajnie że tak dobrze im się teraz układa, oby tak dalej byle nie za długo, żeby nudno nie było :)
OdpowiedzUsuńZwyczajny przyjemny dzień fajnie się czyta kiedy im się wszystko układa..
OdpowiedzUsuńZaczyna się układać i mam nadzieję, że już tak będzie na dłużej.
OdpowiedzUsuń